Nie lubię superbohaterów. Obecny trend kinowy, w myśl którego kasowy film to film o superbohaterach dzień w dzień przyprawia mnie o ciarki na plecach. Dlatego też gry Wolverine nie chciałem oglądać na oczy, ale chłopaki w robocie pokazali mi intro i ogólna krwawa jatka szalenie zachęciła mnie do sprawdzenia, co to takiego.

Okazało się, że to całkiem przyzwoita gra, może nie God of War, ale coś zbliżonego (nie zawsze zbliżonego w dobrym sensie). Fabuła mnie kompletnie nie interesowała z powodu awersji do superherosów, bardziej skupiłem się na całkiem porządnej krwawej rąbance. Gra bowiem, inaczej niż film, przeznaczona jest wyłącznie dla dorosłych i to raczej takich, którzy znajdują podejrzaną przyjemność w oglądaniu krwawych flaków. Wolverine bowiem – tu trzydziestoparolatkom wyjaśniam – to taki gość, który ma pazury z czegośtam, wysuwające się z knykci i którymi kroi każdego, kto mu się pod nie nawinie. Byłoby to bezużytecznym trikiem wobec kolesi z karabinami, ale Wolverine potrafi również błyskawicznie doskakiwać do wrogów, a także w nieskończoność regenerować swoje ciało.

Ten ostatni element dał autorom strasznie fajną opcję pokazania, co się z Wolverine’em dzieje, gdy na przykład stoi zbyt blisko wybuchającego granatu. Poszarpane ciało, wybita dziura w plecach, pokancerowana twarz, kości zamiast ud – i wszystko to odnawia się na oczach gracza, włącznie z – to zabawny element – koszulką oraz spodniami.

wolvi_scr

A teraz będzie taniec na pazurkach. Brzuchem.

Gra się w to ciachanie pazurami dość dziwnie, bo wszystko polega na błyskawicznym doskakiwaniu do przeciwników i szatkowaniu ich na kawałki. Gościa można chwycić i obić, a jak osłabnie (ale jak jest po prostu słaby), to przeprowadzić krwawą egzekucję, pokazywaną na całkiem dobrze wyreżyserowanych zbliżeniach. Są bloki, są countery, całkiem sporo możliwości. Najbardziej podobało mi się właśnie to doskakiwanie, bo tego elementu z innych gier sobie nie przypominam, zawsze trzeba było dobiec do przeciwnika, a tutaj można w ułamku sekundy dolecieć. Niezły jest też erpegowy aspekt, za każdą akcję dostaje się punkty doświadczenia, a co level można podbić sobie umiejętności. Dzięki temu faktycznie czuć rosnącą potęgę Wolverine’a, a krojenie staje się przyjemniejsze, bo bardziej urozmaicone jeszcze bardziej efektownymi ciosami.

Atuty dla maniaków – gra jest cholernie, cholernie długa i jestem pewien, że umarłbym z nudów, gdybym miał ją skończyć w dwóch posiedzeniach. Na małe codzienne godzinne albo dwugodzinne krojonko nadaje się jednak fantastycznie, bo zanim zdążycie się znudzić, to już Wam się zachce spać.

Grafika jest w porządku, animacja już nie – Wolvi potrafi nieprzyjemnie chrupnąć i to niekoniecznie kośćmi przeciwników, ale po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego. Zresztą tutaj nie trzeba trzymać perfekcyjnego timingu, żeby komuś wyrwać szponami pół twarzy albo rozciąć go wzdłuż (albo wszerz). Poziomy wymyślone są fajnie, jest kilka konkretnych walk z bossami, w tym jedna NAPRAWDĘ zabawna, kiedy to boss spada z górnych partii atmosfery, a Wolverine za nim. W oddali widać rosnącą Ziemię, a my okładamy kolesia czym się tylko da. Dla tej jednej sceny warto w to zagrać, ale i pozostałe poziomy są całkiem przyzwoite. Skończyłem grę bez wielkiego bólu typu “O rany, ile ja już w to gram”. Polecam.