Temat rzucił nagle Cubituss. “Ty napisz dzisiaj, ja w przyszłym tygodniu”. Propozycja nie do odrzucenia, ale spoko, w przyszłym tygodniu to JA będę grzał dupę w tropikach, więc z racji przestoju w wałkowaniu nowości na konsoli trochę nostalgicznych wspominków.
Sam temat zmusił mnie do zdefiniowania najpierw co to jest “najważniejsza gra życia”. Taka, która w momencie spotkania zrobiła na mnie wyjątkowe wrażenie. Taka, która zmieniła chociaż trochę moje postrzeganie tej rozrywki. Taka, która miała wpływ na moje życie. Taka, którą wspominam do dzisiaj lub do której wracam (czego nie mam w zwyczaju).
A więc do rzeczy – kolejność w miarę chronologiczna:
1. Frogger
Pochodzę ze Szczecina, a więc jak większość dzieciaków na początku lat osiemdziesiątych wakacje spędzałem nad morzem. Do dzisiaj pamiętam dzielną żabkę pokonującą ulicę i rzekę na automacie, do którego ciągnąłem jak koń w zaprzęgu każdego dnia w trakcie obowiązkowego spaceru po promenadzie.
Frogger był jak pierwszy joint czy pierwsza poważna wódka – nowe doznanie, odkrycie czegoś absolutnie pasjonującego a jednocześnie zakazanego lub obłożonego klątwą. Granie we Froggera kosztowało, a zrozumienie sensu wydawania na niego pieniędzy przez Mamę było naturalnie poza zasięgiem moich marzeń. Na strzelnicy można było jeszcze zdobyć lizaka, a tu ?
Błagałem, żebrałem, robiłem sceny. Wszystko żeby zdobyć upragnionego zeta i złapać za gałkę. Absolutnie idealny początek romansu z grami video. I chyba jedyna taka gra na automatach przy której dłużej zabawiłem, bo w rodzinnym mieście (Stolicy Metali i Kibiców Pogonii !!!) instytucje budy z grami obstawione były nieciekawymi kolesiami i obowiązkowym haraczem. Powiedzmy dyplomatycznie, że omijałem z daleka.
2. Skool Daze
Erę ZX Spectrum wspominam wyjątkowo, a Skool Daze jest tylko jedną z gier, którą musiałbym wrzucić do tego rankingu, gdyby nie to, że nie jest moim celem zanudzać Czytelników opowieściami w stylu retro. Wspominam wyjątkowo, bo o ile dla większości dzieciaków których znałem komputer był zakupem z ich inicjatywy i na ich prośbę, w moim domu było inaczej. Mój Tata, wielki miłośnik technicznych nowinek, przywiózł “gumiaka” z rejsu i skutecznie zaraził mnie pasją do gier, pielęgnowaną wyjątkowo starannie. W swoim hobby był niezwykle precyzyjny. Gry były w większości oryginałami na kasetach, Tata starannie tłumaczył sobie z angielskiego instrukcje (cel gry, podpowiedzi i sterowanie) a wszystkie notatki miał elegancko spisane w specjalnym zeszycie w twardych okładkach. Po dwie strony na grę… Oczywiście z czasem mu się to znudziło, przesiadł się na poważniejsze programy użytkowe, ja przejąłem zeszyt, ale mi też nie starczyło zapału na updaty. Skupiłem się na przegrywaniu kaset i modlitwach o załadowanie gry bez tape loading error. A szczególnie w przypadku Skool Daze.
