Battlefield: Hardline nie podobał mi się od pierwszych zapowiedzi, czemu nie dałem wyrazu na tym blogu, bo nie walczyłem wtedy aktywnie ze swoim lenistwem. Generalnie uważam, że Battlefield to starcia przede wszystkim czołgów, artylerii, samolotów i śmigłowców, a dopiero w drugiej kolejności piechoty – i opinię taką wygłaszam, mimo że gram przede wszystkim piechotą i całe to żelastwo podpalam, wysadzam, strącam i minuję. Hardline to zaprzeczenie tej idei, przeniesienie środka ciężkości ze starć sprzętu na starcia wojsk pieszych.

Celowo używam słowa “wojsk”, bo policjanci i złodzieje z Hardline’a opowiadającego o starciach przestępców i niebieskich nie różnią się niczym od żołnierzy. Mają wyposażenie takie, że niejeden członek US Army przełknąłby nerwowo ślinę na jego widok. Czego tu nie ma, karabiny, karabinki, liny z hakiem, wiele rodzajów granatów, ładunki wybuchowe… w ogóle mi się to wszystko nie kojarzy z napadami na banki i pościgami samochodowymi, a właśnie te dwa tematy podejmuje otwarta beta, w którą można za darmo zagrać na konsolach do 8 lutego. Polecam wyłącznie po to, żeby sprawdzić, czy podzielacie moje zdanie.

A moje zdanie na razie jest takie, że Battlefield: Hardline to mieszanka kompletnie niestrawna i odrywająca się od swoich w miarę realistycznych korzeni. Złodziej z LKM-em? Wysadzanie dźwigów w centrum Los Angeles? Dajcie spokój, drodzy państwo. Już wolałbym inwazję Rosjan na zachodnie wybrzeże USA, ciężki sprzęt, chrzęst gąsienic na potrzaskanych karoseriach samochodów, szkło pękające taflami, rakiety śmigające za odrzutowcami… tymczasem najcięższy pojazd, jakim przyszło mi się poruszać, to cysterna z benzyną, w którą mi zresztą szybko ktoś trafił z granatnika.

Granatnik to najpotężniejsza broń Hardline’a, razem z shotgunem, który robi sieczkę w wąskich przejściach. To z nich właśnie w znaczącej większości składa się mapa trybu Napad, na której – szok – napadamy na bank. Lub też go bronimy. Złodzieje rzucają teksty typu “a miało być proste wchodzimy i wychodzimy!”, ale sądząc po ilości taszczonego przez nich sprzętu raczej się spodziewali siedemnastogodzinnego oblężenia, ostrzału artyleryjskiego i bombardowania obiektu przez bombowce wysokiego pułapu.

To jednak nie jest nawet w połowie tak głupie jak drugi udostępniony tryb, nazwany w polskiej wersji Fucha. Tutaj zdobywamy punkty, pędząc za kierownicami wskazanych przez grę samochodów. Pomysł super, ale niestety w świecie Battlefielda niewykonalny. Mapy są zbyt ciasne, w związku z czym już po chwili jeżdżenia w kółko zacząłem sobie nucić pod nosem muzykę z Benny Hilla. Mijałem w końcu to samo skrzyżowanie piąty już raz. Niemniej tryb daje dużo frajdy, tylko trzeba przymknąć oko na to, że gra nosi słowo Battlefield w tytule.

Sama rozgrywka to popsuty BF4. Bronie mają kolosalny odrzut, śrutówka ma zbyt duże skupienie śrucin (więc zabija z dużej odległości), a absolutnym wunderwaffe są narzędzia wybuchające. Granaty sypią się gradem w obie strony (wrzuca się je prewencyjnie w chokepointy), granatnik robi miazgę, a szczytem wszystkiego jest kampienie wąskich korytarzy z RPG-iem. Może to poprawią, na razie gra się ciężko.

Interfejs jest do całkowitej wymiany, taki panuje w nim chaos. Na plus zaliczam możliwość definiowania paru zestawów sprzętu dla każdej klasy, dzięki czemu wreszcie można sobie zrobić “mechanika na czołgi” oraz “mechanika na piechotę”, chociaż zaraz, przecież w tej grze nie ma czołgów, więc nie ma po co tego robić.

Gra odpływa w stronę wrednego casuala. Serwuje mu wizję świata z filmów ze Stevenem Seagalem i nawet nie wymusza jakiejkolwiek współpracy, bo już nie trzeba rzucać torby, ani apteczki, żeby drużyna mogła z niej skorzystać – każdy może podbiec do medyka/supporta i jednym naciśnięciem przycisku uzupełnić zasoby amunicji i zdrowia.

Zgodnie z moimi przewidywaniami zatem, Battlefield Hardline nie jest Battlefieldem. To stosunkowo zabawna (acz trzeba dokręcić parę śrubek), mega przesadzona gra o policjantach i złodziejach. Gdyby nazywała się “Hardline” i nie zabierała miejsca nowej odsłonie gry o starciach sprzętu ciężkiego i piechoty, nie miałbym do niej pretensji. Ale mam. To nie jest Battlefield i nie sądzę, abym grał w niego zbyt długo.

Grałem około czterech godzin, 16 zwycięstw, 8 porażek. Tutaj mój profil na Battlelogu: http://battlelog.battlefield.com/bfh/agent/cubituss77/stats/217082383/ps4/