Ostatnio mało gram na Xboxie, a więcej na PS3, prawdopodobnie dlatego, żeby sobie lepiej uzasadnić srogi wydatek, na jaki się impulsywnie szarpnąłem.

Na pierwszy ogień poszło Uncharted – poszło, bo już tę grę skończyłem, prawie do samego końca trzymając pełne płuca zachwytu, który niestety w ostatnich paru rozdziałach objawił się jękiem zawodu.

Ale po kolei. Uncharted to gatunkowy miszmasz, który w kategorii tombraiderowości dokopuje każdemu dowolnemu tombraiderowi. Oto pan Drake, potomek TEGO Drake’a, natrafia na ślad legendarnego El Dorado… a resztę widzieliście już w filmach o niejakim Indianie. Jest pewna pani u boku głównego bohatera, jest niezdarny przyjaciel, jest wielki, zły i bezduszny pan oraz są elementy nadprzyrodzone w ilości zbyt wielkiej.

Gra na przemian każe nam skakać po skałkach, półeczkach i gzymsach oraz prowadzić wymiany ognia z przeciwnikami, które z biegiem czasu stają się esencją gry, ale to wcale nie przeszkadza. Dlaczego? Bo gra ma taki sam system walki jak Gears of War, które są genialną grą i tak, a w których skakania nie ma. Drake potrafi zaczaić się za każdą przeszkodą, prowadzić ogień na ślepo lub celowany, a gdy dojdzie do walki w zwarciu, również przyłożyć całkiem srogim kombosem. Dlatego strzelaniny nie denerwowały mnie w ogóle z dokładnością do tego, że czasami obecność przeciwników w jakiejś zapomnianej salce pięć pięter pod kilkusetletnim kościołem była dość dyskusyjna.

unch_scr_1

Wbrew casualowym założeniom, gra potrafi dać w kość

Broni jest zaledwie kilka, a do każdej jest zawsze za mało amunicji – i nie chodzi mi tu o amunicję do zebrania, bo tej jest dużo, ale o ograniczenie pojemności kieszeni. Drake’owi starcza nabojów na dwie-trzy strzelaniny, a w niektórych, gorętszych momentach bywało tak, że odliczałem już pojedyncze pociski albo pędziłem skuć komuś mordę w zwarciu, bo już nie było z czego strzelać.

Konstrukcja gry jest fenomenalna, fabuła trzyma się kupy poza samą końcówką, gdzie zamiast ludzi wyłażą stworki i robi się przesadnie horrorowo. Do tego jeszcze w tym momencie gra przyznaje nam checkpointy naprawdę z rzadka, więc lekko nie jest. Przyznaję się bez bicia – przestawiłem sobie poziom trudności na easy, bo zrobiło mi się już za trudno plus padem do PS3 ciężko się steruje w strzelaninach prawie-że-fpp. Ogólnie jednak zabawa bardzo mi się podobała, ale największe wrażenie zrobiła na mnie…

…no grafika. Serio, takiego cieniowania i tak ostrej grafy dawno nie widziałem. Soczyste, ciepłe kolory plus szczegółowe modele robią swoje i gra wygląda jak opad szczęki nawet dla kogoś, kto przedarł się przez Gearsy. Wrażenie deczko psuje chybotliwa animacja – nie zawsze Drake zachowuje się tak, jak powinien w danym miejscu, szczególnie przy nieregularnych krawędziach. Za to przerywniki filmowe ponownie wysadzają z butów – są kapitalnie wyreżyserowane i zagrane, oglądałem je z ogromną przyjemnością, szczególnie że WRESZCIE nie traktowano mnie jak idioty, któremu dziesięć razy trzeba powtarzać, że ktośtam jest zagrożeniem, a cośtam trzeba zrobić właśnie teraz.

Świetna, świetna gra, cieszę się, że ją nadrobiłem. Nie mogę się doczekać drugiej części, szczególnie po obejrzeniu tego nierealnego filmu:

 

HOLY SHIT! Jak to nie jest system seller to ja już nie wiem co nim jest!