Grę pokochałem z paru względów. Po pierwsze miała w sobie coś, co po latach zdiagnozowano u mnie – i paru milionów innych – jako syndrom GTA. W skrócie: chodzisz gdzie chcesz, robisz co chcesz, nie zawsze to co wolno. Gra oferowała posmak wolności w szkolnym kieracie, kusiła możliwością strzelania z procy, bazgrania po tablicach i wypłacania szybkich prostych w nos kujonom. Zresztą, co ja będę się rozpisywał, zobaczcie chociaż fragment…
3. Ocean Trader
Szansa na to że ktoś tutaj kojarzy tę grę jest niewielka, ale jakimś zbiegiem okoliczności ta prosta w sumie ekonomiczna planszówka przyciągnęła mnie na długie dni w okresie wczesnego romansu z pecetem. Być może znowu wpływ na to miało moje dzieciństwo, Tata-kapitan i studia ekonomiczne. Tak czy siak wysyłałem statki w formie małej kropki na mapie po całym świecie, kupowałem towary, wynajmowałem portowe magazyny, budowałem nowe jednostki i realizowałem się w rodzinnym fachu na ekranie komputera, gdyż z uwagi na wadę wzroku prawdziwym marynarzem nigdy zostać nie mogłem.
4. Warcraft
Cztery dyskietki, czterech kolesi w pierwszej poważnej pracy na studiach i jakieś cztery godziny snu przed kolejnym dniem w biurze. Tak wyglądało lato roku bodajże 1995 czy 1996 kiedy to na firmowych komputerach ktoś zainstalował pierwszego Warcrafta. Sama koncepcja gry RTS z marszu uzależniła mnie od intensywnego grania, nie mówiąc o frajdzie jaką sprawiało nam toczenie wojen w trybie lokalnego multiplayera. Uroku temu procederowi dodawał fakt, że stanowiska pracy (kodowanie ankiet) były oddzielone ściankami, które idealnie nadawały się do nocnych rozgrywek. Nie mówiąc już o liberalnym podejściu szefów do palenia fajek w biurze… I jeszcze jedno wspomnienie które pamiętam do dzisiaj – przełom w szybkości rozgrywki, jaki nastąpił w momencie odkrycia przez nas, że jednostki można grupować po cztery wciskając Ctrl…
5. Command & Conquer
Ideał jeśli chodzi o frajdę grania w RTSa w wczesnych latach pecetowych. I jednocześnie okres najbardziej intensywnej młócki na tej platformie w moim życiu. Trochę jak przez mgłę pamiętam cug – małe biurko w wynajmowanym pod koniec studiów pokoju, na biurku monitor i klawiatura a obok materac. Grałem tak długo jak mogłem usiedzieć z otwartymi oczami, prosto z krzesełka spadałem do snu na materac, kiedy tylko organizm zregenerował minimum sił witalnych wstawałem i niemal od razu wracałem na krzesełko przed ekranem. Dzisiaj mogę już tylko pomarzyć o takiej kondycji – i tak idealnych warunkach do gry …
6. Half-Life
Gra tak znakomita, że sam fakt pisania o tym jest zbędny na tym blogu, ale w moim przypadku była to jedna z tych gier, które znacznie wpłynęły na moje świadome kupowanie oryginałów. Były to czasy pierwszych gorących dyskusji na p.r.g.k., pierwszych ludzi, którzy otwarcie walczyli z wszechobecnym przyzwoleniem na piractwo i pierwszych znajomości przeniesionych z netu do reala (jedna z nich zaowocowała po latach blogiem którego czytacie). O ile pamiętam to właśnie HL miałem “od Ruskich z Bema” i to właśnie przy tej pozycji, która totalnie mną pozamiatała obiecałem sobie nie kupować więcej gier od piratów. Rezultatem była zapchana kartonowymi pudłami po sufit półka, kubek HL z edycji XL, czyste sumienie i satysfakcja. Z czego jestem dumny do dzisiaj.
