Nie lubiłem Baldursa jedynki ani Baldursa dwójki. Wciągnął mnie dopiero Planescape: Torment i było to jedyne fantasy crpg, jakie kiedykolwiek nie tyle skończyłem, ile po prostu rozgrzebałem. Dlatego też do DAO podchodziłem jak pies do jeża, z dużą dozą nieufności. Przekonał mnie dopiero niegrający znajomy, który na Gwiazdkę dostał PS3 razem z Dragonem i jak rozmawialiśmy w okolicach 5 stycznia, to miał 55 godzin na liczniku i mówił, że od lat chciał w coś takiego zagrać. No więc pomyślałem sobie – jak kazuar gra i jakoś mu to idzie, to może i ja zagram.

No i zagrałem.

Na liczniku na razie kilkanaście godzin, ale uczucie euforii nie opuszcza mnie ani na chwilę – czy to kogoś leję, czy z kimś prowadzę kilometrowe dialogi. Gra jest jednocześnie i odpowiednio duża, i fascynująco zwarta. System walki jest stosownie konsolowy (na pecetach jest trochę inaczej, bardziej taktycznie i chyba trudniej), boli mnie niestety mała liczba przycisków na padzie, bo moja główna pani maguska już ma tyle niezbędnych w każdej walce skilli, że nie mieszczą się jej pod shortcutami. Ale to jedyna irytująca mnie rzecz, bo system to tury schowane w szybkim erteesie z masą umiejętności, a więc soczyste połączenie. Nie denerwuje mnie nawet krytykowany za prostotę system definiowania zachowań podwładnym, bo na razie mi wystarcza to, co potrafią.

Nawet paskudna grafika (twarze to katastrofa) nie jest w stanie mnie od tego tytułu odpędzić, bo proste – ale nie prostackie – zabiegi fabularne pobudzają ciekawość i gonią naprzód. Do tego jeszcze w grze jest idealna dla mnie ilość tak zwanego lore’u, czyli historii, okoliczności, legend – nie nudzi mnie czytanie o jakichś starych rytuałach, bo teksty napisane są sprawnie i wartko. Nie będę ryzykował i nazywał DAO książką w ubraniu gry komputerowej, ale blisko do tego połączenia.

I jest jeszcze jeden aspekt, który mnie tutaj mocno trzyma. W DAO gra się trochę jak w WoWa w trybie singleplayer rozbudowanego o drużynę tak pod względem walki, jak i fabuły. Na szczęście, w przeciwieństwie do WoWa, DAO się w którymś momencie skończy, a ja się otrząsnę.

Wystawiam cztery starsy, bo zdaję sobie sprawę z niedoskonałości tej gry.

Aha, te 55 godzin mojego znajomego było zrobione na PS3 podłączonej do 55-calowej plazmy… eurozłączem. Nie po HDMI. Znajomy nie wierzył, że będzie jakaś różnica, a nie chciało mu się wyciągać zakupionego kabelka, który troskliwa rodzina dostarczyła mu razem z konsolą. Niech TO przesądzi o sile DAO 😀