Mało grających rodziców w naszym necie i świecie, oj mało. Dbając o zapełnienie luki, chciałbym przedstawić swój top ten gier dla dzieci, przy których nie narazicie się na gromy ze strony żadnej z babć. Oczywiście jeśli dziecko nie potrafi jeszcze dobrze operować padem, na pewno będzie prosiło o pomoc, więc nie traktujcie tego jako pewny sposób na spokojne popołudnie. Raczej jako coś, co może się Wam przydać, jeśli chcecie dziecku pokazać wspaniały świat gier. Polecam też z dzieckiem posiedzieć i – w wypadku przygodówek – spokojnie poprzechodzić krok po kroku, to bardzo przyjemne i dla dziecka, i dla Was. I wpadają jeszcze achievementy. Oczywiście nie skasowałem niniejszym wpisem wszystkich gier edukacyjnych, ale one są na pecetach, nie na konsolach, a to na tych ostatnich się skupiam.

I od razu, zanim zacznę pisać, apel – panowie wydawcy! Gry powinny być w wersjach PL! Ja wiem, że to wielki koszt i murowana wtopa finansowa, ale jak chcecie zbudować rynek bez zasiania swojego ziarna wśród najmłodszych?

Cały materiał testowany na moim sześcioletnim, polskojęzycznym synku, który patrzy na Was z fotki po lewej stronie.

10. Planet 51

01_planet51

Platforma: PS3, Xbox 360

Podsumowanie: Całkiem sympatyczna gra o ufoku i jego sąsiedztwie, znakomite wprowadzenie w świat sandboxów. Śladowa ilość przemocy, za to sporo kombinowania, wyścigów, szukania szczegółów i podziwiania widoków, czyli rzeczy, które sześciolatek strasznie lubi sam z siebie.

Rola rodzica: średnia. Okazjonalna pomoc w przejściu jakiegoś fragmentu lub trudniejszego wyścigu, wskazanie dokąd pójść, jeśli dziecko jeszcze nie rozumie konceptu radaru.

9. Banjo-Kazooie: Nuts & Bolts

02_banjo

Platforma: Xbox 360

Podsumowanie: Bardzo, bardzo, ale to bardzo rozbudowana gra z otwartym światem, okazją do zwiedzania i podziwiania, ale także – to już na następnym etapie – zaawansowanym mechanizmem projektowania pojazdów. Trzeba pokazać ten element dziecku, ale potem spędzi samo długie godziny w edytorze, umierając ze śmiechu po doczepieniu skrzydeł do samochodu. Przemoc jest umowna, chociaż okładanie pojazdów policyjnych kluczem francuskim i uciekanie przed nimi nie wzbudza aprobaty rodzica.

Rola rodzica: bardzo wysoka. Trzeba pomagać przy trudniejszych zadaniach i dobierać do nich odpowiednie projekty – o ile oczywiście dziecko chce, żeby mu odblokować kolejne wyścigi i zadania. Gra niestety nie ma kwestii wokalnych – Jasiek mnie dopytuje co chwila “co Pan Komputer powiedział”. Dobrze chociaż, że są polskie napisy, nie muszę się gimnastykować z tłumaczeniem.

8. Cloudy with a Chance of Meatballs

03_cloudy

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: Wyjątkowo łatwa gra na podstawie wyjątkowo smakowitego filmu. Jest przemoc, ale tylko wobec gumiastych miśków, kawałków ogórków i innych przerośniętych produktów żywnościowych. Wymaga niezłego kombinowania, szczególnie na dalszych poziomach – maluch musi wybrać na przykład nóż, żeby pokroić ogórek, a potem widelcem poprzenosić jego kawałki i ułożyć w stertę, po której dostanie się na wyższą półkę. Poziomy są krótkie i mało frustrujące, chociaż pod koniec robi się już ciężko.

Rola rodzica: niewielka. Trzeba wytłumaczyć sterowanie, pokazać jak działają gadżety, wyjaśnić, jak wejść po pionowo ustawionej pajdzie chleba (trzeba ją opryskać miodem najpierw). A potem już można tylko patrzeć, jak młodzież puchnie z dumy, kończąc kolejne poziomy. Oczywiście brakuje polskich wokali, można to naprawić, grając na pececie. W polskiej wersji gra nazywa się Klopsiki i inne zjawiska pogodowe.