7. Counter Strike
Nie lubię CSa. Serio. Nie grałem w to od lat. Ale to gra ważna, bo był okres kiedy tłukłem w to regularnie. Klany, ustawki, treningi, itd. Trochę pod presją opinii, trochę dlatego że faktycznie mi się wówczas podobała. CS uświadomił mi jedną ważną rzecz i dlatego jest na tej liście. Chociaż nie wiem jak bardzo bym się jarał, chociaż bym trenował dniami i nocami, chociaż bym czytał fora, poradniki i inwestował w najlepsze myszki, podkładki i klawiatury – i tak pozostanę raczej przeciętnym graczem, który ma swoje momenty, ale w ogólnym rozrachunku kończy gdzieś w środku stawki. Po prostu są ludzie, którzy mają do tego talent a ja do nich nie należę i jak bardzo bym nie chciał, w grach multi nigdy nie wzbiję się na wyżyny i nigdy nie będę w czołówce. Dlatego zamiast się wczuwać, dołować, spinać i oskarżać wymiataczy o czity – odpuściłem a morał wyciągnąłem i przydał się w przyszłości.
8. Pro Evolution Soccer/Fifa
Wyjątkowo w tym zestawieniu nie konkretna gra czy edycja ale ogólnie piłka nożna na ekranie kopana. Od lat jedyna gra w którą mogę zagrać z pewną grupą najbliższych przyjaciół – oni bowiem raczej w nic innego nie grają. Stanowią ten specyficzny gatunek dla którego konsola + futbolówka tworzą jeden zwarty pakiet. Sam w futbol gram rzadko, ale ze względu na nich zawsze mam najnowszą edycję i drugiego pada pod ręką. I mimo setki tysięcy potencjalnych rywali online, tylko rywalizacja na żywo, łokieć w łokieć, diss za diss, ze starymi ziomkami przy browarze ma sens i daje mi od lat zawsze tyle samo frajdy.
9. Texas Holdem
Odmiana pokera, która mocno zmieniła moje życie. Przechodziłem akurat kryzys pecetowego wieku średniego, kiedy to miałem dosyć ciągłych upgradów, kupowania nowych kart graficznych, gonienia za najwyższą możliwą rozdzielczością itd. Gdzieś koło roku 2004 za namową kolegi zacząłem obstawiać sport przez internet, zaraz potem zauważyłem w TV relację z jakiegoś turnieju pokerowego, klik klik i dalej poleciało samo.
Zmiana zasad w cotygodniowym kółku pokerowym, granie online, praca u londyńskiego operatora, polska scena pokerowa, organizacja turniejów, wygrane i przegrane, wyjazdy – jedna wielka przygoda, która jakoś po dwóch latach się we mnie wypaliła. Na dłuższa metę z samej gry finansowo nie potrafiłem być do przodu, to co ugrałem przez parę godzin walki na ośmiu stołach jednocześnie potrafiłem przewalić w kwadrans ostrego tilta po paru głębszych – i cały czas narastało we mnie poczucie bezsensu sytuacji z punktu widzenia gracza video: non stop robię to samo. Stolik, na nim dwie karty w ręku, pięć na stole, licytacje, liczenie, wygrywanie, przegrywanie. A za rogiem czaił się już kolorowy Xbox. Holdem był intensywnym romansem i miłym skokiem w bok od gier video, ale to nie mogło potrwać za długo. Wolę wrażenia od pieniędzy – a pokera zostawiłem sobie na grę w realu raz w tygodniu.
10. Battlefield 1942
Na koniec zostawiłem grę wyjątkową. Być może każdy z Was ma taką. SWOJĄ grę. Kochaną miłością bezwzględną, rozpracowaną co do piksela, zaznaczoną w życiorysie setkami jeśli nie tysiącami roboczogodzin. Taką grą był dla mnie pierwszy BF.
Gra oferowała wszystko co lubię w tej dziedzinie rozrywki – akcję, swobodę działania, przestrzeń, szybkość, możliwość kombinacji, znalezienie sobie niszy czy specjalizacji. BF 1942 to kupa znajomych, wspólny temat do niekończących się dyskusji i rozgrywek z dobrym przyjacielem, masę wspomnień, śmiesznych akcji, klany, fora, mecze, reprezentacja Polski, tona hardwaru który poszedł na przemiał – tego nie dała mi żadna inna gra.
