No i uległem. Efekt masy czyli zagrałem w coś, czego od dwóch lat jak mam X360 grać nie planowałem. Oprzeć się jednak było ciężko – pracując wśród fanatyków gier narażony byłem od paru tygodni na intensywną dawkę indoktrynacji. Oczywiście chodzi o Mass Effect 2, którego zrecenzować zdążył już u nas na blogu Cubituss.
Czemu sam do tej pory nie przetestowałem tej pozycji? Po pierwsze nie przepadam za RPGami, w czym utwierdziła mnie przygoda z Falloutem 3. Gra na początku wydawała się naprawdę zajebista, głównie przez plastykę kreowanego świata postapokaliptycznej, wszechogarniającej beznadziejności, ale z czasem odrzuciła mnie sztuczność zachowań bohaterów gry i drewniane animacje podczas interakcji z nimi. “Zabiłeś mojego ojca” informuje mnie manekin z kamienną twarzą po czym robi w tył zwrot i odchodzi. Nie tego oczekuję od gry, której osią ma być fabuła.
Po drugie, z reguły trzymam się z daleka od gier z półki S-F. Owego “science” jest w nich niewiele, a “fiction” to zwykle naiwna, infantylna bajka dla przyszłych gimnazjalistów.
I właśnie dlatego Mass Effect (pierwsza część) przyjemnie mnie zaskoczył. Jak suto zastawiony stół dostajemy do konsumpcji złożoną, sensowną, logiczną wizję przyszłości naszej cywilizacji wkomponowaną w odległe podróże galaktyczne, inne żywe i sztuczne rasy zamieszkujące wszechświat, zależności między nimi, konflikty, itd. Oczywiście zagłębianie się w szczegóły wymaga od gracza wiele czasu poświęconego na czytanie gigantycznej ilości tekstów, opisów i definicji, ale jeśli ktoś lubi taką wczówkę, będzie w siódmym niebie.
Również przerywniki fabularne zrobione są z troską o najmniejsze detale i po kilku misjach pobocznych, które niosą ze sobą niewiele ładunku emocjonalnego, z przyjemnością skupiłem się na głównej opowieści o komandorze Shepardzie.
Nie będę rozpisywał się o tej grze, bo jestem beznadziejnie spóźniony o całą jedną generację i zdaję sobie sprawę, że hardkorowi fani jedynki mają już skończone przynajmniej pierwsze przejście w dwójce, której ja nawet jeszcze nie nabyłem. No ale może się zdarzyć, że ktoś z czytających tego bloga nie skonsumował jeszcze pierwszego dania, do czego gorąco zachęcam.
I tutaj ciekawostka – niemal każdy, kogo pytałem o opinię dwa tygodnie temu, podczas premiery ME2 radził mi to samo: “zagraj najpierw w jedynkę”. Zagrałem i muszę przyznać : chłopaki z BioWare rozegrali to idealnie. Końcówka jedynki to wręcz zapowiedź i zaproszenie do dwójki, możliwość przeniesienia stworzonego przez siebie i swoją grę bohatera do następnej części plus całkiem przyzwoity ładunek emocji sprawia, że ci którzy grali w pierwszą część w dniu premiery polecieli po drugą, a tacy jak ja – sięgneli masowo po jedynkę. Co jak widać na zamieszczonym wyżej obrazku z game.co.uk (“out of stock”) – mogło być zadaniem niełatwym… Pozostaje pogratulować – no i czekać na część trzecią!
Ja też długo się przymierzałem do Mass Effect i Fallouta 3. W tę pierwszą grę zagrałem dopiero kilka miesięcy temu, drugą natomiast ukończyłem na początku stycznia. Podchodziłem do nich jak do jeża, bo również nie jestem fanem rpg, a najsłynniejsze tytuły z tego gatunku, jak Baldur’s Gate, Neverwinter Nights, Gothic nużyły mnie i męczyły. Ale Mass Effect i trzeci Fallout spodobały mi się. Fajny gameplay, dużo akcji, ładna grafika i całkiem ciekawe historie. Nie są to wprawdzie moje ulubione gry i skłamałbym mówiąc, że pokochałem rpg (czy wg ortodoksów, shooter-action-coś tam rpg), ale te dwa tytuły zaliczam do dobrych produkcji.
