Po dłuższej chwili przerwy udało mi się skończyć Quantum Break. Wiele o grze napisałem w pierwszych wrażeniach dobry miesiąc temu, ale teraz, gdy już pył po napisach końcowych opadł, gotów jestem do podsumowania.

Quantum Break to dobra gra. Ma w sobie naprawdę fajne pomysły, olbrzymi budżet, interesujące mechaniki i potrafi nieźle przykuć do konsoli. Cierpi jednak na syndrom “ej, zróbmy z tej gry film” i to cierpi tak bardzo, że dobre wrażenia pod koniec rozgrywki zaczynają się rozmywać. Wbudowany w grę serial odpływa w kierunkach astralnych razem z resztkami rozsądku, które umierają podczas kolejnych zakrętasów fabularnych. Przyznam się szczerze, że nagromadzenie dziwacznych rozwiązań w opowiadanej przez grę historii osiągnęło u mnie masę krytyczną i ostatni odcinek serialu… przewinąłem.

Nie miałem już siły słuchać o countermeasure, straciłem zainteresowanie tym, kto w której rzeczywistości siedział i dlaczego. Chciałem już tylko dotrzeć do końca i poznać zakończenie, które było – wbrew fabularnym szaleństwom – dość przewidywalne. Gdy wyjechały napisy, poczułem sporą ulgę.

Niedobrze czuć ulgę, gdy pojawiają się napisy końcowe. Po części było to spowodowane właśnie tą nieszczęsną historią, ale równie ważną rolę zagrał też game design, z którym gra pożegnała się przed walką z ostatnim bossem. Walka była nierówna, nieprzyjemna i nie dała mi wykorzystać w zasadzie żadnych umiejętności spośród tych, które posiadłem podczas przechodzenia gry. Sfrustrowałem się do stanu rzucania padem (o dywan).

Quantum Break nie bardzo wie, czym chce być. Serial? Może być, ale po co to granie, między odcinkami? Gra? Całkiem fajna, ale po co te półgodzinne filmy pomiędzy etapami? Koniec końców, po ochłonięciu, doszedłem do wniosku, że była to klasyczna gra, o której się mówi “Okej”. Ani wybitnie dobra, ani katastrofalnie zła. Raczej do niej nie będę wracał, chociaż pewnie kiedyś wspomnę, bo część gameplayowych rozwiązań była naprawdę niezła. No i ta mistrzowska animacja twarzy.

Liczę na to, że kiedyś powstanie sequel (albo już powstał, w innej rzeczywistości) i tym razem nie będę zmuszony do oglądania serialu z pogranicza Marvela i Lostów.