O ile miałem jakolwiek problem z dobrem dziesiątki, którą zaproponował Cubituss, to na pewno nie miałem problemu z tym, która z nich była dla mnie najważniejsza. Swoją drogą, ciekawe jakie będą jego – i Wasze – typy?
Gee ziom, wysoko poprzeczkę postawiłeś… 🙂 Moja dziesiątka w przyszłym tygodniu, ale już teraz Ci powiem, że chyba ani jedna gra się nie powtórzy 😀 Ale stories też mam niezłe, heh. Kudos za ten tekst, mass.
Wszystkie gierki, o których napisałeś, kojarzę. Zwłaszcza Skool Daze utkwił mi w pamięci – chociaż miałem go na Commodore a nie Spectrum. I była też druga, bardziej rozbudowana część – Back to Skool.
Co do mojej dziesiątki, to przedstawia się ona tak:
1. Double Dragon – na automatach. W dawnych czasach jeździłem z rodzicami do Grecji i tam wieczory spędzałem w salonach gier, oczywiście żeby popatrzeć – bo na granie nie było kasy. Chyba, że komuś spadło 20 drachm i dało się je przykryć nogą. Albo po tym, jak zauważyłem, że stare polskie 20 zł znakomicie zastępowało te 20 drach. Mniejsza z tym, gier, które utkwiły mi w pamięci z tamtego okresu jest sporo – Shinobi, Wonder Boy in Monster Land, Teenage Mutant Ninja Turtles, Knights of the Round. Ale najlepiej wspominam Double Dragon – niezła, jak na tamte czasy grafika, dużo ciosów, broń i możliwość gry na dwie osoby. Teraz mam te wszystkie gry na MAME ale… lepiej, żeby zostały we wspomnieniach, bo grać w nie się nie da.
2. Mniej więcej w czasie tej fascynacji automatami, może wcześniej, dostałem pierwszy komputer Atari. Oczywiście wraz z nim pewne rozczarowanie (dlaczego nie ma Double Dragon?). Z gier na Atari najbardziej utkwił mi w pamięci Zorro, z uwagi na ładną grafiką i fajny klimat.
3. Commodore… nudny komputer kupiony w złym czasie – wtedy właśnie wchodziła na rynek Amiga, która wielu zmieniła życie 🙂 Z Commodora właściwie nie wspominam żadnych gier – oprócz jednej – The Last Ninja.
4. A gra, dla której marzyłem o Amidze to North & South – niesamowite połączenie zręcznościówki z prościutką strategią, dające mnóstwo zabawy. Szarże kawalerii, zdobywanie fortów, a wszystko ze sporą dawką humoru, okraszone przyjemną grafiką.
5. Po Amidze kolej na peceta. Tutaj ważniejszych gier oczywiście więcej, dzięki takiemu jednemu starozakonnemu o imieniu Meier.
Sid Meier’s Pirates! – spędziłem długie godziny na pływaniu po Karaibach, łupieniu statków i zdobywaniu miast. Nie udało mi się znaleźć zagubionych członków rodziny… do czasu zagrania w remake, który ukazał się parę lat temu.
6. Baldur’s Gate 2 – gra, w której można utonąć na długie tygodnie. W okresie fascynacji rpg to było coś!
7. Tie Fighter. W ogóle wszystkie “symulatory” ze świata Star Wars były znakomite, ale najlepiej wspominam właśnie ten. Może dlatego, że miałem kupioną w USA wersję specjalną, ze wszystkimi dodatkami i pełną ścieżką dźwiękową? Ta gra pozwalała poczuć się jak w filmie.
8. Wiedźmin. Ważna dla mnie gra – poleciałem kupić ją chyba w czwartek, zaraz po premierze. Wieczorem zacząłem grać, a w piątek nie poszedłem do pracy. Przez Wiedźmina.
9. Mass Effect – kolejny tytuł, od którego trudno się oderwać. Owszem, chodzi się po trzech rodzajach bunkra… ale chce się wiedzieć, co było dalej!
