W zasadzie mógłbym nie stawiać znaku zapytania po tytule tego wpisu, ale jednak zawsze wolę sobie zostawić margines potencjalnego błędu. Trudno bowiem zaprzeczać dość oczywistej oczywistości, że jak się coś da początkowo za darmo, to potem ludzie zapłacą za to więcej. Oraz ta, że na wirtualne dobra jesteśmy w stanie wydać niemal tak dużo jak na prawdziwe, jeśli tylko coś nas głębiej wciągnie.
Ponieważ ostatnio zawodowo zacząłem zajmować się w większej mierze rzeczami niepotrzebnymi i nieistniejącymi, za które ludzie płacą grube pieniądze, z zaciekawieniem śledzę growe trendy na rynkach freemium, a także wirtualne gospodarki, które spontanicznie wykształcają się w rozmaitych – uwaga, modne słowo – ekosystemach, jak choćby w World of Warcrafcie, ale też w innych MMO, zwłaszcza tych darmowych.
Bank Światowy przygotował właśnie arcyciekawy raport, w którym pisze o wirtualnych gospodarkach, nie ograniczając się tylko do suchej analizy stanu faktycznego, ale również publikując wyznaczniki dla tych autorów gier i aplikacji, którzy chcieliby się do globalnego freemiumowego szaleństwa przyłączyć. Na razie nie przegryzłem się przez całość, ale już widać, że świat zmienia się na naszych oczach – co jest stosunkowo zabawne biorąc pod uwagę fakt, że samo freemium to cyfrowe rozwinięcie idei bazarowej baby, oferującej każdemu klientowi darmowego cukierka w ramach spróbowania. Tak, wiem, do wirtualnej gospodarki jeszcze daleka droga, ale podstawy są właśnie takie.
Z tym raportem wiąże się też jedna bardzo ciekawa rzecz, którą wyłapał IGN – według nieoficjalnych informacji Microsoft przymierza się do wpuszczenia free-2-playów na Xboxa 360. Strach oczywiście jest – w czarnych scenariuszach zazwyczaj zakłada się, że klienci przestaną kupować gry, bo zaczną tracić czas i pieniądze w f2p – ale sądzę, że jest to prawdopodobna droga nie tylko X-a, ale i obu konsol.
Wszak i PS3, i X360 starają się pochylić nad casualami, każąc im albo wymachiwać różdżką z kulką, albo sadzić wygibasy przed kamerą z silniczkiem. A casuale grają we free2playe właśnie, na Zachodzie zostawiając tyle kapusty, że niemieckie firmy zajmujące się f2p takie jak Gameforge czy BigPoint to już przepotworne molochy, generujące naprawdę poważną kasę. Tego drugiego zresztą – podobno – próbowało kupić Electronic Arts, ale już było za późno, czytaj firma była już zbyt wiele warta. Nie wiem ile jest w tym prawdy, wiem że EA ma nosa do nowych form rynkowych i z Playfishem (to z kolei gry facebookowe, zupełnie inny segment, chociaż też f2p) trafiło może nie w dziesiątkę, ale w dziewięć i pół.
Ponieważ obie konsole potrafią odpalić przeglądarkę, już tylko jeden stąd krok do f2p od BigPointa. A gry Gameforge’a – spokojnie da się je skonwertować pod sterowanie padem. Jeszcze podłączyć tylko system płatności i maszynka do trzaskania pieniędzy gotowa.
Czyli znowu hardkorowi gracze dostaną w tyłek. Damn, pora zostać casualem.
Amen :/
Ciekawy wpis. Mnie do tej pory zadziwia informacja, niestety nie pamiętam szczegółów, o gościu, który sprzedał za kilkaset tysięcy dolarów planetę w jakieś grze MMO. Jakoś w zeszłym roku. Jak rok wcześniej kupował ją po powiedzmy 100 tyś. (na ówczesny czas była to najdroższa wirtualna “nieruchomość”) wszyscy pukali się w czoło. Czas najwyższy przestać się pukać 😉
a ja nie wiem o co kaman? to znaczy co? ze hardkorowy gosciu nie pogra w hardkorowe gry?