Skończyłem Mafię II. Spodziewałem się niesamowitej miazgi fabularno-koncepcyjno-grywalnościowej. Dostałem średniaka pod każdym możliwym względem – niestety również pod względem elementów elementarnych i niezależnych od czasu produkcji. Mafia II to średni scenariusz i średnie postacie, z którymi nie da się zżyć.

Główny bohater, Vito, nie wzbudził we mnie najbardziej oddalonego echa sympatii. Gość wraca z wojny i postanawia dalej zabijać, bo i tak nic innego nie umie – to ma być motywacja? Owszem, podobało mi się to, jak szybko staje się gniewny i jakim jest bezwzględnym draniem, gdy ktoś nadepnie mu na odcisk, ale w ogóle nie rozumiałem, po co właściwie bawi się w te wszystkie drobne skoki i nieważne napadziki. Tak, niestety, do samego końca Vito pozostaje nieważnym, podrzędnym bandytą, a nie żadnym mafioso, w związku z czym gra powinna się bardziej nazywać “Drobne Cwaniaczki”, a nie Mafia II.

Rozgrywka oparta na systemie osłon, nic specjalnego, ale wykonanie okej

Joe, jego kolega… o, tutaj się twórcy wysilili. Skleili razem kilku bohaterów Joe’ego Pesci i Roberta de Niro z filmów Scorsese i takiego Frankensteina puścili wolno. Joe jest antypatyczny, ale jednocześnie do bólu płaski. Żadnego szaleństwa, żadnych oznak nienormalności – takich jakie choćby objawiał chorobliwie agresywny Tommy z Chłopców z ferajny. Postacie drugoplanowe nie wypadają lepiej – są kliszami klisz, bez żadnych ciekawych wątków. Siostra prana przez męża jest żywcem wyjęta z Goodfellas, ale niestety Vito to nie Henry (czyli główny bohater filmu) i na zawsze pozostaje miernym nikim, który wali do tego, kogo mu pokażą. Owszem, gdzieś tam wciska mu się do głowy honor i powinność wobec pewnego starszego towarzysza niedoli. Ale to za mało żeby uznać go za pełnokrwistego głównego bohatera, choćby takiego, jakim był John Marston w Red Dead Redemption.

Cała gra zresztą cierpi na niebywałą płaskość. Najbardziej boli mnie to, jak mierne są kolejne misje, bez poczucia wykonywania czegoś w imię większego celu. Do tego ich dramatyzm jest niepotrzebnie zakłócony – w jednym, naprawdę pasjonującym zadaniu, kradniemy kartki na benzynę, a dosłownie 10 minut później jeździmy po całym mieście niemrawą ciężarówką i sprzedajemy robolom z paki kartony papierosów… Serio, chciałbym się piąć w górę przestępczej drabiny tak jak robiłem to w pierwszej Mafii – tutaj na zawsze zostaję nieważnym, błahym, płaskim i głupim ulicznym bandytą. Jedna jaskółka – kapitalne pokazanie wejścia chłopaków w rynek narkotykowy – wiosny nie uczyniła, a następujące po niej wydarzenia poprowadziły mnie do wątpliwej jakości finału, w którym wytłukłem jakieś nieprzebrane zastępy mafiosów z pistoletami maszynowymi.

Marketingowcy z 2K zaciekle krzyczą, żeby nie oceniać Mafii II jako sandboxa – i dobrze krzyczą, bo gdyby postawić ją przy GTA czy RDR, mogłaby pod względem swobody pójść się schować pod kapelusz. Ale niestety nie zmienia to faktu, że element otwartego świata jest w grze obecny – i ta obecność jest nie dość, że niepotrzebna, to na dodatek bardzo męcząca, bo sprowadza się do nudnego jeżdżenia z miejsca na miejsce. Nawet nie można wyciągnąć spluwy i strzelać zza kierownicy, a policja jest bezdennie głupia – dość powiedzieć, że wystarczy po zastrzeleniu 10 policjantów wbiec do sklepu odzieżowego, wyrżnąć klientów, przebrać się i już nikt nas nie poznaje. Testowałem ten otwarty świat na różne sposoby, widziałem wiele gier sandboxowo-niesandboxowych, ale takiej bzdury nie widziałem w życiu. Doszło do tego, że dla relaksu zajmowałem sklep odzieżowy i zaczynałem rozwalać wszystko i wszystkich – bo i tak czułem się całkowicie bezkarnie.

Nasi bohaterowie to bezduszni cyngle. I tacy pozostają do końca.

Strona techniczna nie odbiega od wszystkich powyższych i pozostaje w sferach średnich. Pikseloza, zwalniająca momentami animacja, fatalna synchronizacja ruchów ust z wypowiadanymi kwestiami to cechy przeciętnej gry. Brak działającego DLC w polskiej wersji to już standardowy problem gier konsolowych w naszym kraju i jak sądzę trzeba się po prostu do niego przyzwyczaić, albo kupować (taniej) poza granicami naszego kochanego kraju.

Mafią II jestem srogo zawiedziony. Już nawet nie chodzi mi o MASĘ wyciętego contentu (nie przesadzam mówiąc o MASIE), tylko o to, że ta gra jest… no cóż, średnia. Satysfakcjonujące strzelanie czasami wystarcza, ale tutaj nie mogę twórcom wybaczyć tego, że z opowieści o mafii zrobili grę o ulicznych złodziejaszkach. W mojej skali 6/10, ale to tylko dlatego, że kocham gry.