10. Fight Night Round 4. Odkąd wyszło demo, tłukę jak głupi te 3 rundy w kółko i nie mogę się oderwać.
10 gier w przypadkowej kolejności z pozdro respektem i dystansem dla twórvów bloga i błędami fikanymi przez pamięć.
1) another world
2) prince of persia
3) plan escape torment
4) thief I, II i III
4) Deus Ex
5) fallout I, II, tactic, III
6) syberia I i II
7) GTA IV
8) Call of Duty 4
9) Fifa 09
10) Contra
http://gamecorner.pl/gamecorner/1,86013,5250955,Dlaczego_kocham_gry___7_niezapomnianych_chwil.html
:)))
Kolejnosc mniej lub bardziej przypadkowa, bardziej chonologiczna niz zajawkowa:
– Misja, na atari 800xl (to byla GRA!)
– Contra, na chińskim pirackim NESie.
– Syndicate, na PC
– High Octane, na PC
– Harvest Moon, na Gameboy Color
– Gran Turismo, cała seria
– FF 7, na PSX (pierwsza gra, przy której płakałem – to był szok!)
– Fallout, seria 1,2,3.
– WoW… nadal mi się śni czasem.
.
Poza konkursem:
– Texas Hold’em. Moje nowe życie… 🙂
Zapomniałem o automacie Tekken2 nad morzem, na początku ogólniaka – dzięki temu kupiłem PSX.
.
Oraz o X-Wingu i Tie Fighterze, dzięki którym miałem w ogóle Joystick do PCta. Analogowy, a jakże.
.
I pewnie o wielu innych…
Hehe, piszesz o tej wersji HL? 😉 http://panbuilds.googlepages.com/HL_PL.zip
Oh my my my, zapomniałem o KOTOR, Oblivion i Mass Effect. I serii GTA. Cóż za gafa… Szkoda, że nie można edytować postów. Temat zdecydowanie wymaga zmiany na 20 najlepszych gier życia!
Zawsze miałem problem ze wszystkimi “toptenami” więc nie będzie to dziesięć ale parę “epizodów”:
– pierwsze automaty: donkey kong i moon patrol – ze zdecydowaną przewagą moonpatrol’a
za kasę na niego wywaloną spokojnie mógłbym sobie chyba kupić oryginał 😀
– czasy atarynki: montezuma, gry avalonu
– zx: właściwie wszystko co było, ale najbardziej zapamiętałem grę “hostages” która miała zajebiste jak na zx’a intro… i na tym się kończyła moja zabawa z tą grą gdyż miałem skopaną taśmę i po intrze mi ją wywalało, NIGDY nie wiedziałem samej gry 😀
– potem jeszcze “gods” i “another world” na amidze u kumpla… a potem miałem paroletnią przerwę z graniem w ogóle…
– powrót do grania nastąpił chyba coś ok. 2001-2, i nadrabianie “straconych” lat: Diablo, Heroes’y III, Jagged Alliance 2, fallout 1,2
– na quack 1-3 się nie załapałem ale, UT jeszcze bez netu z bot’ami to była moc…
– no i chyba najważniejsza dla mnie seria: CoD, od jedynki bardzo “poważne” giercowanie po sieci…
– od dwóch lat już raczej na box’ie: bioshock, darkness, i ostatnio zagrywałem się Rez’em HD (10/10!!! jak dla mnie)…
właściwie dorzuciłbym jeszcze wiele tytułów a przecież to nie top100 🙂
FFVII – jedno z najpiekniejszych wspomnien poznego dziecinstwa, ognisko druzyny w kanionie wspominam rownie cieplo jak te prawdziwe;
CoD4 – przed ta gra myslalem, ze nie zagram juz w zadengo fpsa;
Manchester United i Sensible Soccer – no nie wybiore;
TMNT – obled na NES-ie, ktory zatrzymal euforie Double Dragon na automatach;
Tekken 2;
Star Craft;
Torment;
V-Rally;
Quake 3;
Gothic
i jeszcze gdzies bym docisnal Super Mario Bros.
