Co jakiś czas bierze mnie na coś prawie-że-indie, dlatego też co niedziela będę się starał przyglądać jakiejś małej, niezależnej gierce. Na pierwszy ogień idzie Hoard, którego wprawdzie jeszcze nie kupiłem, ale demo bardzo przypadło mi do gustu.

Hoard to bardzo prosta gra logiczno-zręcznościowa, oparta na całkiem wymyślnym koncepcie. Oto nad małym księstewkiem lata smoczysko, ziejące ogniem. Wszystko, co spalone, wyrzuca z siebie złoto, które smoczysko porywa i odnosi do swojej nory. Cel gry – uzbierać więcej niż inne smoczyska. Brzmi prosto, ale z tego pomysłu wyprowadzono dużo fajnych rzeczy.

Po pierwsze, rozwój smoka. Na początku macha skrzydłami nieporadnie, zieje krótko i musi nabrać oddechu, a w łapach mieści mało złota. Na dodatek łatwo mu przysmażyć przestrzeń pod ogonem. W miarę levelowania (za zdobyte złoto oczywiście) rozwijamy smoczysko – a trzeba się streszczać, bo po planszy latają też inne smoki i też zbierają złoto.

Najbardziej opłacalne jest palenie miasteczek, ale nie do stanu fundamentów, tylko z wyczuciem – parę razy przysmażone miasto oddaje nam hołd i zaczyna wysyłać do naszego leża wozy ze złotem. Jednocześnie sami palimy wozy jeżdżące po krainie, no chyba że zależy nam na tym, żeby jakieś miejsce się bardziej rozwinęło – wtedy opłaca się przepuszczać datki do takich miejsc, a palić je na koniec.

Przeszkadzajki? Pełno. Inne smoki, rycerze broniące królewien (można je porywać, a po odniesieniu do leża czekać na okup) i łucznicy – nie jest łatwo, jeśli tylko popuścimy pasa królestwu. Po utracie całej energii przepada nam kilka sekund leczenia się w leżu, ale – przede wszystkim – mnożnik punktowy (maksymalnie x3), bo to dzięki niemu wykręca się duże wyniki.

Proste? Proste. A jest coop, jest multiplayer, jest kampania singlowa. Sam się właśnie przekonałem, że za taką śmieszną małą gierkę 8 euro to bym dał. I dam, polecam.