Jeszcze nie ostygł pad, a już pędzę z recenzją bardzo wyczekiwanego przeze mnie tytułu. Bioshock 2 znakomicie kontynuuje tradycje jedynki i w moim przekonaniu jest sequelem idealnym – poprawiono w nim dokładnie to, co trzeba było poprawić, jednocześnie nie wyrzucając nic do kosza.
Zacznijmy od podstaw – tym razem gramy prototypowym Big Daddym, nazywanym Subject Delta, który wraca z niewiadomych (do czasu) przyczyn do Rapture, gdzie zostawił Eleonorę, Little Sister, z którą jest szczególnie związany. Nie będę wstrętnie spoilował, ale początek, rozwinięcie i zakończenie gry wymyślono dużo lepiej niż w jedynce, a ja lepiej znałem motywację bohatera, dzięki czemu znacznie bardziej chciało mi się grać i odkrywać, co jest dalej.
Powrót Taty
Zmiany względem jedynki? Nie fundamentalne, ale istotne. Jako Big Daddy mamy zupełnie inny arsenał niż to, co było w jedynce. Zaczynamy z wiertłem, którym można srogo przygrzać (a potem jeszcze przygrzać z rozpędu), z czasem zbiór nakładek na naszą prawą łapę powiększa się o miniguna z trzema rodzajami amunicji, karabin na nity (też trzy rodzaje ammo), wyrzutnię rakiet, strzelbę i jeszcze parę zabawek, z których najlepiej wypada narzędzie do hakowania na odległość. Upierdliwy element jedynki tym samym został wyeliminowany, nie trzeba już podbiegać do kamer, wystarczy do nich strzelić. Minigra w układanie rur, najgłupsza rzecz z pierwszego Bioshocka? Zastąpiony mega prostą grą, w której wskazówka przesuwa się wzdłuż podziałki pomalowanej na czerwono, zielono i niebiesko. Za trafianie w niebieskie pola – bonus. Dobre jest to, że hakowanie nie zatrzymuje rozgrywki, więc czasami jedną ręką strzelamy, drugą walimy plazmidami (miejscowy odpowiednik czarów), a trzecią rozgrywamy minigrę.
A właśnie, plazmidy. Nasza postać rozwija się dzięki nim, to aktywne umiejętności, nie różniące się znacząco od tych z jedynki, ale pozwalające na zróżnicowany styl rozgrywki. Najbardziej przydawało mi się jak zwykle zamrażanie (a potem headshot-headshot-headshot), ale jest też kilka świetnych, świeżych pomysłów – jak na przykład plazmid pozwalający na przywołanie helikopterków strażniczych. Po ulepszeniu plazmidu helikopterki są w wersji elitarnej oraz – słodkie – mają imiona. Najlepiej grało mi się z Matthew u boku, chociaż James też srogo siał ołowiem.
Poza plazmidami są też toniki, umiejętności pasywne, które pokazują Mass Effectowi 2, jak zrobić dynamiczną grę ze strzelaniem, która ma silne elementy RPG (to tak a propos dyskusji w komentarzach pod tym artykułem). Toniki zmieniają styl rozgrywki, jest ich tona (podobnie jak miejsc na nie), więc można sobie ukształtować postać dokładnie tak, jak się chce. Dla mnie najważniejsze były toniki poprawiające jakość i tempo pracy Little Sisters.
Nowy wymiar współpracy
Bo w Bioshocku 2 z Małymi Siostrami można – a nawet trzeba – współpracować. Najpierw należy natłuc Big Daddy’ego, który chodzi razem z siostrzyczką, a potem można ją już sobie posadzić na ramię i zapytać klawiszem X, gdzie mamy się udać w celu zbezczeszczenia zwłok. Trupy do ekstrakcji ADAMu (substancji pozwalającej na modyfikacje genetyczne, w grze funkcjonuje jako waluta) leżą zazwyczaj na wielkiej, otwartej przestrzeni, więc dobrym pomysłem jest uprzednie rozstawienie wieżyczek (kolejny nowy element w dwójce). Gdy już wszystko jest gotowe, Siostra zaczyna ekstrakcję ADAMu, a zewsząd wypadają na nią hordy potworów, które musimy odeprzeć. Trudny moment, jak cała gra zresztą, ale już absolutnie najtrudniejsze jest stawienie czoła Big Sister, czyli ultralekkiej wersji Big Daddy’ego. Duże Siostry pojawiają się w charakterze bossów. I są to bossowie na tyle ciężcy, że jest achievement za pokonanie Big Sister bez odrodzenia się w Vita Chamber, miejscowym odpowiedniku checkpointu, ale pamiętającego, ile komu energii zabraliśmy.
