Napisałem akapicik czy dwa o tej grze w jednym z wpisów już tutaj, a nawet troszkę w drugim, ale ponieważ część czytających tego bloga wciąż woli pograć na pececie, postanowiłem z okazji pecetowej premiery tego tytułu poświęcić mu notkę.
Braid to gra platformowa, niemal w całości stworzona z obrazów namalowanych akwarelą, w której śmieszny pan w krawacie z falującą czuprynką próbuje przedostać się do końca poziomu, po drodze zgarniając kawałki puzzli. Puzzle następnie układa się w obrazek. Fabułę gry odłożę na bok, bo jest równie poetycka (i de facto nierozwikłana jednoznacznie do dzisiaj, jak to z wierszami bywa) jak oprawa graficzna – już te dwie rzeczy wystarczyłyby do uznania Braida za dzieło sztuki, ale jest jeszcze trzeci element – gameplay.
A ten w całości skupia się na rozważaniach odnośnie czasu. W grze jest kilka światów, każdy z nich ma jakieś swoje specyficzne prawa związane z czasem. Świat numer dwa (tak, grę zaczyna się od World 2!) to zwyczajne cofanie upływu czasu aż do momentu rozpoczęcia poziomu. Świat numer trzy to wprowadzenie elementów, na które przewijanie czasu nie ma wpływu. Następne levele są coraz bardziej zakręcone, mi osobiście najmocniej w pamięć zapadł ten, w którym czas ma swoje echo – ruszam ludzikiem nad krawędź przepaści, stoję tam przez chwilę, idę do dźwigni puszczającej w poprzek planszy platformę, przełączam ją i cofam czas do momentu zadumy nad rozpadliną – echo mojego działania idzie przełączyć dźwignię, a ja grzecznie stoję i czekam na platformę. Potem mamy jeszcze specjalny pierścień spowalniający upływ czasu oraz nieprawdopodobny świat, gdzie czas płynie do tyłu. No i po drodze jeszcze poziom, w którym czas płynie w przód, gdy idziemy w prawo, a w tył, gdy idziemy w lewo. Zgadza się, to oznacza, że z danym przeciwnikiem zawsze spotkamy się w tym samym miejscu.
Poziomy są stosunkowo krótkie, ale można na nich spędzić długie godziny – godziny, które trudno będzie uznać za zmarnowane, gdy zobaczycie ostatni poziom, przejdziecie go i zrozumiecie, co on oznaczał. Dla mnie zakończenie Braida było zaskoczeniem na miarę Szóstego zmysłu i chociaż mam swoją interpretację całej historii, to jednak to, co zobaczyłem, po prostu mnie zachwyciło.
Powinniście zatem zdecydowanie sprawdzić przynajmniej wersję demo, ponoć dłuższą niż xboxowa, która kończyła się dokładnie wtedy, gdy zaczynało się dziać coś ciekawego. Full na Steamie, kosztuje 13 euro. Warto.
oj warto,warto tylko kurna troszke trudne to:)
nie moge sobie poradzic wlasnie na etapie z tym “echem”
Marzenie – wydanie tego tak jak World of Goo w pudełku za 20 polskich zyli. eh…