Skończyłem wczoraj w GTA V bardzo nieprzyjemną, bardzo sugestywną misję z rozbudowaną sceną tortur. Po skończeniu misji byłem przekonany, że ktoś jej nie zrozumiał do końca. W Google’u prędko znalazłem informację o tym, że organizacja Freedom from Torture sprzeciwia się gloryfikacji tortur (w oryginalne “glamourising torture”) w Grand Theft Auto V; co więcej, uważa również, że jeśli scena tortur miała być satyrą, to Rockstarowi zupełnie ta satyra nie wyszła.

Poniżej spoilery, nie chowam ich, bo skoro kliknąłeś w tytuł tego wpisu, to widać ciekawość z Tobą już wygrała.

Jestem świeżo po tej misji i przez 90 procent czasu jej trwania uważałem to samo, co organizacja Freedom from Torture. Podczas misji przełączamy się pomiędzy Michaelem i Trevorem. Michael ma za zadanie wyeliminować pewnego człowieka, którego ma wskazać osoba przesłuchiwana/torturowana przez FIB (czyli FBI). Trevor (bo to jemu FIB zleca tortury) ma do wyboru obcęgi do wyrywania zębów, akumulator podłączany do sutków, potężny klucz francuski do miażdżenia kolan oraz kanister z wodą i ręcznik do waterboardingu, wymyślnej tortury stosowanej przez amerykańskie służby specjalne.

Torturowany jest ewidentnie niewinny, a na dodatek chce powiedzieć wszystko, co wie – ale FIB nie pozwala mu na to, każąc Trevorowi najpierw czynić mu krzywdę, a dopiero potem zadając pytania. Gra jest w chwilach tortur bezlitosna i nie jesteśmy wtedy widzem, ale uczestnikiem, czyli oprawcą. Kręcimy gałką pada, żeby wyrwać biedakowi ząb, polewamy go wodą, gdy leży na podłodze i sami decydujemy, ile woltów przepuścić przez jego ciało. Wiemy jednocześnie, że te działania są kompletnie pozbawione sensu – facet chce mówić, a na dodatek pytania, jakie zadaje mu FIB, są szczytem banału. Jak wygląda człowiek, któremu zakładałeś zestaw kina domowego? Jak się nazywa? Nosi brodę? Coś jeszcze? Pali papierosy?

W rytm kolejnych wrzasków i okrucieństw dowiadujemy się kolejnych oczywistości. Scena jest sugestywna, niełatwa i niewiele brakowało, a bym grę wyłączył, gdyby tylko okazało się, że Rockstar tylko dla beki włożył do gry moduł, w którym widzę na ekranie wyrywany ząb i w którym gdy delikwent umrze podczas tortur, to można go obudzić, dając mu zastrzyk z adrenaliny w serce.

Okazało się jednak, że w huraganie kpiny, jaką jest reszta gry, autorzy postanowili zająć stanowisko w sprawie tortur. Gdy biedak mówi już wszystko, FIB każe go zabić. Trevor zamiast tego wsadza go do samochodu i wiezie na lotnisko. Podczas dialogu pyta go: czy powiedziałeś coś, czego byś nie powiedział bez tortur? Nie. Bo tortury służą wyłącznie przyjemności torturującego i do niczego nie prowadzą.

Te słowa największego świra w grze sprawiły, że spojrzałem na całą scenę w innym świetle. Rockstar chciał, żebym poczuł się katem po to, żeby sugestywnie i wprost pokazać mi, jak koszmarnym i bezsensownym wynalazkiem są tortury. Dopatrywanie się w tej scenie gloryfikacji tortur to tak, jakby mieć pretensje do każdego filmu, w którym występuje scena tortur, o ich gloryfikację. Taken, Zabójcza broń, serie horrorów takie jak choćby Piła… W przeciwieństwie do tych filmów Grand Theft Auto V mówi wprost i wyraźnie: tortury to coś potwornego. Sam się graczu tą potwornością obklej, może wtedy zrozumiesz, że to nie żarty.

Rockstar, czapka z głowy za tę scenę.