Wbrew pozorom mamy tu do czynienia ze znacznie doroślejszą produkcją niż pierwszy Bioshock, a skoro doroślejszą i przeznaczoną dla bardziej wysublimowanej publiki, to i poziom trudności jest odpowiednio podkręcony. Nie powiem, początkowo frustrowało mnie to, jak słaby jest Delta, ale wreszcie dotarło do mnie, że tutaj trzeba grać troszkę inaczej. Mniej melee, więcej kombinowania, mniej otwartego ataku, więcej pułapek i forteli. Niezła rzecz, przypadło mi to do gustu, bardzo. Doroślejsze są również problemy poruszane przez grę, jak również fragmenty niektórych poziomów – mnie w ziemię wbiło wesołe miasteczko, będące de facto wizytówką filozofii Rapture, i to filozofii demonstrowanej za pomocą manekinów i wielkiej mechanicznej łapy symbolizującej zewnętrzny świat. Takich miejsc i momentów jest więcej. Parę razy musimy dokonać moralnego wyboru, który wpłynie na końcówkę gry – ja szedłem ścieżką światła, ale po filmie przerywnikowym widać, że ci źli mają końcówkę rozwiązaną inaczej. Wybory te zresztą nie muszą być oczywiste. Zabić zdrajcę? Przecież to tylko tchórz. A geniusz uwięziony w pojemniku, sprowadzony do funkcji mózgu i zdający sobie sprawę z tego, w jakim koszmarze żyje? Będziemy miłosierni czy nie?
O technikaliach nie wypada wspominać – są lepsze niż w jedynce czyli nadal lata świetlne przed konkurencją. Do tego jeszcze uspokajająca muzyka, kontrastująca z potwornymi, nieludzkimi wrzaskami i mamy mocną (wręcz narkotyczną) wizję świata dla ludzi o mocnych nerwach. Dodam półspoilerowo, że w pewnym momencie mamy szansę obejrzeć Rapture z zupełnie innej perspektywy i jest to doświadczenie niesamowite, wyjaśniające bardzo wiele.
Osobna sprawa to multiplayer, zrealizowany elegancko i ciekawie, chociaż o tym, czy się w niego fajnie gra, powiem za kilka godzin rozgrywki. W każdym razie podobnie jak w Call of Duty kreujemy sobie sami tutaj klasę (oraz wygląd walczącego), a potem przenosimy się w czasy przed pierwszym Bioshockiem. Strasznie mi się podoba to, że zamiast lobby w postaci ekraników mamy… pokój naszego herosa (co więcej, jest kilkoro bohaterów do wyboru, każdy ze swoim kącikiem). Można sobie połazić w fpp, można posłuchać motywującego nagrania, obstawiam też, że co jakiś czas będą się tu pojawiały nowe elementy. A co najważniejsze: gdy już wykręcimy level 40 (kilkanaście godzin to trwa), gra raczy nas outrem, stanowiącym ponoć kapitalne wprowadzenie do pierwszego Bioshocka. Nie spocznę, póki go nie zobaczę.
to jest gwiazda mojego hall of shame – pierwszą cześć mam już ługo, w ślicznym metalowym opakowaniu i dotąd go nie skońzyłem. przed tygodniem już prawie mi się udało, ale kupiłem me2 i wszystko szlag trafił.
a szkoda mi przede wszystkim dlatego, że bioshock jest jedną z tych naprawdę juź niewielu gier pokazujących, że graczy nie trzeba mimo wszystko traktować jak debili. nawet jeśli najlepiej sprzedaje się halo i zdziecinniałe cod, to można zrobić grę wysmakowaną wizualnie i scenariuszowo (no dobra, doszedłem do mega-zwrotu w pierwszej części i powalony nie jestem, ale odsłuchiwanie nagrań mnie kręci) i na niej zarobić.
Cubi – nie zauważyłem (ale jest przed 7, więc to nie znaczy, że nie napisałeś;)) czy napisałeś coś o jakości historii. dobra jest?
Świetna recka, ja po ostatnim artykule w neo+ byłem już przekonany, że to nie będzie tylko jechanie na sukcesie. Wielkie brawo, takich gier nam trzeba. Może wreszcie przejdę bio1, rozgrzebanego kiedyś na piecu.
no i w bioshocku postaci nie mają zeza 😉 zapraszam na forum
panowie, skandal!
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100208/GRY20/870836361
o zesz w dupe, wczesniej tego nie zauwazylem! heil gazeta lubuska!
