Polska myśl techniczna niestety w pierwszej chwili pokonała mnie – okazało się, że ludzie z People Can Fly nie wiedzą, iż istnieją telewizory panoramiczne z rozdzielczością 4:3. W efekcie na kablu VGA mój telewizor wyświetlał Bulletstorma w 1024×768 bez opcji panoramy, co mój tiwik interpretował, rozciągając ekran w poziomie i dodając mu gustowne czarne pasy na dole i górze ekranu. Po dwudziestu minutach z nosem w telewizorze uznałem, że taka zabawa nie ma sensu i się wkurzyłem.

Potem jednak postanowiłem sprawdzić, co się dzieje na kablu HDMI i wszystko się naprawiło. Dobrze, że akurat miałem pod ręką Xa z odpowiednim gniazdkiem.

Ale do rzeczy, czyli do gry. Jest to prawdopodobnie najgłupsza gra, jaką kiedykolwiek widziałem i jest to zaleta, nie wada. Czterech kolesi atakujących gigantyczny statek kosmiczny na pokładzie małego wypierdka z czterema działkami, gość który zamiast zastrzelić faceta celującego do jego przyjaciela rzuca się na linię strzału… no jest głupio. Ale chyba miało tak być, bo gra sama w sobie ma głupawą rozgrywkę, która jak na razie daje mi nieziemską frajdę. Fruwający wszędzie wrogowie, których sobie przyciągam do siebie, a potem kopem odsyłam na kolce – tak, to lubię.

Nie wiem czy dotrwam do końca gry, ale pierwsze wrażenie z odpowiednio tłustego gameplaya jest bardzo pozytywne. Wolę coś mądrzejszego zazwyczaj, ale taki odmóżdżacz też się przyda w bibliotece.

Ach, jedna rzecz mi przeszkadza – przesadnie zwulgaryzowana polska wersja. Tutaj twórcy tłumaczenia poszli w stronę absurdu, dokładając kurwy tam, gdzie wcale ich nie ma. Dobrze że są tylko napisy.