Lubiłem pierwszego Assassina. Nie, naprawdę. Być może to przez to, że grałem w niego maksymalnie jedną godzinę ciurkiem, a może dlatego, że fascynuje mnie archeologia i historia – faktem jest, że grało mi się w ten tytuł znakomicie i skończyłem go z czystą przyjemnością. Oczywiście nie miałem czasu ani ochoty szukać wszystkich flag czy templariuszy, ale całkiem sporo w nim punktów uzbierałem.

Z tym większą niecierpliwością czekałem na “dwójkę”, którą kupiłem w dniu europejskiej premiery (nie miałem siły czekać na spóźnioną premierę PL) i którą już całkiem konkretnie rozgrzebałem.

I powiem szczerze, że chyba nigdy żaden sandbox mnie tak nie ubawił. Przez pierwsze dwie godziny nie robiłem NIC poza łażeniem po Florencji, wspinaniem się na jej najwyższe budynki i skakaniem na mordę z ich szczytów. To prawdopodobnie dlatego, że w prawdziwym życiu Florencję uważam za jedno z najpiękniejszych miejsc świata (chociaż już 30-godzinna burza – byłem tam z namiotem – nie była szczególnie przyjemna). Ale w miarę odblokowywania kolejnych obszarów gry okazywało się, że gra ma nie tylko walory turystyczne. Ma wszystkie walory potrzebne grze wybitnej.

Wyeksponowany przez PR wątek latania to w rzeczywistości jedna krótka misja...

Wyeksponowany przez PR wątek latania to w rzeczywistości jedna krótka misja...

Mamy tu kilka całkiem sporych miejscowości, a w każdej z nich masę rzeczy do roboty. Początkowo są to tylko zadania wątku głównego, ale w miarę zagłębiania się w fabułę – a tym razem nie jest ona sprowadzona do “akcja w przeszłości, kilometrowe, nudne gadki w teraźniejszości” – pojawia się coraz więcej zadań pobocznych. Ot, poznajemy Wawrzyńca Wspaniałego, a ten pragnie, aby parę osób pożegnało się z życiem. Ktoś chce, żeby mu przenieść paczkę czy list, ktoś inny pragnie, aby mu udowodnić, że biegamy szybciej od niego… zadań jest tu prawdziwa masa, ale najważniejsze jest to, że misje wątku głównego to tym razem sandboksowy majstersztyk i nie ma już pamiętanego z pierwszej części nudnego wypełniania takich samych zleceń. Teraz jest fabularnie, i to kapitalna wieść.

Ale to nie wszystko, bo twórcy poszli jeszcze dalej, dając nam całą masę innych możliwości. Ezio, drugi główny bohater (bo pierwszy to Desmond, żyjący we współczesności potomek Asasynów), co chwila dostaje nowe bronie, może też się obkupić w sklepach z obrazami, zbrojami i orężem. Skąd brać na to kasę? Z początku z kradzieży, z czasem odblokowuje się posiadłość jego rodziny i od tego momentu zaczyna się wątek simcity, czyli rozbudowa określonych budynków i kupowanie nowych. W zamian za inwestycje goście odwiedzający nasze miasto zostawiają w nim coraz więcej kasy… która trafia prosto do naszej kieszeni, oczywiście na zbytki. Forsę można też wydawać na pomocników – kurtyzany odciągają uwagę strażników, złodzieje zmuszają ich do pogoni, a wojownicy – zgadliście.

assii_scr2

Misje niekiedy zmieniają zasady rozgrywki - ucieczka powozem to całkiem niezła zabawa

Do tego oczywiście mamy piękne włoskie miasta, oszałamiające widoki z góry, skakanie na pysk w stóg siana, walki oparte niemal w całości na kontrach, rozbudowany system rozpoznawalności Ezio jako przestępcy (można obniżać poziom rozpoznawalności poprzez zabijanie świadków, zrywanie listów gończych oraz przekupywanie heroldów), masę broni białej i jedną sztukę palnej oraz przezabawnego, gapowatego Leonardo da Vinci w roli głównego pomagiera asasyna. Mamy tu też masę kapitalnego kolekcjonerstwa – głównie dotyczy to glyphów, fragmentów pliku pozostawionego dla Desmonda/Ezio przez poprzedniego nieszczęśnika, któremu grzebano w pamięci genetycznej. Nie dość, że trzeba znaleźć tajemniczy rysunek na budynku (oczywiście gra bawi się z nami, pokazując, na których budynkach znajdują się rysunki, ale skąpiąc dalszych szczegółów), to jeszcze potem należy rozwiązać nierzadko naprawdę trudne zagadki logiczne. Oprócz tego oczywiście mamy klasyczne kolekcjonerstwo (sto ptasich piórek), oraz kolekcjonerstwo równie zakotwiczone w fabule (strony Kodeksu Asasynów, a jak się to wszystko razem ułoży i spojrzy okiem orła, to jakaś mapa świata zaczyna wychodzić)…

Wady? Są dwie. Po pierwsze, grafika przy zbliżeniach powoduje skurcz mięśni twarzy, bo to one właśnie zrobione są naprawdę źle. A drugi minus to zbyt niski poziom trudności – używanie mikstur leczniczych w środku walki przywodzi na myśl Diablo. Ale tam było 20 przeciwników naraz, tu rzadko zdarza się więcej niż siedmiu. Ale jeśli ktoś chce przeżyć kapitalną fabułę, napatrzeć się na renesansową Italię i chociaż przez chwilę poczuć potęgę asasyno-parkourowca, zdecydowanie powinien w Assassina II zagrać. Pod każdym względem jest lepszy od jedynki.