Fett –> wszystko co bym napisał o fabule, byłoby spoilerem, serio. Mogłem w sumie to bardziej artystycznie napisać, ale sam strasznie nie lubię czytać takich tekstów, więc się skupiłem na tym, co mi się niespoilerowo podobało.
Ale fabuła w Bio2 jest lepsza niż w jedynce, moim zdaniem wyraźnie. W drugim akapicie napisałem “Nie będę wstrętnie spoilował, ale początek, rozwinięcie i zakończenie gry wymyślono dużo lepiej niż w jedynce, a ja lepiej znałem motywację bohatera, dzięki czemu znacznie bardziej chciało mi się grać i odkrywać, co jest dalej.” Tak więc właśnie tak. Żadnego would you kindly, tylko dobry motywator. I przepiękne, przecudne, wzruszające zakończenie.
Co do GL, to do mojej matki z dzieckiem się nie umywają nawet 😉
to tez racja 😉
Cubi, kudos za recenzje. Dziś idę odebrać zamówiona grę i obawiam się ze czeka mnie nieprzespana nocka 🙂 Trudno mi sobie wyobrazić ze fabula może być jeszcze lepsza niż w pierwszej części, ponieważ świat i klimat jaki stworzyła to było absolutne mistrzostwo.
Co do gazety lubelskiej to jest to dowód na to, ze w Polsce jest tak słaba świadomość na temat gier komputerowych. Gry cały czas uważane są za zabawkę dla dzieci. Ciekawe czy ten tatuś z artykułu kupuje także w kiosku dziecku gazetkę z filmem porno a potem pisze, że film miał jego zdaniem skandalizująca treść. Ręce opadają…
ynleborg –> pierwsza część miała fabułę niejako z tyłu, teraz opowieść jest na pierwszym planie. I jak pisałem, fantastycznie, mądrze się kończy, prowokując przemyślenia, o co o 1:30 nad ranem niełatwo 😉
Cubii, ile czasu zajmuje przejście gry?
Czy jest na świecie ktoś, kto nie lubi Bioshocka?:) Dla mnie ta gra to przykład, że nie wszystko, co oryginalne musi być fajne. Owszem, wizualnie Bioshock prezentuje się pomysłowo i efektownie, ale reszta zasługuje, wg mnie, na miano przekombinowanego dziwoląga. Fabuła jest popieprzona (w negatywnym znaczeniu tego słowa), strzelanie nudne i w dodatku to cholerne zbieranie tony pierdół. Jedynie te czary-mary wprowadzają nieco ożywienia do rozgrywki. Próbowałem kilka razy się przekonać do Bioschocka, ale w końcu dałem sobie spokój i opchnąłem go na Allegro. Zaskoczony jednak jestem, że niemal wszyscy zachwycają się tym tytułem. Dla mnie to fenomen. Większy niż amerykański szał na punkcie Halo 3.
bzofik – moze zaproponuj innego FPS z lepsza fabula i nienudnym strzelaniem?
corto –> jakieś 7h na normalu, do tego przez pierwsze 2h jest struggle, a nie granie, jest CIĘŻKO.
Don Simon, ale ja nie jestem projektantem gier czy scenarzystą. Tak jak wiele osób nie rozumie fenomenu np. Halo 3, tak ja nie rozumiem “odurzenia” Bioschockiem. Lubię mnóstwo gier, także tych bardzo popularnych. Daleki jestem od malkontenctwa i czepiania się szczegółów, jednak Bioshock to jeden z nielicznych tytułów, który ni diabła nie przypadł mi do gustu. Jest tak specyficzny i dziwaczny, że zwyczajnie trudno mi uwierzyć, iż porywa tłumy.
bzofik – ale ja nie mowie zaproponuj w sensie “stworz”, tylko zaproponuj w sensie “podaj tytuly innych gier FPS o lepszej fabule i lepszym strzelaniu”.
Osobiscie lubie i Bioshock i Halo 3, ale to ten pierwszy to dla mnie prawdziwy majstersztyk.
czyli sporo krócej niż jedynka?
Nie, minimalnie krócej niż jedynka, o jeden-dwa poziomy. Myślę jednak, że tę długość/krótkość dobrze rekompensuje multi. No i dzięki temu historia nie wydaje się rozwleczona.
Don Simon, sorry, ale źle zinterpretowałem Twoją wypowiedź.
