Activision poinformowało dość szeroko na temat planów na przyszły rok i prawdę mówiąc aż zamarłem ze zgrozy, jak usłyszałem o tym, co firma planuje.

Wygląda bowiem na to, że Activision postanowiło zostać Hollywoodem świata gier. Już rozwijam myśl. Otóż moim zdaniem Hollywood przez ostatnie dwa lata stoczył się nieprawdopodobnie, skupiając się wyłącznie na kasowych przebojach dla Amerykanów. Rzygam już kolejnymi filmami o superbohaterach (a wszystkie co do jednego są DEBILNE, tak, włącznie z pierwszym Iron Manem), kolejnymi filmami o wampirach i kolejnymi filmami o wielkich przeobrażających się robotach. Naprawdę mam dość kretyńskich filmów sensacyjnych, które Die Hardowi (który miał wszak scenariusz banalny) nie mogłyby nawet butów czyścić, bo dzisiaj w dobrym filmie sensacyjnym mają być wielkie wybuchy i to wystarcza, żeby odrobić zainwestowane w film sto baniek.

Oczywiście takie podejście jest zjadaniem własnego ogona, chociaż krótkoterminowo na pewno przyniesie zyski. Wracamy zatem po tej dywagacji do świata gier i patrzymy na to, co zapowiedziało Activision: nową część Guitar Hero (mimo słabiuteńkiej sprzedaży bardzo dobrego Warriors of Rock), nową część Spider-Mana, nową część X-Menów (Wolverine był nawet-nawet, chociaż głupi jak paczka gwoździ), nową część Transformersów. Normalnie aż zadrżałem z podniecenia. W tym oceanie chłamu zapowiedź nowego Call of Duty jest jak kwiatek na krowiej kupie, chociaż cholera wie jak to z nim będzie, bo zupełnie nowe studio się za niego zabrało.

Electronic Arts trzaska też taśmowo rzeczy na licencjach, ale przynajmniej coś próbuje. Jakieś półambitne projekty, parę nieco niszowych produktów, jakiś horror, nowe ip, wariacja na temat Spore’a… a tymczasem największy konkurent idzie po linii absolutnie najmniejszego oporu, trzaskając wszystko na bardzo na pewno drogich licencjach i oczekując (a jakże) wzrostu wyników. Wzrost będzie, ale panowie i panie, naprawdę długo tak się nie da ciągnąć. A przynajmniej nie poza granicami Stanów, gdzie większość ludzi ma Spider-Mana w nosie.