Niemal dokładnie miesiąc temu Cubituss umieścił na naszym blogu swoje wrażenia z Assassin’s Creed II, przyznając grze całe pięć gwiazdek. Jako że była to jedna z największych premier ubiegłego roku, parę słów również ode mnie.

Grę skończyłem po dwóch tygodniach dosyć nieregularnego spółkowania. Z jednej strony AC2 jakoś magnetycznie nie przyciągał mnie przed konsolę, z drugiej – byłem trochę zajęty innymi sprawami. Za każdym razem jednak kiedy zastanawiałem się czy odpalić sprzęt i wrócić do średniowiecznej renesansowej Italii odpowiedź brzmiała: “czemu nie”.

To dla mnie największa zaleta drugiej edycji tej serii – maksymalny klimat, budowany przez starannie doszlifowaną grafikę, architekturę miast i przede wszystkim dźwięk. Soundtrack jest naprawdę udany, muzyka pasuje idealnie do wydarzeń i aktywnie zmienia tempo i charakter w zależności od naszych poczynań. Również odgłosy ulicy pozwalają wczuć się w jej atmosferę – oczywiście jeśli przymkniemy ucho na fakt, że dominuje angielski, lekko tylko wymieszany z włoskim.

Dalej jest już trochę gorzej. Co prawda twórcy gry dołożyli wszelkich starań, żeby usunąć najpoważniejsze potknięcia pierwszej części, z wszechobecną nudą na pierwszym planie, ale mam wrażenie że mimo wszystko zostali w pewnym koncepcyjnym rozkroku, do końca nie będąc przekonanym jaki gatunek gier ma w AC2 dominować.

Nie można powiedzieć o niej że jest “skradanką” bo nie można tutaj ani kucnąć, ani się schować za rogiem czy skrzynką, nie można się położyć albo ukryć w jakimś cieniu. Niby można wtopić się w grupkę przechodniów, ale nie daje to nam żadnych realnych możliwości taktycznych.

Nasz bohater jest skrytobójcą, ale większość zleceń i tak wykonywać musi metodą “na Diablo” – dopierdalając bez ogródek każdemu kto nawinie się pod miecz. Tutaj wychodzi największy ból tej gry, który kładzie się cieniem na całościowej ocenie: jest ZA ŁATWO. Problem polega na tym, że jakich byśmy nie otrzymali od twórców trików, broni, ciosów specjalnych czy uników – zawsze najlepiej działa proste walenie w guzik ataku i napieranie na każdego kolejnego przeciwnika aż do skutku. W kilku momentach owszem, robi się za gorąco, ale od czego mamy magiczno-medyczną tabakę, którą wystarczy w ułamku sekundy wciągnąć nosem i zregenerować zdrowie do pełna.

O ile walka z przeciwnikami i toczenie przed siebie fabuły idzie jak po maśle, o tyle naprawdę trudno robi się gdzie indziej. Chociaż “trudno” to może złe słowo – jest raczej “frustrująco wkurwiająco”. Chodzi mi o specjalne, dodatkowe miejsca, gdzie wykazać się należy umiejętnością skakania z gzymsika na gzymsik, najlepiej w bardzo krótkim czasie. Dodawać chyba nie muszę, że do celu prowadzi jedna, precyzyjnie zaplanowana droga a jeden nieudany skok kończy się glebą z większej wysokości i całą wspinaczkę zacząć należy od nowa. Jako że gra to typu TPP, wystarczy lekko krzywo ustawiona kamera za plecami naszego parkurzysty i już lecimy nie tam gdzie chcieliśmy. Grrrrrrrr…. Na usprawiedliwienie gry muszę dodać że takie skakanki wsadzono w lokacje do których nie musimy zaglądać aby ukończyć grę, ale już łowcy calaków będą musieli się z nimi zmierzyć – w tym momencie życzę powodzenia…

I jeszcze żeby nie było że marudzę i nie umiem grać – tak, doceniam i na piątkę oceniam całą koncepcję animacji postaci, to jak się rusza, biega, skacze, wspina po pionowych wieżach i ścianach. To naprawdę jest genialne, ale to tylko środek do celu, a nie cel sam w sobie.

Jeśli chodzi o inne aspekty gry zgadzam się z Kubą i dłużej już zamulać nie będę. Powstrzymam się od osobnej oceny, pięć gwiazdek mojego blog-partnera to dobra ocena, bo i gra dobrą jest. Nie żałuję absolutnie, że poświęciłem jej kilkanaście godzin gry, chociaż mam zastrzeżenia, o których powyżej.

Trzecia część Assassin’s Creed jest pewna jak techno w Trendzie, nie trzeba też być certyfikowanym astrologiem aby przypuszczać że twórcy przesuną całą historię grzebania we wspomnieniach o parę setek lat do przodu (stawiam na erę maszyny parowej), tak aby czwórka załapała się na drugą wojnę światową a piątka na czasy współczesne.  Niezależnie od tego, dobrze by jednak było aby developerzy  zastanowili się w jaką stronę chcą iść z gameplayem i co ma być głównym gwarantem rozrywki i satysfakcji z gry. Jak dla mnie pizganie na oślep mieczem, wspinanie po ścianach i bieganie pod dachach to ciut za mało.

massca