Kiedyś to wyśmiewałem, ale chyba niestety na każdego przychodzi taki moment, że zaczyna nie tyle wspominać stare gry, ile nawet w nie grać. Nie jestem na szczęście aż tak hardkorowy, żeby znienacka wywalić wszystkie konsole do kosza, a peceta zdegradować do roli maszynki, na której będę uruchamiał wyłącznie tetrisa, arkanoida i space invadersów… ale muszę przyznać, że kopalnia starych-nowych gier na XBLA i PSN arcyskutecznie odciąga mnie od nowszych produkcji.

I owszem, super-fajnie się śmiga po budynkach w Prototype’ie i obija pyski w Fight Night 4, ale jakoś tak kurczę… jak sobie odpalę Geometry Wars 2, to zalewa mnie uczucie podobne temu, które kiedyś miałem, stojąc przy automacie z Defenderem pod rondem Marszałkowska-Aleje. I zaczynam rozumieć trochę retromaniaków. Co więcej powiem – moja top 10 lista powstaje jak widzicie w bólach (wszystko przez to, że dużo mi się teraz dzieje i w życiu, i w pracy), ale jedną z jej pozycji od razu mogę zdradzić – to Prince of Persia, ten pierwszy. Jaki to ma związek z retro? Ano taki, że na XBLA jest wierny remake tej gry, identyczny gameplayowo i ideowo, za to kapitalnie podkręcony graficznie do pełnego, pięknego 3D. Na razie go nie kupiłem. Ale coraz mocniej chce mi się w niego zagrać, tak samo jak w Castle Crashers, czyli znakomitą interpretację takich chodzonych dwuwymiarowych mordobić jak Golden Axe.

A wczoraj grałem dłuuuugo w Trine. Magiczna, niesamowita gra – oczywiście to platformówka 2D, ale jak to wygląda, jakie tam są nierealne pomysły… sami sprawdźcie, demo do zassania jest tutaj, a poniżej wrzucam filmik z rozgrywki. Wygląda na to, że wzięło mnie nie tyle na retro, ile na “nowe” retro. 🙂