W ramach wykorzystywania mojego nowo zakupionego lapka postanowiłem sobie sprawdzić jakąś małą tak zwaną pacajkę (dzięki Śledziu, świetne słowo) i zainwestowałem ciężko zarobione dziesięć eurasów w Magickę, którą polecali mi znajomi.

Cóż mogę powiedzieć – gra jest świetna. To znaczy byłaby. Byłaby, gdyby twórcom zechciało się przepuścić ją przez jakiekolwiek testy QA. Mam świadomość, że gram w tytuł, który był już 16 (tak, SZESNAŚCIE) razy patchowany i wciąż zdarzają się akcje typu “wszedłem na polankę i już nie mogę z niej wyjść, bo engine nie łapie, że jestem przy krawędzi screena”.

No rozpacz. A ciekawe jak było po premierze.

Natomiast sam pomysł na grę jest absolutnie genialny i zakłada hmm… combosy, tak, to najlepsze słowo. Mam sobie swojego magika, który składa czary z żywiołów, których jest aż osiem. Zanim pierdyknę fireballem, muszę przywołać kamyk oraz ogień – jeśli przywołam sam ogień, będę nim zionął przecież, logiczne, a jak sam kamyk to cóż, może komuś nabiję guza. Kombinacji jest nie wiem ile silnia, bo część czarów się nawzajem neguje, ale do tego dochodzą jeszcze specjale typu przyspieszenie biegania czy inne cuda, włączane przywołaniem paru żywiołów i pacnięciem spacji.

W każdym razie wczoraj przywołałem rząd kamieni, które, wybuchając po chwili, leczyły wszystkich w zasięgu i za nic nie mogę dojść, co ja właściwie ustawiłem, że tak się zabawnie zrobiło.

Wprawdzie korzystam zasadniczo z paru czarów i paru kombosów tylko, ale widzę już, że dałoby się skorzystać z większej ich liczby.

Gdybym tylko mógł wyleźć z tej cholernej polanki.