Nowe Lego, a więc jak zawsze jestem na posterunku! I tak jak zawsze kieruję swoją recenzję do wyjadaczy gatunku, którzy na Lego (i tych plastikowych, i tych cyfrowych) połamali zęby. Dlatego też nie będę pisał klasycznych banialuków o tym, co się w tej grze robi – jeśli nie dowiedzieliście się tego przez dziesięć ostatnich gier spod tego znaku (tak, DZIESIĘĆ, to jest jedenasta część), to ja już Wam nie pomogę.

Albo dobra, pomogę. W Lego Batman 2: DC Super Heroes robi się dokładnie to samo co zawsze, czyli wykorzystuje umiejętności legoludków i dzięki tym umiejętnościom przechodzi poziomy. Ten tutaj koleżka lata, tamten gasi pożary, a jeszcze inny ma parę w łapach i w konkretnych miejscach potrafi urwać pomarańczową rączkę, a wraz z nią parę klocków.

Gdyby jednak rozpatrywać tę grę w formie jedynie trybu fabularnego, wypadłaby słabo. Wprawdzie poziomy są dynamiczne i rozległe, to jest ich tylko piętnaście, czyli niemal dwa razy mniej niż w ostatnim Lego. Cóż się zatem stało? Ano stało się to, że nie mamy niewielkiej centralki do wybierania poziomów (czyli tak zwanego huba), tylko mamy całe, wielkie Gotham City w tym charakterze.

Pierwszy raz w świecie Lego jest więc pełnoprawny sandbox. Autorów poniosło z mikromisjami (dostajemy za nie złote cegiełki) i jest ich na mapie dobre dwie setki. Ja się poddałem po trzydziestej, po prostu nie mam siły. Ale wszystkie czerwone cegły i wszystkich bossów znajdowanych na mapie zaliczyłem!

Pomysł huba w formie miasta spodobał się bardziej mojemu synowi, który bierze samochodziki, stateczki i helikopterki i śmiga nimi bez celu między budynkami, od czasu do czasu zdobywając jakąś złotą cegiełkę i nabijając wynik punktowy (jest achievement za 10 miliardów z ogonkiem, więc chwilę jeszcze musi pograć, mimo wykupienia wszystkich mnożników). Wynika więc z tego, że to taki sandbox dla początkujących, który stanowi wstęp do tego, co dzieciaki za jakiś czas będą oglądać w grach nieco większych. Pod tym względem Lego Batman 2 znakomicie się sprawdza. Dla mnie ten gigantyczny hub to przerost formy nad treścią, zwłaszcza wobec nędznej liczby misji.

Co gorsza tym razem nie ma misji złych kolesi. Sądziłem, że się jakaś kampania na koniec odblokuje, a tu nic, zero. Wielka szkoda, że monstra i dziwolągi sprowadzono do ról pomocnicznych, większość zupełnie odzierając z fajności. Człowiek-zagadka na przykład służy do otwierania jednego rodzaju skrzynek, a Joker – do otwierania drugiego rodzaju skrzynek. To wszystko.

Grindowanie zostało w Lego Batman 2 przerzucone w całości na te cholerne złote cegiełki i to jest spory błąd. Owszem, niektóre z nich wymagają fajnego pokombinowania i parokrotnej zmiany stroju Robina czy Batmana (część strojów nie ma ekwiwalentów wśród mocy badguyów), ale gdy zabrałem się za wesołe miasteczko i szósty chyba raz powtarzałem identyczną misyjkę po to, żeby dostać szóstą złotą cegiełkę, to mi wszystko opadło, z entuzjazmem na czele. Czerwone cegiełki to z kolei banał – wystarczy kupić Jokera, Zagadkę i jeszcze jednego koleżkę, żeby dotrzeć do każdej z nich. Na dodatek wszystko jest skandalicznie tanie, więc po zdobyciu mnożnika x2 ruszamy z kopyta i w jedno popołudnie mamy wszystko (poza złotymi cegiełkami, nie pamiętam czy o nich pisałem).

Dodatkowi bohaterowie ze świata DC Comics wiele nie pomagają, a dubbing angielski – jakkolwiek znakomity – jakoś odziera to wszystko z fajnej umowności, dotychczas charakterystycznej dla legogierek. Swoje dołożył też polski wydawca… drogi polski wydawco, jak następnym razem będę chciał, żeby ośmiolatek w przeznaczonej dla siebie grze przeczytał na głos słowa “syf” oraz “bajzel” (oryginał angielski: “mess” oraz “dump”), to wiem, że mogę na Ciebie liczyć.

Lego Batman 2 określiłbym jako Lego przeciętne. Nie jest na pewno lepsze od ostatniego Lego Harry Pottera, nie jest też lepsze od najlepszego do dziś moim zdaniem Lego Indiana Jones 2. Po Lego Lord of the Rings spodziewam się więcej.