Piękny temat..obudziła się cała masa wspomnień i nastąpił nawrót tęsknoty za dawnymi czasami-bez pracy, bez obowiązków, trosk i najlepiej w wakacje. Chronologicznie:
1. TETRIS – może nie klasycznie, bo na pożyczonym zegarku kumpla, który dostał go od rodziny z zagranicy. w podstawówce nikt jeszcze tego w owym czasie nie znał i na każdej przerwie byłem oblegany przez rzesze ciekawskich 🙂 pierwsze zetknięcie z elektroniczna rozrywką wogóle!
2. RICK DANGEROUS na ATARI tegoż samego kumpla (który na szczęście był moim sąsiadem). Klasyczna labiryntówka i koleś skaczący, wspinający się po drabinkach i omijający pająki i nietoperze…prawdziwe 2D na telewizorze. To był dla mnie przeskok w grywalności. Wtedy zapragnąłem mieć własny komputer do grania…który dostałem dopiero po kilku ładnych latach błagania (dosłownie) rodziców. I chociaż pc (i wolfenstein 3D) już wtedy było w Polsce dosyć powszechne to była to AMIGA1200 – czego nigdy nie pożałuję. Wtedy poznałem serię..
3. ..MORTAL KOMBAT. Wyżebrałem od kolegi z bloku żeby przegrał mi część 2 tejże gierki. To była rewolucja. Smak krwi, odrywanych kończyn i kręgosłupów. I fotorealistyczna grafika 🙂 jak na tamte czasy. I grobowy głos kolesia mówiącego: FATALITY! chyba do dziś pamiętam jak się robi niektóre ciosy. I że zakatowałem ze 3 joysticki dla tej gierki.
4. SETTLERS 1. Też na amisi. W tej gierce ustaliłem swój rekord grania bez przerwy do którego nie dane mi już się chyba będzie zbliżyć. Kto by pomyślał że te sympatyczne ludziki i pseudoekonomia wciągną smarkacza, jakim jeszcze wtedy byłem na blisko 48 godzin non-stop (a pozostałych dni sam nie wiem ile). A wszystko tylko dlatego że nie miałem specjalnej dyskietki do sejwów bez której nie dało się przejść do 2 misji.
5. DIABLO z dodatkiem HELLFIRE. Już czasy pc. I wakacje 97′ lub 98′. 2 miechy grania w tą jedną gierkę. Niemalże każdą chwilę którą mogłem poświęcić na coś innego niż jedzenie/picie/inną fizjologię spędziłem przed ekranem. Najlepiej rozkminiona chyba gierka. Nie pamiętam już dokładnie ale jak ktoś miał 30 poziom postaci to był kozak. Ja doszedłem gdzieś do 50. Ile razy przeszedłem całą grę żeby to osiągnąć? Dziennie jakieś 2-3 x minimum. Razy 2 miechy. Na najwyższym poziomie trudności nawet Diablo był na kilka dosłownie hitów wojownika. Bez kitu, jestem z tego dumny. Niestety w multi nie było okazji się sprawdzić..brak netu.
6. KK’N’D – czyli Krush Kill And Destroy. Nieziemska wprost strategia czasu rzeczywistego. Ludzie i Mutanci. Postapokaliptyczny świat, genialne zróżnicowane jednostki, szalone tempo rozgrywki i klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Wszystko w zajebistej na tamte czasy oprawie audio-wizualnej. Jedna z trudniejszych gier w jakie grałem. I początek miłości do RTSów. Po tej grze nie chciałem nawet spojrzeć na C’n’C czy Warcrafta.
7. TOTAL ANNIHILATION – kolejny RTS, już nowszy bo w 3D. Dwie frakcje robotów pogrążonych w odwiecznej wojnie o panowanie nad kosmosem. Niektórzy uważali tę gierkę za całkowitego przeciętniaka i żadną rewelację. Niech pokażą mi lepszą grafę, animację i ‘miodność’ w innej grze tamtych czasów. Jeszcze nie tak całkiem dawno grałem z podobnym jak kiedyś entuzjazmem.
