Od czasu premiery nowego dodatku do World of Warcraft niewiele pisałem na blogu – jak zwykle z tego samego powodu. World of Warcraft jest niezmiernie skutecznym pożeraczem wszystkich innych gier, nie byłem więc w stanie grać w nic innego. Teraz jednak skończyłem grać w Warlords of Draenor, ale zanim wrócę do znacznie ciekawszego (również dla mnie) pisania o różnych grach, najnowszemu dodatkowi do WoW-a należy się kilka słów (a nawet akapitów).

Warlords of Draenor nie jest najlepszym dodatkiem do WoW-a. Nie ma najciekawszych krain ani questów, nie wywraca do góry nogami sensu gry, nie wprowadza nowych, rewolucyjnych mechanizmów. Ale to, co wprowadza, robi na tyle dobrze, że nie byłem w stanie się od niego oderwać. Po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że połączenie mechanizmów MMO z “przyklejającymi” użytkownika sztuczkami rodem z Farmville wytworzyło mieszankę piorunującą.

Najważniejszym elementem Warlords of Draenor jest garnizon. Garnizon to coś takiego, jak poletko z Mists of Pandaria, ale rozdmuchane do rozmiarów gry w grze. W garnizonie decydujemy o budowaniu nowych budynków, zlecamy w nich prace wytwórcze, jak również wysyłamy naszych popleczników (zbieranych głównie podczas normalnej gry) na rozmaite misje, z których przynoszą rozmaite przedmioty lub pieniądze. Za budowę, rozbudowę (każdy budynek ma trzy poziomy) oraz misje płacimy nową walutą, tak zwanym garrison resources. Surowce te zbieramy codziennie z samouzupełniającej się kupki, możemy je też wytwarzać w kilku budynkach w zamian za rozmaite rodzaje surowców podstawowych.

Moją główną czynnością w Warlords of Draenor, gdy tylko miałem chwilę czasu na granie, było ogarnianie garnizonu. Znajdziemy w nim małą kopalenkę, w której własnoręcznie wydobywamy rudę, znajdziemy ogród z ziołami, które własnoręcznie zbieramy. Możemy wziąć questa codziennego na łowienie rybek, a tu jeszcze trzeba ogarnąć wszystkie warsztaty, sprawdzić, co poplecznicy przynieśli z misji, wysłać ich na kolejne misje… brzmi znajomo?

Brzmi. Gdyby zastąpić “Warlords of Draenor” tytułem jakiejś gry z Facebooka i gdyby podmienić nazwy budynków na inne, dostalibyśmy wzorową pętlę, czyli gameplay loop. Po polsku “pętla” ma dodatkowe wisielcze skojarzenie i w końcu dotarło do mnie, że klikam w guziczki po to, żeby mieć więcej materiałów do kolejnego klikania w guziczki. Wycieczki poza garnizon robiłem rzadko, bo niestety w Warlords of Draenor po osiągnięciu maksymalnego poziomu i zdobyciu w miarę OK przedmiotów nie ma zbyt wiele do roboty poza garnizonem. Nawet wycieczki do instance’ów mają mały sens, bo jedyne, co w nich zdobywamy w nagrodę za pierwsze ukończenie w ciągu dnia, to garrison resources.

Dlatego też w mojej głowie tytuł tego dodatku to “Warlords of Garrison”. Podobało mi się w miarę, ale zdecydowanie lepiej bawiłem się w Cataclysm i Mists of Pandaria. Rozumiem biznesowy sens klejenia graczy do mechanizmów uzależniających, ale ta gra jest znacznie mniej fajna dla mnie niż przy poprzednich dodatkach.

Wracamy do normalnego rytmu bloga. W tym tygodniu napiszę o The Talos Principle, 80 Days, The Swapper i Assassin’s Creed: Unity, bo właśnie w te gry udało mi się sporo pograć. Sio, World of Warcraft. Do zobaczenia przy kolejnym dodatku.