7. Burnout Paradise

04_burnout

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: Tu niejednemu rodzicowi brew podjedzie do góry – jak to, gra o wypadkach samochodowych idealną zabawką dla małego dziecka? Cóż – odpowiem. Dzieci widzą wypadki w bajkach, złapią je kątem oka w oglądanym przez Was filmie, nieświadomie wchłoną przy oglądaniu wiadomości – a potem będą chciały te wypadki odtwarzać, możliwie bez krwi i poszarpanych trupów. Dlatego też mój synek zaciekle gra w Burnouta, w sposób oczywiście przez twórców gry niezamierzony. Zderza się, ucieka przed wyimaginowanym przestępcą, parkuje równolegle na ręcznym (naprawdę), zmienia samochody, maluje im lakier, skacze w przepaście. Chciałbym mieć tę grę, gdy miałem sześć lat i na regale babci masakrowałem matchboxy przywożone przez tatę z zagranicy.

Rola rodzica: niewielka. Tu gaz, tam hamulec, okazjonalnie można pokazać, jak uruchamia się zawody, ale te nie porwały mojego pierworodnego. Zdecydowanie woli wolność i jeżdżenie po świecie bez żadnego celu. A w każdym razie innego niż gięcie blach w ładnych samochodach.

6. Wallace & Gromit

05_wallace

Platforma: Xbox 360, PC

Podsumowanie: Z przygodówek najlepiej sprawdza się Wallace właśnie, ze względu na fakt, że młodzież najpewniej przynajmniej jeden odcinek znakomitego duetu już widziała. Taktyka grania w przygodówki z dzieckiem jest prosta – bierzemy z internetu walkthrough (najlepiej z www.gamefaqs.com), drukujemy, długopis w garść i wykreślamy wszystko, co już zrobiliśmy. Oczywiście steruje maluch, ciesząc się, że świetnie mu idzie. Jasiek wyszkolił się już do tego stopnia, że towarzyszy mi też przy pececie, gdy gram w Tales of Monkey Island, a wczoraj pomógł mi przy Machinarium, zauważając na jednej z planszy element, który ja przegapiłem. A który był konieczny do pchnięcia akcji dalej. Wracając do W&B – niestety w wersji xboxowej gra nieprzyjemnie klatkuje, ale można się przyzwyczaić.

Rola rodzica: kluczowa. Wprawdzie Jasiek co jakiś czas włącza sobie grę i chodzi tu i tam (oraz przechodzi – całkowicie z pamięci – pierwszy rozdział), to jednak nudzi go to, że nie rozumie, co się dzieje na ekranie. Niestety, jak przy każdym z tytułów, przeszkadza brak polskiej wersji.

5. Mini Ninjas

06_minininjas

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: Chyba najbardziej ryzykowna pozycja w całym rankingu, ale moim zdaniem odpowiednia dla sześcioletniego umysłu, przesiąkniętego już stroboskopowym tempem współczesnych kreskówek. Umowna grafika, umowna przemoc, a opowieść dosyć poważna. Maluch fascynuje się tym, że może grać paroma różnymi postaciami i tym, że każda z nich porusza się w odmienny sposób. Oczywiście jest tu trochę walk z efektownymi ujęciami, ale przeciwnicy upadają i zmieniają się w zwierzęta, z których zresztą powstali mocą jakiegoś złego samuraja. Z efektów ubocznych – niestety pokazałem Jasiowi i Ani bossa, który porusza się za pomocą hmmm… pierdzenia. Zgadnijcie, jak się teraz namiętnie bawią, biegając po całym domu i wydając z siebie nieprzystojne odgłosy. Nie należy pokazywać etapu z pierdzącym bossem, notka do siebie samego kilka miesięcy temu.

Rola rodzica: dość duża na początku, z czasem coraz mniejsza. Walki są proste i mało frustrujące, trzeba tylko dziecku pokazać kombinacje oraz to, jak się włącza czary. Potem będzie sobie samo eksperymentowało i cieszyło się z rozmaitych efektów – element poznawania świata jest tu całkiem silny i nawet oddziałowuje na dorosłych. Uwaga, pod koniec gra robi się trochę bardziej mroczna, co na moją młodszą działa negatywnie.