Ja natomiast do ME1 podszedłem, ale po pół godzinie grę wywaliłem z czytnika. Strasznie mi nie podeszła. To nie jest żadne RPG, to jest przygodówka z elementami strzelania, a do tego ma tak skopany interfejs … 🙁
O, felieton massci bez wulgaryzmów! :O
Nawet się przyjemnie czytało. 🙂
Mass Effect to jest, jak niektórzy nazywają, konsolowe rpg. Chyba zaczęło się od Knights of the Old Republic – uproszczone w stosunku do klasycznych crpg z mnóstwem współczynników, setkami niepotrzebnych mocy i czarów, nieużywanymi umiejętnościami oraz milionem przedmiotów różniących się detalami. Do tego gra prowadzi za rączkę obramowując miejsca, gdzie coś można zrobić. Za to postawiono na fabułę. I tak jest w ME 1 i 2 – sama “gra” to przerywnik fabularny, który przechodzi się, żeby poznać historię. W ME2 nawet lepiej, bo walka jest sensowniej rozwiązana. W jedynce strzelanie to takie pseudo rpg, tzn. nie wystarczy wycelować w głowę, bo jeszcze musi wyjść “rzut”. W dwójce tego nie ma, i dobrze.
Miałem dokładnie tak samo. Wszyscy strasznie piali nad dwójką, a ja choć xbox stoi w pokoju już od roku nawet nie pomyślałem, że ME1 może być fajne. Któregoś razu w Empiku na półce stało sobie wydanie klasyczne – 70 zł. z materiałami dodatkowymi i jednym DLC. A co tam. Kupiłem i gram do teraz czyli już jakieś dwa tygodnie. Świetna gra, bardzo wciągająca fabuła. I choć nie znoszę czytania tekstów na ekranie to nawet trochę się o świecie ME dowiedziałem. Polecam każdemu, nawet zadeklarowanym przeciwnikom rpg.
fallout 3 to istotnie kpina, zerujaca na popularnosci wczesniejszych, znacznie lepszych czesci. A o mas effect pisalem juz wczesniej, wiec jedynie moge powiedziec, ze to kawal swietnej gry, lekko przechajpowana, z kilkoma wadami, ktore jednak w malym jedynie stopniu wplywaja na jakosc rozgrywki. Mocne 8/10, ale trzeba pamietac, ze to bardziej hybryda fps + crpg niz crpg samo w sobie.
A mi sie podobal i Mass Effect i Fallout 3. Ten drugi lepszy, bo fajniejszy setting i lepsze misje poboczne :).
A na dwojke sie nie moge doczekac (tzn. na moment, gdy do mnie trafi).
Też jestem obecnie na etapie pierwszego ME (też dlatego, że chcę zagrać w “dwójkę”).
I wiecie co, jestem w siódmym niebie.
Ta gra jest WIELKA! Lubię takie “interaktywne filmy” w których to ja mogę decydować co zaraz się stanie (przynajmniej w jakimś tam ograniczonym zakresie).
10 godzin gry a mam wrażenie, że dopiero co zacząłem (zostałem Widmem i jestem teraz na 2 planecie z 3 do zbadania – nie wiem jaki to etap w całości gry).
Dosłownie chłonę ten świat, i uważam, że ekipie BioWare udało się stworzyć świat na miarę tego z Gwiezdnych Wojen.
Aż nabrałem ochoty na książkę http://www.empik.com/mass-effect-revelation-z-importu,2447642,p
Z tymi książkami na podstawie gier to bym uważał, to z reguły wyjątkowe badziewie.
Sorry massca, ale w tym momencie nie wyrobiłem:
“Jak suto zastawiony stół dostajemy do konsumpcji złożoną, sensowną, logiczną wizję przyszłości naszej cywilizacji wkomponowaną w odległe podróże galaktyczne, inne żywe i sztuczne rasy zamieszkujące wszechświat, zależności między nimi, konflikty, itd. Oczywiście zagłębianie się w szczegóły wymaga od gracza wiele czasu poświęconego na czytanie gigantycznej ilości tekstów, opisów i definicji, ale jeśli ktoś lubi taką wczówkę, będzie w siódmym niebie.”
Jestem wielkim fanem ME 1 i 2, przeszedłem jedynkę 3 razy, dwójki też po razie nie odłożę. Świat w tych grach przedstawiony jest jednak wyjątkowo naiwny i uproszczony na tle gatunku science-fiction. Strawny, “popowy”, zrozumiały. Jednak jeśli chodzi o rasy, ich historię, politykę galaktyki i konflikty, Mass Effect jest po prostu banalny i prościutki, nawet na tle pogardzanego przez część fanów gatunku Star Treka.
