Moje starsze dziecko postanowiło zainwestować w grę, której (po becie) nie miałem zamiaru kupować, a jestem na tyle niewielkim blogiem, że nikt nie rozważał nawet przysłania mi jej do recenzji – i w porządku, to uczciwy układ. Niemniej skoro już Battlefield zaczął się kręcić w napędzie konsoli, a monstrualnej wielkości patche zostały przez nią pobrane, postanowiłem sprawdzić, czy moja niezbyt pochlebna opinia o trybie wieloosobowym nie znajdzie jakiejś kontry.

Dziesięć poziomów postaci, wiele map i pięć trybów później wiem już na pewno: nie znajdzie. Hardline to kompletna pomyłka dla kogoś, kto w Battlefieldzie latał, jeździł, strzelał, podkładał, wysadzał i katapultował się. Kto strzelał z działek przeciwlotniczych do nurkujących samolotów. Kto nurkował samolotami na zapomniane czołgi, jeżdżące gdzieś na uboczu. Kto z pancernika Yamato walił w Iwo Jimę. Kto na ulicach Berlina trafiał jadący czołg w silnik z dwustu metrów. Kto jechał w górę windą z dwustoma nabojami w taśmie i wywalał czterdzieści z nich zanim jeszcze otworzyły się drzwi.

Nie ma pancerników, czołgów, samolotów i wind. Zostało to, co w Battlefieldzie zawsze lubiłem najmniej, czyli tryb infantry only. Piechota do siebie strzela za pomocą różnych giwer, a dodatkowo czasami rzuca też granatami. Dla opóźnionych w rozwoju granaty sojusznicze wybuchają na niebiesko, a wrogie na pomarańczowo. Niebieski ogień nie rani, pomarańczowy rani. Policjanci są niemal wszyscy czarni, a przestępcy niemal wszyscy biali. Za kierownicami samochodów i motorów wszyscy pędzą w jedno z kilku miejsc, a potem do siebie strzelają. Potem znowu pędzą i potem znowu strzelają.

Jest to najbardziej płaski i byle jaki Battlefield, w jakiego kiedykolwiek przyszło mi grać. Nawet plansze tylko dla piechoty z Battlefielda 3 oferowały znacznie ciekawszą i bardziej urozmaiconą rozgrywkę, bo dawało się podłożyć tu i tam minę albo przydzwonić w transporter opancerzony z RPG-a. Tu RPG-ów nie ma. Są tylko elementem wyposażenia plansz, kto pierwszy dopadnie takiej broni, ten może z niej kilka razy strzelić. Miałem nieodparte skojarzenie z Mario, który musi zjeść grzybek, żeby być większy.

Ciężko mi przełknąć to, co stało się z Battlefieldem w Hardline. Mam nadzieję, że decydenci zobaczą na tyle niskie słupki sprzedażowe, że po pierwsze zostaną kopnięci porządnie w tyłek, a po drugie kolejny Battlefield będzie znów grą o wojnie, a nie o absurdalnych strzelaninach między policją i przestępcami.