4. Kung Fu Panda

kungfu

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: Przyznam szczerze, że nie jestem przekonany ani co do obecności tej gry, ani jej miejsca w rankingu – w końcu film kung-fu dla dzieci teoretycznie się nie nadaje, ale znowu – któż z nas nie ekscytował się zabarwionymi na wstrętny błękit z głowicy VHSami, gdzie Bruce Lee walczył z najrozmaitszymi przeciwnikami. Młodziakowi pozwalamy więc na takie drobne odstępstwo od normy w postaci gry o biciu się po twarzach – ale przynajmniej biją się tu ze sobą zwierzaki, nie ma ani kropli krwi, a gra wygląda prześlicznie. Do tego jeszcze system walki jest w idealnej równowadze pomiędzy prostotą a możliwościami, dzięki czemu dziecko co chwila coś nowego odkrywa. Dla dorosłego idealnym prezentem jest Jack Black w roli Po (czyli tytułowej pandy). Wsparcie gry filmem pod tym samym tytułem jest pomysłem umiarkowanym, o ile dziecko nie boi się mrocznych scen, a tych jest w filmie kilka.

Rola rodzica: umiarkowana. Gra na najniższym poziomie trudności jest banalna, czasami trzeba tylko pokazać, gdzie trzeba wskoczyć. Ale jak zwykle najlepiej patrzeć, jak dziecko samo szuka swoich dróg i swoich rozwiązań. Dorosły jest wymagany podczas zadziwiająco jak na taką grę trudnych scenach walk z bossami, gdzie nie tylko są sekwencje QTE, ale też zdrowe kombinowanie.

3. Madagaskar 2

mada2

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: I znowu to samo… gra w wersji polskojęzycznej dostępna jest tylko na niewygodnych pecetach, na konsolach dziecko wiele nie zrozumie, ale za to sympatyczniej pogra. Wasz wybór, rodzice drodzy. Ten tytuł to zestaw absolutnie zwariowanych (i przy okazji absolutnie uroczych) minigierek luźno opartych na motywach filmu. Gramy wszystkimi bohaterami po trochu (włącznie z pingwinami, o których wspominam z kronikarskiego obowiązku, wszak jest wśród nich Kowalski), a gierki są krótkie i w miarę proste, nawet dla dziecka. Delikatnie trudniej robi się w późniejszej fazie gry, ale nie ma tu niczego, z czym nie poradziłby sobie grający sześciolatek.

Rola rodzica: raczej niewielka. Gierki są dość proste i łatwo zrozumieć ich zasady. Byłoby jeszcze łatwiej, gdyby zwierzaki mówiły po polsku oczywiście… pamiętać trzeba jednak, że co pewien czas trafia się trudniejsza minigra (taka jak jazda Melmanem na wielkiej toczącej się kuli, nie pytajcie), przy których maluch może się zdrowo sfrustrować. A może pomoże Wam, gdy sami nie będziecie mogli tego przejść.

2. LittleBigPlanet

lbp

Platforma: PS3

Podsumowanie: To byłby absolutny numer jeden. Byłby. Ale nie jest. Powody są dwa – po pierwsze, LBP to jedna gra, a tytuły z pierwszego miejsca są cztery, a po drugie, zdecydowanie za szybko rośnie w niej poziom trudności. Cóż to takiego jest? Absolutnie niepowtarzalna platformówka oparta trochę na fizyce, a trochę na miłości do zabawek. Sterujemy przezabawną szmacianką, której zadaniem jest dojście do końca poziomu – i to wszystko. Tytuł wygląda niesłychanie, podobnie niesamowita jest jego stylistyka, którą po godzinach przemyśleń nazwałbym stylistyką pokoju dla dzieci w stylu retro. Ważna wiadomość jest taka, że jeśli dziecko zatnie się na jakimś poziomie (a zatnie się na pewno, i Wy się też zatniecie na pewno), zawsze może zerknąć sobie do edytora i poustawiać własne poziomy. Lub je pozawalać, bo to też fantastyczna zabawa, a że szmacianek jest na tych poziomach nieśmiertelny, to i rozrywka znacznie mniej frustrująca. Dodatkowym atutem gry są dziesiątki, setki, tysiące nowych poziomów udostępnianych przez internet, chociaż można tu trafić na lekko niepokojące misje, gdzie na przykład pojawiają się – tekturowe, ale zawsze – zombiaki. Gra idealnie nadaje się do zabawy na dwa pady, ale wiele zagadek będzie zbyt trudnych, żeby dziecku udało się je przejść bez pomocy.

