Hello. Hello. Follow me. OK. Tak właśnie niejaki Abe, mudokon zamknięty w koszmarnym obozie pracy Rupture Farms, witał się ze swoimi ziomkami i zachęcał ich do pójścia razem z nim. Pierwsze dwie części Oddworlda wspominam dzisiaj z rozrzewnieniem i nadal mam oba pudełka w szafie.

Tak samo jak Oddworld: Munch’s Oddysee, grę, dla której kupiłem pierwszego Xboxa. Tytuł przeniósł platformową rozgrywkę w trzeci wymiar, ale uczynił to z niespotykanym wdziękiem i gra była równie cudowna jak pierwsze dwie odsłony. Potem Oddworld odpłynął w bardzo już dziwne klimaty wraz z Oddworld: Stranger’s Wrath, również exclusivem na pierwszego Xa, w którym grało się kotopodobnym kowbojem, strzelającym z dwulufowej wyrzutni zwierzątek. Każde zwierzę miało określoną funkcję, a gra była totalną już jazdą bez trzymanki w całkowicie wykręconym świecie: trochę bajkowym z jednej strony, a bardzo okrutnym z drugiej. To zresztą cecha podstawowa Oddworldu, bardzo konsekwentnie budowanego w tych czterech tytułach.

Czemu o tym piszę jednak? Bo na Steamie właśnie się pojawił czteropak tych wszystkich gier. Tak, pecetowcy wreszcie mogą grać w Muncha i Strangera, do czego gorąco zachęcam. To kawał komputerowej historii, ale i kawał wspaniałej opowieści, już niestety zakończonej, bo firma Oddworld Inhabitants najpierw oddaliła się w klimaty astralne i próbowała zrobić film, a potem o ile dobrze pamiętam rozpłynęła się w mroku niebytu.

W każdym razie znak jakości do dzisiaj się należy. Warto wsiąknąć w Oddworld.