Jestem fanem Abe’a. Od pierwszej części gry polubiłem jego przedziwny i jednocześnie straszny świat. Pierwszą część skończyłem jeszcze na etapie wczesnych płyt CD, drugą dostałem w prezencie od małżonki, a na trzecią i czwartą musiałem poczekać aż do kupna pierwszego Xboxa.

Po króciutkim kontakcie ze zremasterowanym Grim Fandango pomyślałem jednak, że remastery nie są dla mnie i nie warto odkopywać wspomnień, której – jak to zwykle bywa z rzeczami, które się odkopuje – są znacznie brzydsze niż to, co zostało nam w pamięci. W Grim Fandango nie da się grać, dlatego też nie planowałem kupowania nowego-starego Oddworlda. Tymczasem jednak usługa PS Plus na marzec zaproponowała mi ten właśnie tytuł, który ściągnąłem, zachęcony jego niebagatelnym, kilkugigabajtowym rozmiarem.

To, co dostałem, wprasowało mnie w podłogę. Wygląda na to, że autorzy z oryginalnej wersji gry wzięli tylko ogólne projekty poziomów, a potem wszystko zrobili od nowa, dokładając przy okazji furę nowych rzeczy. Być może pamięć mnie myli, ale nie pamiętam już chowania się w obłokach pary na przykład, nie kojarzę też galopowania na grzbiecie Eluma. Czuję się, jakbym grał w piątą część, chociaż zastrzegam, może być winny tutaj fakt, że poprzedni raz w Abe’s Oddysee grałem w zeszłym wieku.

Czym jest Abe’s Oddyssee? To platformówka, ale platformówka piekielnie dobrze wymyślona. Główny bohater nie oddaje zbyt dalekich skoków, biega wolniej od przeciwników i nie potrafi walczyć wręcz. Umie za to śpiewać, a za pomocą śpiewów przejmować przeciwników (o ile otoczenie na to pozwala), jak również wydawać z siebie rozmaite dźwięki, dzięki którym porozumiewa się z ziomkami. Proste rozmowy “hello – hello – follow me – OK” dają wbrew pozorom sporo możliwości. Czasem trzeba wygwizdać i wypierdzieć hasło (dowcipy o pierdzeniu zawsze na propsie!), innym razem kazać komuś gdzieś zostać. Najwięcej frajdy to oczywiście przejęcie wroga, skorzystanie z jego morderczych możliwości, a na koniec popełnienie nim samobójstwa.

Pierwszą część sprzed osiemnastu (!) lat wspominam jako drogę przez mękę, tutaj jest dużo łatwiej, głównie dzięki licznie rozstawionym punktom kontrolnym oraz bardzo przydatnej możliwości szybkiego zapisu w dowolnym momencie. Trochę nadużywam tego rozwiązania, ale dzięki temu przynajmniej się nie frustruję. A i tak momentami bywa ciężko.

Pod względem technicznycm gra stoi na najwyższym poziomie. Wspaniała zabawa oświetleniem, poziomy w rzeczywistości przygotowane w trzech wymiarach, okazyjne zmiany ujęcia kamery (pokazujące akcję z innego kąta niż klasyczne “z boku”), kapitalne udźwiękowienie oraz bohater odpowiednio reagujący na to, co wyczyniam z padem… miód malina. Myślałem, że chwilę sobie w tego Oddworlda pogram i rzucę go w kąt, a wyrósł mi on na główną pozycję do grania. Na pewno skończę New N’ Tasty i będę bardzo czekał na sequel (oby powstawał). Tego kupię już na pewno w chwili premiery.