Space opera rządzi się swoimi prawami. Jednym z nich jest na przykład to, że nie pokazujemy śmierci i cierpienia w sposób przesadnie realistyczny, bo ważniejsze są przemawiające kukły, podniosłe decyzje i obcisłe trykoty.

Z tym większym zdziwieniem obejrzałem poniższy trailer Mass Effecta 3, który spokojnie nadawałby się (przynajmniej z początku) na jakąś mroczną historię w stylu trzecich Gearsów. Żniwiarze są na miejscu i robią wielki porządek, co z jednej strony wzmocni dramatyzm, a z drugiej ograniczy niezręczne dla twórców sytuacje, w których zatłoczoną (fabularnie) Cytadelę odgrywało siedem korytarzyków i dziesięć pokoików.

W Mass Effecta 3 na pewno zagram, bo sejw, na którym moją shepardową porno-gwiazdę (wydatne kości policzkowe, wielkie oczy i usta, bezbłędna ofiara chirurgów plastycznych mi wyszła) przeprowadziłem przez dwie już części po prostu nie może się zmarnować.

Lubię Mass Effecta, ale obstawiam, że trójka będzie już pełnoprawnymi gearsami, nie erpegiem.