Współczesne tytuły, które bardziej mnie wciągają i mają fajniejsze strzelanie, to choćby Half-Life 2, Modern Warfare, F.E.A.R., Far Cry 2 i nawet Halo. Jasne, fabuła w tych grach jest bardziej konwencjonalna, ale wolę takie klasyczne FPS-y niż surrealistyczne, udziwnione historie. Bioshock przypomina mi jakieś wizje lub halucynacje obłąkanego artysty. Dorzucamy do tego mało satysfakcjonujące elementy strzelanki, notoryczne zbieractwo, łamigłówki z rurami i jest produkt kompletnie dla mnie niegrywalny. Nie wiem, może gdybym lubił np. filmy Lyncha, udałoby mi się wciągnąć w fabułę. Ale nie łykam takich pokręconych wynurzeń, w związku z czym nie czuję wizji twórców Bioshocka.
No i bzofik sam sobie w sumie odpowiedziałeś na dylemat 🙂
Ja uwielbiam klimaty stworzone przez takich popaprańców jak Dali, Lynch, Gilliam, Aronofsky, Jodorowsky i inni. I dlatego w takie gry jak Bioshock wsiąkam jak w rozgrzane masełko.
Z kolei MW2 to była dla mnie droga przez mękę. Silnik w zasadzie z MW, fabuła i content na poziomie filmów sensacyjnych z Chuckiem Norrisem…
ale jak to mówią, o gustach się nie dyskutuje:)
Jasne, a większość osób grających w FPS-y to miłośnicy Lyncha i Dalego-same dusze artystyczne. Gilliam to akurat jeden z moich ulubionych reżyserów, więc co mam z tym fantem zrobić? 🙂
Moja wiedza na temat Chucka Norrisa ogranicza się do jakiegoś filmu z Brucem Lee. Ale nie pamiętam tytułu, bo nigdy nie lubiłem kopanin. Ale chętnie dowiem się od ciebie czegoś o filmach z Norrisem, skoro, jak mniemam, dobrze je znasz.
Norris to zwykły chujek (choć seria filmów Delta Force, była nie zła). Najlepszym aktorem jest przedwczesnie niestety emerytowany Michael Dudikoff. Dziwne, że ani Jodorowsky ani Gilliam nie zatrudnili go w żadnym filmie ;).
No patrz, u Bunuela też chyba nie grał, chociaż tytuły filmów dosyć podobne 😉
A patetnt na wydłużenie gryu w Bioshocka jest banalnie prosty – kiedy dwukotnie brałem się za jedynkę, zawsze zapominałem, że jest ta strzałka, która pokazuje gdzie iść. Nie patrz na nią, a pograsz dużo dłużej 🙂
Cubi,
ja podchodziłem do tej gry z przeciwnej pozycji – nie czekałem na nią, niewiele się po niej spodziewałem, bo uważałem, że to kiepski materiał na sequel – a też do mnie trafiła. Nie wiem, czy też odniosłeś takie wrażenie, ale im głębiej się brnie w tę opowieść, tym bardziej angażuje emocjonalnie (przez pierwsze kwadranse myślałem, że to niestety średniak, mimo fajnej, mocnej sceny na początek).
Rzadki atut, zwykle im dalej w las, tym mniej się chce dociągnąć do napisów końcowych. Choćby z tego powodu warto spróbować.
Jak dla mnie w pojedynku z “Mass Effect 2” wyraźny zwycięzca.
Recenzja w ten piątek.
Serdecznie pozdrawiam
Olaf Szewczyk
PS Szlag mnie trafił, gdy wraz z grą dostałem kwit NDA do podpisania, a w nim litanię spojlerów poprzedzanych “No mention of…” lub “Absolutely no mention of…” Odruchowo przeczytałem z rozbiegu.
Mnie również wydawało się, że sequel nie zadziała w tej historii. Teraz czekam z niecierpliwością
Olaf –> zaangażowanie emocjonalne nieporównywalnie większe niż w jedynce, to prawda. I zgadzam się, zdecydowany zwycięzca w pojedynku z ME2.
Kwit też przeczytałem, aż chyba zrobię spoilerowy wpis jakiś, dla odpornych na spoilery 😉
Here’s a spoiler: JESUS DIES! 😉
A są jakieś “momenty” w tej nowej części Bioshocka? Bo kumpel mi powiedział, że wg jakiejś gazety, tatusiek to zboczeniec i satanista. Jeśli koleś obraca mroczne pielęgniarki czy inne wyuzdane kelnerki, chętnie pogram 🙂
link do tego tekstu masz na górze komentarzy. a tutaj do bloga autora: http://jedzura.redblog.gazetalubuska.pl/2010/02/09/bioshock-2-moja-opinia/
Wydaje mi się, że szkoda pary na komentowanie tych “rewelacji” gazety lubuskiej. Autor ma warsztat na poziomie 5 klasy szkoły podstawowej. Gra nie jest dla dzieci, koniec i kropka. Komentarze tej sytuacji pojawiły się na zachodnich portalach i teraz wszyscy śmieją sie z zaściankowej Polski. Dzięki Ci Panie Kononowiczu gier komputerowych!
