Nie słyszałem jeszcze o czymś takim. Wy też nie, bo przecież grami o NBA nikt się w Polsce specjalnie nie interesuje, a jak interesuje, to gra w NBA 2k10/11. Ale żeby na tydzień przed premierą sklepową i na dzień przed wypuszczeniem dema odsunąć premierę gry “w niezdefiniowaną przyszłość”… tego jeszcze nie było.

Po kolei: na polu gier o NBA walczą ze sobą dwie siły. Electronic Arts ma serię NBA Live, 2K Games ma serię NBA 2k. Latami ta pierwsza seria była lepsza od tej drugiej, aż wreszcie w pewnej chwili ludzie zaczęli bardziej kupować 2k niż Live, ba, seria trafiła nawet na pecety (podczas gdy Live z pecetów zniknęła).

W zeszłym roku dominacja 2k była na tyle wyraźna, że EA zdecydowało się na przesunięcie producenta serii NHL (ta seria to kura znosząca złote jaja) do NBA. Postanowiono zmienić nazwę z Live na Elite i zacząć od zera: główne zmiany miały dotyczyć sterowania, zapożyczonego z NHL właśnie, gdzie już od pewnego czasu jedna gałka pada to nogi zawodnika, a druga ręce.

Na jeden dzień przed premierą dema (i na tydzień przed trafieniem gry do sklepów) do netu trafił ten oto filmik:

Polecam obejrzenie całości oraz zwrócenie uwagi na Chrystusa w 2:24. Dość powiedzieć, że wszyscy gracze mieli podobne wrażenie, dające się streścić w trzech literkach: W, T oraz F. Na XBL już nie ma tego demka.

Nie wiadomo, czy to przez ten filmik i to słabe demo EA podjęło decyzję o odsunięciu premiery w niezdefiniowaną przyszłość (co w praktyce oznacza anulowanie gry). Wiem za to, że kupa kasy poszła z dymem – bo gra powinna być już gotowa pod każdym względem (płytka, pudełko) i zdaje się że była, bo na Ebayu ktoś sprzedał jej kopię za 255$, czego dowodzi ten chyba nie sfotoszopowany obrazek:

Epic fail czy bardzo trudna decyzja biznesowa?

Wygląda na to, że bajka “Nowe szaty cesarza” i okrzyk dziecka “Przecież cesarz jest nagi!” są do dzisiaj aktualne.