Jak już napisałem w komentarzach do tego artykułu, PSP zrobiła mi niemiły numer i mimo obkupienia się w rozmaite gry z przeznaczeniem wakacyjnym, postanowiła się popsuć. Chcąc więc nie chcąc, zostałem skazany na rozrywanie się książkowe (skończył mi się papier po tygodniu niestety), a następnie ajfonowe. I właśnie o tym drugim chciałbym napisać kilka słów.

Broken Sword

Więc tak: na iPhone’ie jest mnóstwo kapitalnych gier, o których massca pisał już tutaj . Ja jednak postanowiłem sprawdzić w pierwszej kolejności swoją nostalgię i ściągnąłem na początek Broken Swordaw wersji reżyserskiej. Jakież było moje zdziwienie, gdy gra wcale nie zaczęła się od clowna w restauracji, tylko od kompletnie nowego epizodu z Nico w roli głównej! Bardzo mnie to pozytywnie zaskoczyło, podobnie jak poziom konwersji na telefon – jest dorobiony specjalny interfejs pod dotykanie, a do tego oczywiście mamy wszystkie dialogi w pełnym audio. Grafika wyciśnięta do granic możliwości (chociaż nie widziałem update’u pod iP4, więc pewnie wyższej rozdziałki nie ma), bardzo przyjemna była to rozrywka, szczególnie że do gry dołączony jest zmyślny system podpowiedzi, nie pozwalający się zagotować niecierpliwemu graczowi, a takim się ostatnio stałem.

Cóż, skoro poszło mi tak świetnie z Brokenem, postanowiłem dofinansować Revolution Software i Charlesa Cecila jeszcze troszeczkę i kupiłem sobie Beneath a Steel Sky, jedną z moich ulubionych przygodówek wszech czasów. Tu zastosowano równie dobry interfejs jak w Brokenie, ale grafika jest wyraźnie gorsza. Nie zmienia to faktu, że gra ma w wersji iPhonowej WRESZCIE prawdziwe intro (a nie “leci samolot i się rozbił, szukać Overmanna”, a gracz siedzi z wielkim wtfem na twarzy) oraz bardzo niepokojące outro (nie będę spoilował, ale warto skończyć grę tylko dla obejrzenia właśnie tego outra).

Puzzle Quest

Po przygodówkowych wysiłkach postanowiłem zerknąć na megaprzeboje ajfonowe. Na pierwszy ogień poszło Rolando, ale gra nie przypadła mi specjalnie do gustu, głównie przez udziwnienia wobec mojego ukochanego Loco Roco. Skupiłem się wobec tego na granie w trzy diamenciki i był to strzał w dziesiątkę – tak daleko w Puzzle Queścienie dotarłem jeszcze nigdy, chociaż gra zaskoczyła mnie w pewnym momencie stwierdzeniem, że muszę dokupić do niej Chapter Three, żeby grać dalej, co mnie dość mocno rozeźliło. Frustrację wyładowałem w Bejeweled Blitzu, który jednak dynamiką i miękkością nie dorównuje facebookowemu.

RPGi zeksplorowałem, grając w Dungeon Huntera, diablopodobnego hack’n’slasha od Gameloftu, ale nie umiem jednak grać bez fizycznej gałki pod lewym kciukiem. Gra jest całkiem spoko, lootu sypie się mnóstwo, grafika trójwymiarowa zdecydowanie daje radę, ale jakoś brakuje temu tytułowi magii.

Mam podróż służbową w piątek na drugi koniec świata, zobaczymy czy mi to PSP nareperują, czy nadal będę skazany na eksplorowanie AppStore’a. Które jednak okazało się znacznie bardziej przyjemne niż sądziłem. No i zawsze zostaje mi drugie przejście Plants vs Zombies i nawalanie ptaszyskami w Angry Birds.