Uproszczone jest wszystko, od designu wnętrz statków i stacji kosmicznych, poprzez mechanizmy politycznych zmian (wyobrażacie to sobie? dzisiaj ginie cały rząd Chin, a jutro zastępuje go ekipa amerykanów tylko dlatego, że Chińczycy są w lekkim szoku?) itp. itd.
Zdaję sobie sprawę, że dla osoby, która nie miała zbyt wiele kontaktu ze science-fiction, ME jest czarujący, głęboki, przemyślany. Właśnie to jest talent pisarzy z BioWare: tworzenie świata, który jest akurat na tyle rozbudowany, żeby wciągnąć i oczarować, ale wystarczająco prosty, żeby przeciętny amerykański/brytyjski klient nie zgubił się w nim. Jak mówiłem – chylę czoła i świetnie się bawię z ME – jednakowoż twierdzenie, że to prawdziwy cukierek dla fanów lubiących się wczuwać w klimat, to nieporozumienie.
Jedeman – ME to nie jest science-fiction tylko space opera. Poza tym to jedynie gra, a nie książka. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że większość użytkowników i tak specjalnie nie zgłębia się w historię świata i nie szuka nieścisłości. Moim zdaniem, jak na grę komputerową, jest wystarczająco OK. W grach komputerowych naiwność i uproszczenia są na porządku dziennym i niekoniecznie muszą psuć przyjemność obcowania z produktem.
Jedeman nie powiesz mi że battlestar galactica nie jest 100 razy bardziej głupiutki i naiwny
A co ma battlestar do tego? zamiast szmiry porownaj to do gwiezdnych wrot na przyklad. Albo do diuny, hyperiona, fundacji. Masz wybor. A to jest przeniesienie fantasy do sf – wyrobek zabija smoka i mianuje krola. Lubie Me, ale bedzmy rozsadni, jakies cudo to to nie jest 😉
jak dla mnie kiedys wielkiego fana sf, to jest cudo. no i ta slodka ashley z lekkim zezem, ehhh 😉
@Jademan
100% trafna uwaga! ME2 jest uproszczony do bólu, przez całą grę miałem wrażenie, że niewidzialna ręka scenarzysty czuwa by wszystko było jasne i oczywiste.
Ma to swoje dobre strony, szczególnie kiedy siadasz do gry o 22:00 po długim dni w pracy.
W grze nie ma się co doszukiwać refleksji, polotu czy choćby odrobiny zaskoczenie rodem z SF. ME to krzyżówka: rasowy FPS z domieszką RPGa i w tej konwencji sprawdza się znakomicie.
Mimo wszytko Bioware mógłby się pokusić o jakiś smaczki dla fanów SF. Motyw z “Członka rzeczywistego” Boba Shawa pasował by jak ulał 😉
angh stawianie w jednym szeregu durnych Gwiezdnych Wrót i Diuny kompromituje cię całkowicie i wyklucza z poważnej dyskusji
@gober: gwiezdne wrota sa jednym z lepszych seriali sf wypuszczobych w tv. Co prawda, firefly imho byl lepszy. Dotyczy to oczywiscie tylko produkcji filmowych (seriale), i uzyty zostal jedynie jako kontrargument do battlestar galactica (i uzyty jako najprostszy argument, odwolujacy sie do popularnej kultury masowej, operujacej na podobnym poziomie, jak battlestar). Nie ogladalem wiecej niz 5-6 odcinkow gwiezdnych wrot, a battlestara skonczylem pod koniec drugiej serii. A diuna i reszta zostala wymieniona osobno, jako przyklad klasycznych, rozbudowanych swiatow z dobrze oddana reakcja na wydarzenia w okreslonym uniwersum, ktore dodatkowo rozszerzaja definicje ‘dobrego SF’.
Jezeli naomiast Ty nie potrafisz uzasadnic przyczyny mojej ‘kompromitacji’, i automatycznie wykluczasz dyskusje, to chyba plakac nie bede. Dobry dyskutant z pewnoscia potrafil by uzasadnic swoja opinie, a Ty, jak widac, lubisz rzucac ogolnikami, a wiec niewiele trace.
Accidentally read your post. I’ve found it is definitely insightful. Great sharing and expect your following posting.