Jakiś czas temu polska firma Reality Pump przejęła od firmy Octane Games, w pocie czoła poprawiła, a następnie wydała rękami firmy Topware dość niedobrą grę pod tytułem Raven’s Cry. Średnia ocena tej gry w serwisie Metacritic – znamienna sprawa – jest podobna zarówno dla ocen dziennikarzy, jak i ocen użytkowników i wynosi dość nędzne 4/10. Nie grałem w Raven’s Cry i najpewniej w niego nie zagram, ale chciałem powiedzieć o czymś innym.

Otóż serwis GameSpot dał tej grze czwartą w swojej historii ocenę 1/10. Gdyby było to całkowicie umotywowane problemami z rozgrywką i tym, jak bardzo jest to tytuł niedopracowany, nie miałbym żadnych pretensji do takiej oceny. Niestety w podsumowaniu recenzji (można ją przeczytać w tym miejscu) pojawia się zarzut: “Rampant racism, sexism, and homophobia”.

Rasizm, seksizm i homofobia w osiemnastym wieku na Morzu Karaibskim to być może zdaniem recenzenta rzeczy niespotykane, ale nie podzielają tego zdania historycy. Rozumiem, że komuś może się nie podobać gra w takich klimatach osadzona, natomiast moim zdaniem nie powinno się z tego czynić zarzutu. Czy Doom dostawał po łbie, bo był zbyt brutalny? Zresztą zostawmy krew, bo ta akurat amerykańskim recenzentom rzadko przeszkadza.

Dużo lepiej przyjrzeć się rasizmowi, seksizmowi i homofobii. Rzućmy okiem na listy najlepiej sprzedających się gier. Grand Theft Auto V. Kto grał, ten wie – gra jest przeładowana wszystkimi tymi elementami równocześnie. GameSpot unika jednak tych wyrażeń, posługując się nieco trudniejszym słowem “mizoginia”, co jednak nie wpływa na ocenę (9/10). Czyli minusem jest przedmiotowe traktowanie kobiet w grze o bezlitosnych gangsterach, którzy jak wiemy mają do kobiet nabożny stosunek… a nie, zaraz… Jednocześnie, przy całym tym piętnowaniu przedmiotowej roli kobiet, z ekranu telewizora trzęsie do mnie dupą bożyszcze nastolatek i nastolatków, nic sobie nie robiąc z seksizmu.

Powiem szczerze, że nie podoba mi się zupełnie ten coraz modniejszy ostatnio trend doszukiwania się wszędzie (a zwłaszcza w sztuce i produktach na pograniczu sztuki i rozrywki, czyli w grach) trendów niezgodnych z polityczną poprawnością, wyznaczaną zresztą przez amerykański purytanizm, który jest mi niezmiernie daleki. Nie robię sobie złudzeń, że USA ma obecnie najsilniejszy wpływ na popkulturę, ale niestety prowadzi to do absurdów, takich jak zarzucanie grze o piratach, że jest grą o piratach, a w konsekwencji potencjalne wycinanie z gier elementów “niewygodnych” dla amerykańskich recenzentów.

Raven’s Cry, jak pisałem, być może zasługuje na ocenę 1/10. Ale protestuję przeciw umieszczaniu w minusach gry portretowanych przez nią ludzkich zachowań. Ojciec chrzestny, 1/10, “fałszywe przedstawianie włoskich imigrantów w USA”.