Producenci telewizorów szykują się na żniwa, ale z pewną dozą nieśmiałości, co potwierdzają badania konsumenckie, nie pozostawiające wielkich złudzeń – większość klientów albo ma w nosie technologię 3D, albo w nosie jej nie ma, ale wystarcza tejże większości pięćdziesięciocalowa plazma fullHD za mniej niż tysiąc euro.

Na święta pewnie będziemy już wszyscy mieli wypalone w mózgach slogany, że 3D jest hiper, mega i najfajniejszym gadżetem wszech czasów, pozwalającym nam na niezrównane zagłębienie się w dotychczas płaski świat, ale telewizory 3D wciąż będą kosztowały po 8 i więcej koła, co wydatnie ograniczy ich popularność. Potentaci telewizyjni zdają sobie z tego w pełni sprawę, dlatego już teraz zaczynają dbać o dobry PR. A cóż może być lepszym PR-em niż gry śmigające na telewizorach 3D.

Dzisiejsza wiadomość o tym, że Call of Duty: Black Ops będzie obsługiwać technologię 3D to marketingowa ściema. Radosne (i zmyślone) opowieści o tym, jak to Treyarch spróbował zrobić parę scenek w 3D, a potem się zachłysnął i zrobił wszystko w tej zachwycającej technologii są jednocześnie lewarowane kolejnymi konfabulacjami na temat tego, że po 30 minutach grania w 3D grający w ogóle nie czuł się dziwnie i wszystko z nim było w porządku.

Z tego wynikają dwie rzeczy. Pierwsza to to, że grający nie miał błędnika, a druga – że połączone siły działów PR producentów telewizorów nie mają pojęcia, że w grę gra się dłużej niż pół godziny.

No dobra, ale jak to jest naprawdę? Jak się gra w 3D? Miałem przyjemność na własnej skórze przekonać się, jak się gra w grę 3D dłużej niż pół godziny. Był to Avatar Ubisoftów, telewizor to jakiś Hyundai, nie pamiętam niestety niczego poza tym, że był MEGA WIELKI. Oraz tego, że wyskakiwały z niego na mnie potwory, a ja brnąłem w trawie, której mogłem dotknąć, strzelałem do stworów, zachodzących mnie wyraźnie zza drzew i byłem globalnie, totalnie zachwycony. Tak, 3D robi grom naprawdę dobrze, a gry być może zrobią też dobrze 3D.

Bo po ochłonięciu 3D jest świetnym bajerem. Właśnie – bajerem. Tylko tyle i aż tyle. Miesza lekko w dyńce: jest uczucie podobne do tego, jakie ma się po za długim skupianiu wzroku na czymś jednostajnie się poruszającym względem nas, na przykład pięciolinii w Guitar Hero. Do tego wymaga ciężkiego (wbrew pozorom) sprzętu okularniczego na oczach, więc nie jest niczym więcej niż bajerem.

Niestety (lub na szczęście) nie mam zamiaru kupować czterech par okularów dla całego domu. I nie mam zamiaru zmuszać dzieciaków do grania w 3D, mała często w kinie narzeka, że jej się kręci w głowie. Do tego jeszcze – i trzeba to wyraźnie powiedzieć – 3D jest chwilami dość mocno oszukane. Technika jest taka, że wyświetla się obiekty na różnych planach, ale – no właśnie – jeśli obiekt na danym planie zaczyna się obracać, efekt 3D jest nienaturalny.

Na pecetach, w Left4Deadzie, w którego też miałem okazję grać w głupich okularkach, też widać efekt kilku planów płaskości. Najlepiej wyglądają w związku z tym elementy, które płaskie miały być od początku, czyli interfejs, który wyświetla się nam tuż przed nosem. Ale subiektywne moje odczucie jest takie, że to nie jest 3D, tylko książeczka dla dzieci z wycinankami, które po przewróceniu strony rozkładają się na kilku planach jednocześnie.

Oszukanie ludzkiego oka to jedno, oszukanie błędnika i innych zmysłów to zupełnie inna bajka. Moim zdaniem telewizja 3D rozbłyśnie i zniknie tak samo jak hełmy VFX 10 lat temu. Mimo że stoi za nią nieskończenie większa kasa.

Mam rację? Miał ktoś okazję pograć dłużej na PS3 w 3D? Dajcie znak.