To się naprawdę rzadko zdarza. Jedna, jedyna gra, Duke Nukem 3D, nakręciła cały świat na szał wokół głównego bohatera, który zachowywał się jak testosteronowe prosię, jednocześnie sypiąc złotymi cytatami. Wcześniej poskakał trochę po platformach w Duke Nukem 1 i 2, ale któż by pamiętał o tych crapach. Książę miał jeszcze jeden krótki epizod w Duke Nukem Manhattan Project, grze, która dzisiaj trafiłaby prosto na Steama jako digital download i… słuch po nim zaginął. Ale jakimś cudem gracze wciąż o nim pamiętali. Co jest w nim właściwie tak pociągającego?

Przede wszystkim Duke to ucieleśnienie wszystkich prymitywnych marzeń naraz. Jest dopakowany (żeby nie użyć wulgarniejszego słowa), gryzie cygaro w kąciku ust, niemal każdą sytuację komentuje na swój twardo-chamski sposób, a nade wszystko ceni sobie laski z wielkimi cycami, którymi muszą obowiązkowo potrząsać. Jest więc zatem również seksualnym ogierem, chociaż ten element w grach nie pojawiał się wprost – dotychczas, bo filmy z nowego Duke’a zawierają proste sugestie, ot choćby panią klęczącą przed bohaterem i ocierającą usta. Ten prosty chłopek, bo inaczej Duke’a nie można nazwać, z jednej strony powinien być obiektem pogardy każdego gracza z IQ powyżej 40, ale nawet oni doceniają to, jak bardzo Książę jest przerysowany.

Duke to wszystkie postacie grane przez Arnolda Schwarzeneggera i Sylvestra Stallone spięte w jednego Arnolda Stallone’a, ubranego w obowiązkowo o trzy numery za mały podkoszulek, a dodatkowo jeszcze nie patyczkującego się z wrogami, szczególnie tymi największymi. Największa zbrodnia dla Duke’a? Przerabianie lasek na pół-alieny. Nikt nie robi tego naszym panienkom i odchodzi żywcem – cedzi bohater przez zęby i zaczyna rąbać do kosmicznych świń i innych dziwacznych stworów.

A gdy pokonuje już prowodyra kosmicznej inwazji, własnoręcznie wypróbowuje na nim skądinąd absurdalną groźbę o urywaniu głowy i sraniu do szyi. Nawet czyta sobie przy tym gazetkę.

Co ciekawe, Duke wcale nie jest traktowany z przymrużeniem oka, tak jak choćby Jack Slater z Last Action Hero czy Harry Tasker z Prawdziwych kłamstw (zgadliście, obie postacie grał gubernator Kalifornii), a nawet cała plejada białych i czarnych charakterów w The Expendables. Duke jest śmiertelnie poważny, dlatego tak doskonale wypada w roli postaci groteskowej, ale takiej, której nie trzeba się wstydzić. Stąd tylu cosplayerów wbijających się w obcisły czerwono-niebieski strój i pogryzających cygaro – ten bohater przez lata nieobecności obrósł autentycznym kultem.

Czwarta część Duke’a powstawała trzynaście lat, aż wreszcie wyrwano licencję z łap oryginalnych twórców biedzących się nad projektem przez ponad dekadę i przekazano w sprawne ręce Gearboxa, który już udowodnił znakomitymi Borderlandsami, że potrafi robić wykręcone shootery, tak graficznie jak i koncepcyjnie. Słuchając nowych tekstów Duke’a czuję jednocześnie żenadę i wielki podziw dla ich chamskiego kunsztu. Czyli wszystko jest w absolutnym porządku.