Grałem sobie, grałem, grałem i wreszcie skończyłem The Darkness II. Inaczej niż zwykle, grałem na najwyższym (dostępnym na początku) poziomie trudności, przez co parokrotnie się nawet spociłem, ale na szczęście nie miałem jakichś większych zacinek, dlatego też polecam rozgrywkę nieco trudniejszą właśnie.

Po co się jednak katować? Bo to gra, w której liczba możliwości jest tak olbrzymia, że na łatwiejszym poziomie trudności nie użyjecie połowy z nich – a dopiero zapędzeni w kąt zaczniecie kombinować, jak tu ujść z życiem. Wszystko dzięki temu, że główny bohater jest opętany przez tytułową Ciemność, która manifestuje swoją obecność po pierwsze niesamowicie demonicznym głosem Mike’a Pattona (który tutaj w ogóle nie jest luźny jak niedzielny poranek), ale po drugie – parą macek wyrastających z ramion głównego bohatera. Macki obsługuje się bumperami na padzie i mają dwie różne funkcje – lewa służy do łapania i rzucania, a prawa do naparzania.

Dlatego też broń palna dość prędko schodzi na dalszy plan, zwłaszcza gdy na ekran wyskakują przeciwnicy zakuci w potężne zbroje lub tacy z tarczami. Walka polega na zidentyfikowaniu najsłabszych punktów w ofensywie wroga, zapamiętaniu ich lokalizacji i w miarę potrzeby podbiegnięciu do nich, strzeleniu macką w łeb i pożarciu ich serca, co odnawia energię. Z trudniejszymi przeciwnikami postępuje się w znacznie bardziej skomplikowany sposób – a to wyrywają nam giwery, a to zasłaniają się tarczami, a to potem wyłażą z tarczami nabitymi kolcami i szarżują w naszym kierunku… nie sposób się nudzić.

Gdy udaje nam się kogoś osłabić na tyle, że daje się złapać lewą macką, do głosu dochodzi sadystyczna natura autorów gry (oraz – nie wstydzę się tego – moja) – lewa macka trzyma delikwenta, a prawą wykonuje się widowiskowe i histerycznie brutalne egzekucje. Z początku wykończeń jest mało, potem, w miarę rozwoju naszych mrocznych mocy, możemy sobie egzekucją coś dotankować – a to zdrowie, a to amunicję, a to bateryjki potrzebne do innych specjalnych mocy Ciemności. Da się nawet przywołać mroczną tarczę, którą zasłaniamy się przed huraganem pocisków.

Za wszystkie brzydkie rzeczy, które robimy biednym, przerażonym panom (na przykład wyrwanie kręgosłupa przez tyłek – nie, serio, jest taka egzekucja), dostajemy esencję, którą następnie poświęcamy na rozwój głównego bohatera w jednym z trzech drzewek. Jedno jest poświęcone egzekucjom, drugie specjalnym mocom typu magiczne strzelanie z giwer, a trzecie jest nieco bardziej pragmatyczne (większe magazynki i tak dalej).

Samo to, o czym napisałem powyżej, dawałoby już całkiem pomysłową grę dla niespełnionych sadystów, ale autorzy (komiksu wprawdzie, ale twórcy gry dobrze sobie z tym poradzili) dorobili jeszcze cały wątek mafijny. Główny bohater, Jackie Estacado, to bowiem głowa sycylijskiej mafii, co w dość oczywisty sposób prowokuje fabularne twisty typu “wroga rodzina wjeżdża nam na chatę”. W grze pojawia się jeszcze jeden, całkowicie już schizofreniczny wątek – do samego końca nie wiadomo, czy przypadkiem Jackie nie jest pacjentem szpitala psychiatrycznego, a cała ta opowieść o giwerach, mackach i mafii istnieje tylko w jego głowie. Prawdę mówiąc po zakończeniu gry też nie jestem do końca przekonany, czy to wszystko była iluzja, czy prawda.

Etapy w psychiatryku, napięte do granic możliwości, to wisienka na torcie, którym jest The Darkness II. Warto w niego będzie zagrać nawet za kilka lat, bo twórcy postanowili pobawić się grafiką cel-shadingową, dzięki czemu wszystko jest odrealnione i po pierwsze doskonale pasuje do komiksowo groteskowego tematu gry, a po drugie długo się nie zestarzeje.

Sam jestem tym zaskoczony, ale polecam The Darkness II, chociaż lepiej nie przypominać sobie przed tą grą pierwszej części, znacznie bardziej nadętej i dosłownej niż sequel. Groteskowa przemoc w komiksowej oprawie i sensowne poprowadzenie fabuły między jawą i snem dają werdykt “kupować”.