Oj tam, czepiacie się, człowiek z lubuskiej ma rację 🙂 Pownien zostać naczelnym Polygamii 🙂
tak jest, w końcu ktoś napisał coś oryginalnego
Mamy pytanie, o jakich “technikalia” chodzi gdy mówisz że są poza zasięgiem konkurencji? Bo jeśli chodzi o grafikę to moje odczucia są raczej rozbieżne z Twoimi.
Co Ci się nie podoba w grafice?
Głównie tekstury i to, jest praktycznie taka sama jak w jedynce. Może dlatego, że po pięknym, ale sterylnym ME2 taka ilość brudu już nie robi takiego wrażenia.
Nie przeczę, zagraceni.pl jest dla mnie opiniotwórczym blogiem. Niejednokrotnie przekonałem się, że recenzje tutaj umieszczone pokrywają się z moimi preferencjami.
Uwielbiam Bioshock 1, przeszedłem go kilka razy na PC, sprzedałem, pożyczyłem na xbox’a i z przyjemnością strzeliłem calaka 😀
Po tej recenzji jestem pewien, że kupię B2 na iksa (niestety achievementy) i pogram – może nie teraz, niech będzie tańszy 😀
Rozumiem, że Bioshock może się nie podobać, nie rozumiem jednak dlaczego 😀 Argumenty typu “udziwniony”, przekombinowany, nie mają zastosowania w przypadku Bioshock. Jedynka była dla mnie bardzo spójną, dopracowaną i przemyślaną produkcją. Ta gra znajduje się w czołówce ulubionych gier.
Recenzja bardzo mi się podoba. Odpowiada na kilka pytań, które miałem nie zdradzając zbyt dużo ze “smaczka” gry. Dzięki.
ktoś pograł w to na x-sie w multi? Bo ja kurwa po 30 minutach czekania w lobby spasowałem. Za każdym razem niby hostowałem i musiałem czekac az ktos sie rzyłaczy, bez powodzenia. Ani razu nie wciagneło mnie do cudzego lobby. WTF?
Coś masz nie tak z NAT-em, ja grałem przed premierą jeszcze bez większych problemów, a po premierze od razu trafiałem do gry. Fakt że niektóre tryby są opuszczone, nie wiem czemu ludzie tak kochają FFA i DM, ale do CTF też spokojnie znajduje się team w parę chwil.
Pianandrill –> miło czytać takie komentki, thanks! 🙂
chwile pograłem – multi nawet, nawet. Singla nie chciałem rozgrzebywać, poczekam aż beda mógł przysiąść na dłuższą sesję. Net nie jest super szybki, ale z innymi grami nie mam problemu.
Osobiście grałem w bioshock’a 2 grę przeszedłem w 7 godzin krócej niż 1 ale gra jest zarąbista i będę ją jeszcze z 2 razy przechodził a jak chcecie poznać inną recke wejdźcie na gieromaniak.pl
BioShock 2 jest swietny. Duzo wiecej w nim rpg niz w MassEffect 2. Najlepsza opcja to mozliwosc wylaczenia tych idiotycznych respawnow , wtedy na hard kazdy blad kosztuje wiele bo quick savy sie dlugo robia i sie save spamowac nie chce .
Gra GENIALNIE zoptymalizowana. Nawet lepiej niz ME2 , a to ten sam silnik. Mi na gtx 260 spokojnie leciala z mieszanym aa x 8qs z nhancera w 1600×1200 na full i nie spadal fps ponizej 50 fps nawet jak wdawalem sie w walke wrecz z seria alfa. Nie moge sie wypowiedziec o broniach bo uzywalem jedynie wiertla i plazmoidow od momentu zdobycia toniku na odnaianie hp i many w wodzie i przywoalnie roju gra stala sie zdecydowanie za latwa. wystarczylo wlezc do fontanny i spamowac roj a ze mialem 2 toniki zmniejace uzycie many ( lvl 1 i lvl 2 ) oraz tonik ktoy blokowal uzycie broni i zostawial nas z wietrlem kamer ai hack toolem w zamian za olbrzymie zmniejszenie uzycia many . Jak dla mnie troszke przegieli z spellem przyzwania roju . Jedyny srogi mankament w BS2 to “plastykowsc” grafiki ale to samo jest w me2 wina silnika imho