Parę razy grałem w gry sieciowe (w WoW-a oczywiście najwięcej) i wiele razy spotykałem się ze zjawiskiem tak zwanego griefingu, czyli upierdliwego znęcania się nad moją postacią. W WoW-ie dobrze pamiętam jednego drania, który uporczywie łaził za mną i mnie zabijał raz po raz. Uważałem wtedy, że griefing to sposób sfrustrowanych ludzi na poradzenie sobie z własnymi kompleksami, dlatego też wprawdzie zagotowałem się, ale wylogowałem się na spokojnie i wróciłem do gry następnego dnia.

Teraz jednak na moich oczach powstaje cały gatunek gier opartych na griefingu. Ogromny sukces moda DayZ, teraz skomercjalizowanego i wydanego za 20 euro, to przerażający (przynajmniej dla mnie) dowód na to, jak bardzo chcemy być socjopatami i jak bardzo chcemy czynić innym krzywdę, zwłaszcza jeśli nie ponosimy z tego powodu żadnych konsekwencji.

W DayZ mamy mnóstwo klawiszy sterujących. Jest na przykład klawisz do podnoszenia rąk do góry, jest klawisz do siadania, jest dużo rozmaitych przedmiotów, które można nosić w plecaku i których można używać na sobie lub innych graczach, ale przede wszystkim w DayZ jest komunikacja głosowa z ludźmi, którzy stoją w pobliżu oraz permadeath, oznaczający, że wypieszczona postać, którą przeżyliśmy już sporo, w chwili śmierci przestaje istnieć.

Dlatego też ludzie robią wszystko, żeby swoją postać zachować.

A inni ludzie potrafią to wykorzystać w paskudny sposób. Legendarna jest akcja, w której pewna ekipa jeździła po całej mapie autobusem i zbierała chętnych na przejażdżkę (warunek – złożenie broni), a potem wywiozła ich na zaimprowizowaną arenę, gdzie musieli ze sobą walczyć za pomocą siekier. Nagminne jest skuwanie innych ludzi kajdankami i karmienie ich na siłę zgniłymi owocami. Argument “przecież to tylko piksele” zupełnie tu do mnie nie przemawia, bo rozmowa odbywa się za pomocą autentycznych głosów grających. Popatrzcie na przykład na to:

Nie wiem jak Wam, ale mi ciarki chodzą po plecach, gdy to oglądam. Do kompletu można poczytać recenzje DayZ na Steamie, takie jak ta chociażby:

Recenzja

Z ludzi wychodzą najróżniejsze demony i jak głośno byśmy się z tego nie śmiali, uważam, że jest to może nie problem, ale rzecz, nad którą warto się pochylić. Ja w DayZ grać nie będę, nie zniósłbym sytuacji takiej, jak ta w filmie powyżej (i to po żadnej ze stron). Cyfrowi socjopaci niech się bawią sami ze sobą, niech wpychają innym ludziom zgniłe owoce do przełyków, ja odczuwam dyskomfort na myśl o takich zachowaniach.

Intrygująca byłaby natomiast analiza tych zachowań przez jakiegoś psychologa, połączona z badaniami ludzi biorącymi udział w tej “zabawie”. Jestem pewien, że nie da się przełożyć zachowań w rzeczywistości na zachowania w grze… ale jasna cholera, co ci ludzie mają w głowach, żeby robić takie rzeczy, nawet na niby?

DayZ teoretycznie jest grą o zombiakach, ale największym potworem okazuje się człowiek – ciekawy eksperyment socjologiczny wyszedł autorom, ciekawe czy świadomie. Mają już zresztą naśladowców. Gra Rust, opisywana jako połączenie DayZ i Minecrafta, też jest w top 10 najczęściej kupowanych gier na Steamie. Oto jej podobno najbardziej adekwatne podsumowanie:

Sandbox survival w założeniach, symulator psychopaty w praktyce. Czy gry z otwartym światem zmierzają właśnie w takim kierunku?