8. NFS:U2. Tak tak, seria Underground a w szczególności dwójka na zawsze rozpaliła we mnie miłość do samochodówek. I chociaż to typowa zręcznościówka to nie ma i nie było drugiej takie gry. Nawet dało się wymieniać lusterka, światła, robić zabudowę audio i wkładać hydrauliczne zawieszenie żeby poskakać troszkę na drodze. Niesamowita dla mnie grywalność i zajawka na tuning. I Nissan Skyline i jego wymaksowane 407km/h 🙂
9. MANHUNT. O Jezu. Tej gierki nie zapomnę do końca życia. Kto nie grał a ma skłonności do przemocy lepiej niech ominie dla dobra otoczenia. Kto nie ma-zagrać może ale ostrzegam, ona przesuwa nieprzekraczalną dla normalnego człowieka granicę czegoś co możnaby nazwać ‘fetyszyzmem zabijania’ coraz bliżej i bliżej w miarę grania. Coś we mnie pękło, nieodwracalnie. Nie dograłem nigdy do końca. Ale klimat unikatowy, jak dla mnie na skalę światową.
10. DOOM 3. Były lepsze fps’y, nie przeczę, ale to była gra w której naprawdę poznałem co to bać się grać. Chociaż chciałem nie dałem rady odpalić tej gierki przez jakiś rok. Ze strachu (miałem wtedy 23 lata?). Zacząłem dopiero kiedy Brat pokazał jak sam gra. I rozpętało się piekło. Zostałem pochłonięty przez klimat jaki mi zaoferowała. Bywało, że musiałem przerywać i wychodzić z pokoju z tętnem bliskim zawałowemu i kupą w gaciach (niemalże).
Zdecydowanie na uwagę jeszcze zasłużyły conajmniej dwie:
MDK za zajebisty humor i muzykę oraz pierwsza moja X-owa gra:
Army Of Two, która pozwoliła mi poznać potęgę co-opa.
Top 10 to ciezki temat… W zaleznosci od nastroju przypominaja sie rozne gierki ktore wywarly ogromne wrazenie. W tym momencie(kolejnosc przypadkowa)
Duke Nukem 3D
Half-Life
Flashback
Diablo Hellfire
S.W.O.S na Amidze 🙂
Mortal Kombat 2i3ultimate (PC i Megadrive)
Tekken 3
Colonization
Fallout 2 (okej to jest absolutny nr 1 wszechczasow)
HOMM III
poza top ten na chwile obecna:
Skaut Kwatermaster(za dobry polski klimacik)
Baldurs Gate
The Legend of Kyrandia 2: Hand of Fate
Warcraft 2
Might and Magic VII
Starcraft
Age of Empires
Duke Nukem 3D
Wypiszę tytuły, które najbardziej utkwiły mi w pamięci:
Planescape: Torment – za zawiłości fabularne, doskonałe szkice psychologiczne postaci, doskonałą historie i możliwość przejścia gry uczestnicząc jedynie w 3 walkach. Gra mojego życia. Ideał, perfekcja, istne katharsis elektronicznej rozrywki. Nie rozumiem dlaczego nie wyszła kontynuacja. Choć może to i lepiej.
Silent Hill – przy tym tytule zrozumiałem co naprawdę znaczy fraza “strach”. Do dziś boję się przemierzać ulice z pierwszego Silent Hilla. Głównie dlatego, że za cholerę nic tam nie widać. A boimy się najbardziej tego, co niewidoczne.
Tekken 3 – do dziś pamiętam, jak w Katowickim salonie gier kosiłem moim zajebiście wymasterowanym Kingiem wszystkich pseudo-wymiataczy. To było coś. To były emocje. To były wspaniałe chwile, których nie zapomnę do końca życia.
