Swego czasu, kiedy jeszcze regularnie uzupełniałem Cubitussa na blogu, marudziłem że brakuje mi grach (szczególnie sportowych) konkretnej fabuły. “… Czy to aż taki problem zatrudnić dobrego scenarzystę, który ubierze w zajebistą historię kolejne wyścigi, walki, rundy, loty, itd…” smuciłem znudzony monotonią czwartego FightNight’a czy trzeciej Forzy.

Być może nie byłem sam. Być może ktoś w EA zrozumiał że boks to sport tradycyjny, X360 swoje lata ma i za dużo się w tym samym formacie już nie wymyśli? Tak czy siak nowy Fight Night CHAMPION jest dokładnie tym o co mi chodziło.

Aby podkreślić, że daniem głównym tej edycji jest tryb fabularny, rozpoczyna on grę bez zbędnych ceregieli typu tutoriale czy menu startowe. Wsadzamy płytę, naciskamy START i .. BAM! Pierwsze konkretna pizda w nos na więziennym ringu. W dodatku z główki, bo jak wiadomo, w pierdlu wachlarz ciosów dozwolonych jest nieco szerszy. Gdzieś tam po drodze przewijają się podane na szybko wskazówki którą gałką co się robi, ale generalnie akcja toczy się wartko i historia młodego pretendenta do tytułu wciąga niemiłosiernie.

Mimo że gra oferuje kilkudziesięciu prawdziwych, legendarnych bądź aktualnych mistrzów ringu, nie spojrzałem jeszcze w tryby online, pojedynczej walki czy kariery. Gram cały czas w Championa, ciekawy tego jak skończy mój fikcyjny bohater. Naturalnie historia jest liniowa i oczywiście oparta o kolejne pojedynki: tak długo jak nie wygramy aktualnej walki, tak długo historia nie idzie do przodu – albo powtórka albo wyjście do menu, gdzie czekają inne tryby.

Sama fabuła póki co jest dosyć standardowa, trzymająca się wartości i schematów zawsze obecnych w bokserskich historiach. Są rywalizujący bracia, jest stary, dobry trener, jest skorumpowany promotor, jest panienka. Fani Rocky’ego czy znakomitego Fightera (polecam, jeszcze w kinach) będą mlaskać z zachwytu. Twórcy gry starają się urozmaicić schemat “walka-scenka-walka-scenka” na wszystkie sposoby. A to zmienia się miejsce kolejnego pojedynku, a to rywalem staje się ktoś nieoczekiwany, a to przychodzi nam walczyć w oparciu o konkretne ograniczenia czy warunki.

I na koniec wisienka na torcie, która podsumowuje znakomicie trud włożony w budowę fabularnej części gry, coś czego brakuje mi w grach od czasów Command & Conquer, kiedy to stwierdzono, że grafika i animacja są już na takim poziomie, że prawdziwi aktorzy są zbędni…Oddajemy głos do studia w Warszawie…