Po dłuższej przerwie spowodowanej WoW-em oraz innymi grami powoli zaczynam odgruzowywać swoją kupke wstydu. Po skończeniu Bioshock: Infinite potrzebowałem delikatnego detoksu, dlatego tez mój wybór padł na grę, która ma dobrze zrobione wszystko to, co Bioshock mial źle. Czyli na Borderlands 2.

Próbowałem wrócić do sejwa, którego kiedyś miałem (gunzerker na poziomie 12 bodajże), ale uznałem, że po pierwsze ma słabe skille, po drugie kompletnie nic nie pamiętam, a po trzecie nie grałem na tyle długo, żeby rozpoczęcie od nowa przesadnie mnie wymęczyło. Tym razem wziąłem panią syrenkę i ruszyłem od zera.

Co ciekawe, dokładnie tak samo zrobilem kiedyś z pierwszymi Borderlandsami. Pociągnąłem parę godzin jedną postacią, zrobiłem sobie roczną przerwę, a potem w amoku skończyłem grę od zera zupełnie innym bohaterem. Jak na razie udało mi się w “dwójce” dojść dużo dalej niż za pierwszym razem, tak więc zwiedzam sobie już nowy content i jestem z tego powodu nad wyraz kontent.

Borderlands 2 fantastycznie pogrywa na moich zbierackich potrzebach. Co chwila podnoszę nową giwerę, porównuję sobie statystyki karabinów, próbnie odstrzeliwuję kilka łbów i stwierdzam coś w stylu “nie, to za bardzo zżera amunicję, a tamto za wolno się przeładowuje”. Potem wypada jakiś fioletowy przedmiot, raz już mi wypadł pomarańczowy (na samym początku gry, używam co jakiś czas do teraz)… strasznie mnie to kręci.

Zdaję sobie sprawę, że fabuła podawana jest w paskudny sposób – transmisjami radiowymi i to zwykle wtedy, gdy jestem zajęty strzelaniem. Wiem też, że historia ogólnie jest durna, nawet mimo przymrużenia oka, którym gra mnie raczy co krok. Zdecydowanie najlepsze dowcipy sadzi Claptrap, robocik z kółkiem w charakterze napędu. Na razie szczerze mnie rozbawił gigantycznym questem, w którym miałem dla niego zebrać kilkaset tysięcy kamieni, pokonać hiperbossa i zatańczyć (w interfejsie wszystkie cele oczywiście się pojawiły), ale nagroda sama się odkryła, bo odpadł kawałek blachy falistej obok Claptrapa. Twórcy kupują mnie takim humorem.

Gra jest monotonna, to trzeba powiedzieć wyraźnie. Idzie się naprzód lub jedzie, strzela się, używa nielicznych specjalnych skilli, kończy rozmaite zadania i w zasadzie to tyle. Ale moduł strzelania jest tak fantastycznie satysfakcjonujący, a giwer takie mnóstwo, że nie jestem w stanie nawet zacząć się nudzić. Na pozornie banalnych fundamentach Gearboxowi udało się w Borderlands 2 zbudować fenomenalny produkt, od którego nie sposób się oderwać. Domyślam się, że w multi jest to jeszcze lepsze, ale jak na razie single w zupełności mi wystarcza.

Ach, oczywiście nie da się ukryć, że jest to Borderlands jeden z nowymi levelami, bo sama rozgrywka niczym się w zasadzie nie różni od poprzedniczki. No, tylko interfejs jest trochę brzydszy. Lecę pieścić moje liczne lufy, że tak powiem.