Wczoraj wreszcie przysiadłem do multiplayera w Assassinie – singla ciągnę niespiesznie, taki jest dobry i rozbudowany – i będę do tego multi wracał. Bo to bardzo, ale to bardzo nietypowe zajęcie, które przypomina mi taką jedną ulubioną grę sprzed lat.

Multi w Assassinie polega bowiem na kombinowaniu i wtapianiu się w tłum. Po mapce (śliczne są, szczególnie Siena, ależ by się to miasteczko przydało w singlu!) spacerują mniejsze i większe grupki ludzi wyglądających – to ważne – tak samo jak gracze, których jest siódemka. Gracze polują na siebie nawzajem i z reguły wiedzą, ile osób ma kontrakt asasyński konkretnie na nich. Czy raczej abstergowski, bo w multi stajemy po stronie adeptów krzyżowców (pamiętacie, w tej wielkiej sali z milionem animusów z początku dwójki) i ćwiczymy asasyńskie zachowania.

Jest więc ograniczona mapka, siedmiu koleżków i tłum ludzi wyglądających tak jak oni. Na początku biegałem tak jak wszyscy i zajmowałem miejsca gdzieś pod koniec tabeli, ale potem zrozumiałem kluczową rzecz – postać, która idzie spokojnie, jest nie do rozpoznania. Owszem, nasz zabójca ma przed sobą wprawdzie nasze zdjęcie (powiedzmy) oraz kompas wskazujący, gdzie jesteśmy i jak daleko od niego, ale jeśli wmieszamy się w tłum, a na dodatek jeszcze się chwilowo przebierzemy, istnieje spora szansa, że nasz prześladowca zabije kogoś niewinnego – i straci kontrakt na nas. Jako ścigani nie mamy zbyt wielkich możliwości obrony, ot, jeśli prześladowca się pomyli i nie zabije nas od razu, możemy go ogłuszyć i upokorzyć w zamian za 100 punktów – chociaż zawsze występujące przy tym kopnięcie go w tyłek zaliczam do nagród bezcennych.

Goście, którzy się wspinają i sprintują, okupują ostatnie miejsca w tabelkach wyników. Zwykły kill to 100 punktów, ale już zrobienie tego incognito (jest stosowny wskaźnik) to plus 200 punktów, dodatkowe modyfikatory potrafią wywindować nagrodę za killa do ponad 750 – jest achievement za to zresztą. Warto więc zachowywać się niepozornie – nie ukrywam, że emocje przy tym są równie wielkie, jak przy dobrym udawaniu szpiega w Team Fortress 2, a nawet lepsze. Bo oto idę sobie spokojnie ulicą, a tu z naprzeciwka biegnie mój kontrakt – wiem że to on, bo kompas pokazuje szybko zbliżający się cel, wygląd też się zgadza… zaczynam się więc delikatnie przesuwać tak, żeby koło mnie przebiegł… krótkie naciśnięcie X i gość się robi bardzo zdziwiony i bardzo martwy. Sam ginę sekundę później, bo mój prześladowca szedł razem ze mną w grupce ludzi czekając, aż się odsłonię. Mistrzostwo!

Nie testowałem jeszcze innych trybów rozgrywki, bo mi się odblokują za parę leveli. Tak, jak w każdym multi, tak i tutaj mamy levelowanie i odblokowywanie umiejętności, które tu jednak dają OGROMNĄ przewagę konkurencyjną, pozwalając szybciej sprintować albo rzucić bombę dymną, w której straciłem kontrakt niezliczoną ilość razy.

Dobry ten multiplayer, ale w zupełnie innym klimacie niż wszystko, czym się dotychczas bawiłem. Zmiana przyzwyczajeń wymagana. Fajnie.