Rola rodzica: bardzo wysoka. Wprawdzie początkowe misje są banalne (a i tak jest na nich sporo tajemnic do odkrycia), poziom trudności wspina się po bardzo stromym zboczu i już za moment wymaga od grającego skakania nad przepaściami z jednoczesną synchronizacją skoku wobec kręcącego się płonącego koła. Sprawy nie ułatwia limit żyć. Przygotujcie się na częstą pomoc, chyba że wasz maluch dostanie napadu kreatywności i zacznie – tak jak mój – grać wyłącznie w edytor poziomów.

1. Lego Batman/Star Wars/Indiana Jones

indiana2

Platforma: Xbox 360, PS3, PC

Podsumowanie: Chyba jedyna gra (czy też raczej seria gier), w której nie przeszkadza język angielski, bo wszystko jest wyjaśnione w sposób lekki, łatwy i przyjemny – a do tego histerycznie śmieszny tak dla dorosłych, jak i dla dzieci. Pamiętam, jak rżałem przy zabawnie przerobionych scenach ze Star Warsów i Indy’ego, a Jasiek wtórował mi, bo przewracający się na skórce od banana pan był dla niego straszliwie śmieszny. Sama gra to chyba najinteligentniejszy produkt udający grę dla dzieci, jaki widziałem. Postacie mają klasy, każda z klas może robić coś innego, przy pierwszym przejściu gry mamy masę miejsc, w które nie da się wejść, bo brakuje odpowiedniej klasy i dopiero po jej odblokowaniu można na dany poziom wrócić… Jasiek maksował poziomy, ja maksowałem poziomy, obaj maksowaliśmy poziomy na dwa pady i nigdy się tymi grami nie znudziliśmy, bo są genialne w swojej prostocie. Poziomów jest masa, przemoc umowna, a rozgrywka odpowiednia do tego, żeby nauczyć dziecko grać w przyjemnej, śmiesznej atmosferze. Całości perfekcji dopełnia możliwość włączenia najrozmaitszych czitów, przez co maluch pozostawiony sam z grą i tak świetnie sobie radzi i nie frustruje go to, że raz po raz ginie. Oczywiście każdy dzieciak to mały szperacz i zaglądasz, a tutaj jest sporo do szperania i zaglądania. Najwięcej w najnowszym Lego Indiana Jones 2, zresztą to wyraźnie najlepsza legogra. Zapewne do następnej części, czyli do Harry’ego Pottera.

Rola rodzica: całkowicie uznaniowa. Można malucha zostawić samego i da sobie radę, można mu mówić, co ma robić, można grać razem z nim na drugim padzie, chociaż tylko w Indianie 2 nie wywołuje to podenerwowania. W pozostałych tytułach kamera nie radzi sobie z pokazywaniem dwóch postaci naraz, przez co jedna “ściąga” drugą w swoją stronę – zazwyczaj w przepaść. Niemniej gra się w to z pociechą przesympatycznie, a dowodem niech będzie mój gamercard. Tak, nie mylicie się, Indy i Batman wymaksowani, Star Warsy prawie wymaksowane, bo jednak są granice cierpliwości – całego epizodu naraz nie jestem w stanie skończyć.

Kończę ten długi, ale mam nadzieję ciekawy tekst, po raz kolejny pisząc do wydawców – tłumaczcie gry na konsole! A do rodziców – grajcie ze swoimi dziećmi! Niech widzą, że to rozrywka również dla nich! Nie bądźcie obojętni, w co gra Wasze dziecko, gry kształtują BARDZO silnie. Używajcie ich mądrze.