Kolega wysłał mi tak zwanego SoR-a, czyli Scroll of Resurrection. Jeśli wysyła się go do konta, które kiedyś grało w WoW-a, to to konto zyskuje szereg rzeczy. Po pierwsze można grać przez siedem dni za darmo. Po drugie można sobie podbić jedną postać do 80 poziomu (maksymalny poziom w grze to 85) i za darmo się uaktualnić do dodatku Cataclysm, który ma arcyciekawe strefy i questy. Podbiłem sobie zatem poziom do osiemdziesięciu na swoim warlocku, którym grałem lata temu, a potem otworzyłem spellbooka i zacząłem czytać opisy czarów, starając się wymyślić routine, czyli “czym napieprzać w jakiej kolejności”.

Dziesięć minut później wyłączyłem grę i pozostaję przekonany, że bez własnoręcznego wylevelowania klasy, którą się w życiu nie grało, cała operacja nie ma sensu bez głębokiego ciśnienia na granie w WoW-a. Ja takiego ciśnienia nie mam, więc grać nie będę.

Co ciekawe, zawsze zaczynałem grać w World of Warcraft przy premierze jakiegoś dodatku. Poznawałem sobie content dla niskolevelowców, brałem jakąś nową rasę albo klasę, a potem docierałem do końca gry i prędziutko (2-3 tygodnie, czasami miesiąc) nudziłem się i odstawiałem zabawę. Teraz zatem czekam na ostatni (rzekomo) dodatek do WoW-a, czyli Mists of Pandaria, gdzie spokojnie sobie wyleveluję pana pandę, a po dwóch czy trzech tygodniach chęć na zabawę mi przejdzie.

Może to lekko masochistyczne, takie granie w grę sprzed ośmiu lat, ale jakoś jak na razie śledziłem rozwój WoW-a dosyć wiernie, więc nie widzę powodu, żeby z tego rezygnować. Z drugiej strony czekam już bardzo mocno na jakieś MMO, które WoW-a strąci z piedestału. Nie, World of Tanks to nie jest MMO.