WARCRAFT II – do momentu zagrania w ten tytuł nie byłem zwolennikiem walk w multi. Cóż. Moje myślenie zmieniło się w przeciągu kilku chwil, i za to Warcraft otrzymuje zaszczytnie wysoką pozycję.
FAHRENHEIT – produkcja udowadniająca, że w branży elektronicznej rozrywki można zrobić jeszcze wiele. Że można wykrzesać z niej choć odrobinę świeżości i czegoś niespodziewanego. Dowód, że nie wszystko jeszcze widzieliśmy. Za to plus.
THE SETTLERS – Amiga, 4 dyskietki, kuzyn obok i naparzanka przez całą noc. Krzyki: “Dlaczego moja “zakuta” (generał) nie rozp*erdala z palcem w du*ie Twojej szczoty (oficer) do ku*wy nędzy?!?!?!?!” pozostaną mi na długo w pamięci. A dźwięki uderzających młoteczkami o ziemię geologów śnią mi się do dziś 😀
Trochę by się jeszcze tego znalazło, ale nie chcę przynudzać. Pozdrawiam 😉
hmm.. a ja zapodam
1. Another World
2. Hired Guns
3. The Settlers
4. Thief 1-3
5. Rick Dangerous 2
6. Last Ninja
7. North & South
8. Doom
9. Chaos Engine
10. Worms 1
Hehe 😀 Też bym pograł w beefa jak za starych dobrych czasów. Nawet nie wiedziałem, że tutaj coś piszecie panowie ;]
Pozdrowienia od starej gwardii BFowej.
Garet Jax ejw geju jeden a co Ci stoi na przeszkodzie lamko…sporo starej wiary gra jeszcze…
siemasz Garet:)
ufo: enemy unknown i bf:1942
i wszystko na ten temat!
pozdro ziomal:)
U mnie tak:
Colonization
Civilization
Syndicate
Another World
Warcraft 2
World of Warcraft (niekoniecznie pozytywnie najważniejsza :P)
Quake 2
Devil May Cry
Half Life
i ostatnio gra, która wbiła mnie w ziemię – Call of Duty 4: MW
Ciężko wybrać z 10, spokojnie bym drugą dyszkę dołożył: Fable, Doom, Wolfenstein, Prince of Persia, Planescape:Torment, Baldur’s Gate, Settlers, GTA III, Gabriel Knight II, Beneath a Steel Sky, Jet Set Radio…
Halo (seria)
mass,
jako członek “pewnej grupy najbliższych przyjaciół”, którzy “raczej w nic innego nie grają” pytam:
a gdzie ACTUA SOCCER??? 🙂
przecież to bohater wielogodzinnych sesji na Jagiełły! “siki”, “double twister” – oh, come on!!!!
mrz
Eeee tam, Sensible Soccer to było to :).
No SS to była bardzo miodna gierka…pamiętam motyw jak grałem z bratem i atakował moja bramkę i oddał strzał na bramę i pewny swego że trafił położył yoja i zaczął świętować…jednak piłka odbiła się od słupka i to ja w kontrataku wpakowałem mu bramę 🙂
Kurcze, żadna gra nie pokrywa się z tym, co napisał massca… 🙂 Teraz czekamy na tekst Cubitussa i wtedy ja się dopiszę. Ciekawe czy coś z jego listy będzie zgodne z moją ;>
Z Soccerów to najlepszy był “Microprose Soccer” na Commodore.
Moja lista wygląda tak:
1. Championship Manager (baardzo stara wersja – 2002? )- grałem miesiącami w tą gierkę. Boże, ile to człowiek godzin stracił.. ale za to Tłoki Gorzyce kilkukrotnie wygrywały Ligę Mistrzów 😀
2. Arkadia – tekstowa w konsoli, ehhh to mordowanie Orków i tym podobnych..
3. Wszystkie gierki na pegasusa – moje lata młodości 😀
Wielkie dzięki za info.
Jak dla mnie najlepszą grą ever było Diablo 1. Tylko jedynka miała odpowiedni klimat grozy i ciemność.