W domu mam obecnie peceta i konsolę – to pierwsze, żeby mieć na czym pisać bloga, to drugie, żeby mieć na czym grać. Ale nie wiecie, ile już razy chodziłem wokół PlayStation 3 w Empiku czy innym Media Markcie, w swoim gadżeciarskim amoku chcąc kupić sobie coś fajnego, na czym można by pograć. I niestety – ciągle się nie mogę zdecydować.

Bo nadeszła obecnie era wyrównania wszystkiego może nie walcem, ale grabiami. Mamy na rynku dwie “główne” konsole, na obydwu jest pewna ilość rzeczy na wyłączność – ale w porównaniu z poprzednią generacją exclusivy to jest już jakaś kropla w morzu. Dlatego też ciągle szukam wystarczającego (dla mojego własnego sumienia oczywiście) powodu zakupu drugiego prądożera pod telewizor – i jakkolwiek strasznie podoba mi się Uncharted, Heavenly Sword, Little Big Planet i Killzone 2, wciąż nie jestem przekonany, czy warto wydawać te półtora kafla na nową zabawkę. No OK, Flower też bym sprawdził.

Z drugiej strony bowiem gromadzi mi się sterta gier, które powinienem skończyć na Xie (nerwowo wpatruję się w swój gamerscore ostatnio i jakoś tak chciałem, żeby dobił do 30 tysięcy). Tak sobie kombinuję więc, że jak skończę te gry, które mam teraz do skończenia, to wtedy pojawią się już nowe, a na PS3 nie będę miał czasu. To bardzo prawdopodobny scenariusz, a biorąc pod uwagę ilość zajęć, które ma na głowie przeciętny trzydziestolatek, sprawdziłby się również w przypadku innych pół-casuali, pół-hardkorów.

Tak więc na razie z drugiej konsoli (z bólem serca) rezygnuję ze względów temporalnych.

Ale Cię jeszcze kupię, PlayStation 3! Niech się tylko okaże, że Uncharted 2 faktycznie tak nierealnie rządzi jak mi się wydaje, że będzie…

Ech.