Na fali najrozmaitszych baniek internetowych popłynął również serwis OnLive, dostarczający usługi, w które kiedyś powątpiewałem, czyli streamowanie na żywo gier komputerowych z serwera gdzieś, hen tam. Podobno OnLive działa lepiej od Gaikai, natomiast to drugie testowałem i nawet mimo opóźnień dało się grać choćby w Dragon Age’a, ale już strzelania w Call of Duty jakoś w tym sobie nie wyobrażam.

O co chodzi z popłynięciem OnLive? Oczywiście o pieniądze. Firma ogłosiła bankructwo, zwolniła pracowników, ogłosiła restrukturyzację, zatrudniła pracowników (niektórych w modelu PSL-owskim, czyli wrócili do pracy po paru dniach, nawet nie sprzątając biurek) i ogłosiła, że nawet ci zwolnieni będą konsultantami projektu. Co zabawne, OnLive nie przerwał działania i nadal działać będzie. Odpowiadać ma za to tajemniczy “afiliant Lauder Partners”. Przy czym Lauder Partners to główny inwestor OnLive’a.

Czy tylko mi nie podoba się ta cała operacja? Czy nie wygląda to trochę na “zniknięcie” pieniędzy inwestorów poprzez ogłoszenie bankructwa i przejęcie pozostających aktywów rękami innej firmy? Na całym biznesie najwięcej straciło HTC, które w OnLive zainwestowało 40 milionów dolarów niecały rok temu. Oj, niedobra to była inwestycja, a firma co ciekawe już się pogodziła z porażką, bo wystosowała komunikat skierowany do tajwańskiej giełdy, w którym informuje, że będzie musiała pokryć swoją czterdziestomilionową stratę.

OnLive dalej działa, kontrolę sprawuje nad nim nadal Lauder Partners, tylko HTC ma 40 milionów w plecy… czy może to jakiś inny mechanizm, a ja się mylę? Dajcie znać. W każdym razie jeśli to TEN mechanizm, to Onlive ma kapitalnie odpowiadające swoim interesom logo.