Wczoraj przekręcił mi się licznik lat, więc musiałem wyedytować nagłówek bloga, gdyż nie jestem już 36-latkiem. Co zabawne jednak, swoje urodziny spędziłem z naprawdę wielkim uśmiechem, inaczej niż zdarzało mi się w poprzednich latach, kiedy wydawało mi się, że jestem coraz starszy i to powód do głębokiego smutku.

Otóż nie jestem coraz starszy. Mam coraz więcej lat, ale nie jestem starszy. Ciągle napędza mnie pasja w postaci gier komputerowych, które uważam za najciekawszą formę rozrywki i póki mam w co grać i na czym, to w zasadzie jestem zadowolony – póki oczywiście nie minie 5 godzin ciurkiem i póki nie zaczynam odczuwać poirytowania, że z jednej strony ruszyłbym się, ale z drugiej muszę dokończyć level/questa.

Po zakupie Playstation 4 i peceta znacznie powiększyły się moje możliwości, chociaż oczywiście z czasem jest tak, jak zwykle, czyli biednie. Jeśli jednak człowiek dobrze swoim czasem zarządza (o zagadnieniu tym w kontekście gier już pisałem na blogu), to zawsze znajdzie godzinkę tu, godzinkę tam, dwie godziny w środku nocy…

Dotarło do mnie wczoraj, że ja już grać nie przestanę. Wiem doskonale, jakie gry pojawiają się na rynku, rozumiem ich mechanikę, potrafię się kłócić ze znajomymi i z nieznajomymi o taki czy inny aspekt dopiero co zapowiedzianego tytułu… Granie to moje hobby. Kiedyś pewnie byłbym sklejaczem samolotów lub też (prędzej) nałogowym pokerzystą, ale na szczęście żyję w czasach, w których istnieją gry (i nie trzeba się do nich podłączać wtyczką w mózgu, przeraża mnie ta wizja).

Dlatego też mogę oddawać się zajęciu, które nie pochłania całej mojej duszy i finansów, a jedynie stosowne, nieprzesadnie duże fragmenty obu tych zasobów. A teraz naprzód, w kierunku czterdziestki!