Pozazdrościłem Cubitussowi urlopu i postanowiłem skoczyć jeszcze raz tej zimy (czyt: wiosny) na deseczkę, tak na ostatnią chwilę. Jako że jechałem sobie przez Niemcy, przypomniało mi się jedno słówko, które bardzo mi się spodobało w procesie przyswajania tego języka – a niespecjalnie przypadł mi on ogólnie do gustu. “Zwischendurch” czyli pomiędzy. Najczęściej zwischendurch były swego czasu papierosy odpalane między jednym a drugim posiłkiem  z moim niemieckimi kolegami w czasach pracy dla koncernu tytoniowego.

Od paru lat nie palę, ale kategorie “zwischendurch”  zachowałem do gier. Kiedy skończę grę naprawdę dobrą, której poświęcę dużo czasu, wymaksuję calaka i ogólnie zaangażuję się w rozgrywkę, po zakończeniu muszę mieć jakąś szybką, prostą odskocznię. Coś “in zwischendurch”, zanim znowu pogrążę się w konkretach.

Na taki przerywnik załapała się rozwałka Mercenaries 2, którą zarzuciłem w czeluści konsoli między zmaksowanym Dead Spacem a potężnym Falloutem 3. Być może nie sięgnąłbym po tę grę wcale, gdyby nie wyjątkowo niska jak na wiek gry na rynku cena. Lokalny Auchan, który bije ostatnio na głowę sąsiadującego obok Empika ofertą gier zażądał za przyjemność posiadania własnej kopii jedyne 89 peelenów, co ostatecznie przesądziło mój dylemat “w co sobie popykać” przed kolejną nasiadówką.

Gra idealnie wpasowała się w moje oczekiwania. Mercenaries 2 jest tak przeciętnie średnia pod każdym możliwym względem, że aż po pewnym czasie zaczęła mi się autentycznie podobać. Naturalnie, gdybym zaczął obcowanie z tą produkcją od darmowego dema, nigdy nie wydałbym ani grosza na pełną wersję, a moja opinia na jej temat zawrała by się w trzech żelbetonowych literach: SYF. Ale jak wspomniałem, z czasem nabiera rumieńców i zagadka takiej a nie innej ceny znajduje logiczne rozwiązanie.

Mercenaries 2 to dosyć prosta strzelanina TPP w otwartym środowisku gry, z dużym naciskiem na korzystanie z przeróżnych wehikułów oraz na efektowne eksplozje. Grafika jest dosyć przaśna, postacie i dialogi drewniane, mimo widocznych prób twórców nadania im minimalnych chociaż jaj  a system rozgrywki na początku był pewnym orzechem do zgryzienia. Jednak kiedy już zrozumiałem jak i kiedy zamawiać poszczególne rodzaje broni i wybuchowe zabawki, jak ordynować wsparcie z powietrza i jak przejmować helikoptery wroga, zabawa w szalonego najemnika na wenezuelskiej ziemi stała się całkiem znośna.

Więcej czasu, więcej talentu i więcej pracy developera mogłyby nawet obrócić ten słabo oszlifowany brylant w spory hicior, ale widocznie EA celowało w segment małowymagających, nastawionych na proste, męskie wrażenia z rozpierduchy graczy. W sumie nie mam nic przeciwko temu żeby do takowych na moment dołączyć, ale na danie główne w moim tegorocznym konsolowym menu Mercenaries2 raczej się załapie.

PS. Z zapowiedzi Just Cause 2 wynika na razie że ta gra będzie chciała takim brylantem zostać, ale co z tego wyjdzie zobaczymy w niedalekiej przyszłości.