Napisałem ostatnio w jednym z komentarzy do tego wpisu, że większość gier, w które gram, nie nadaje się dla dzieci i tak mnie tknęło, że mimo tego, iż de facto nie lubię horrorów, na komputerze i w konsoli kręcą mi się głównie płytki z tytułami z nadrukiem 16+, do tego takie, w których dzieją się ludziom raczej złe rzeczy.
Czy lubię się bać? O dziwo nie, bardzo nie lubię. Nie oglądam horrorów (szczególnie nie lubię oglądać horrorów współczesnych, czyli tych o torturach) od czasu, gdy obejrzałem w kinie z ciężarną żoną (ósmy miesiąc to był wtedy) amerykańską wersję The Ring. Do dzisiaj uważam ten tytuł za najbardziej przerażający film, jaki kiedykolwiek widziałem, natomiast dotarło do mnie, że straszył on mnie w szczególny sposób, którego to sposobu najwyraźniej podświadomie szukam w grach.
Interesuje mnie bowiem nie podskakiwanie na kanapie zawsze gdy przed moimi oczami spadnie coś z sufitu (chociaż i takie króciutkie zastrzyki adrenaliny/braku poczucia bezpieczeństwa lubię), ale głębszy rodzaj strachu, ten, który przyczaja się gdzieś na karku i przyspiesza oddech sprawiając, że gdy wyłączam w końcu grę, z ulgą wypuszczam powietrze.
W nowszych produkcjach nie mogę znaleźć tego drapiącego niepokoju. Owszem, FEAR 2 pokazuje masę niepokojących wydarzeń, ale jednak jego główna metoda straszenia to “ŁAAAAA”, czyli mała dziewczynka skacząca bohaterowi do oczu. Czy dziewczynka w The Ring skakała komuś do oczu? Nie, szła, względnie pojawiała się znienacka i dlatego właśnie była tak scary – na tym samym motywie potwornie skrzywdzonego dziecka zbudowany jest zresztą nie mniej przerażający Dark Water.
FEAR mimo osadzenia na tym samym motywie trywializuje wiercące dziurę w mózgu uczucie, każąc dziewczynce czynić dosłowne okrucieństwa, bo tak się obecnie przyjęło straszyć – zobaczcie, potwór skacze i rozszarpuje człowieka, a teraz slow-motion i ujęcie z innego kąta. To samo jest z Dead Space’em – gra jest genialnie udźwiękowiona, ma fantastyczne scenografie, ale straszy trupem wypadającym z szafy, czy raczej stworem spadającym z sufitu. Autorzy próbowali wprowadzić elementy niepokojące (na razie nie rozumiem kilku rzeczy), ale nie są one podstawowym elementem straszenia gracza.Czemu Maria w Silent Hillu 2 ginęła tyle razy, na tak okrutne sposoby, a ja nie mogłem jej pomóc? Po skończeniu gry wiem dokładnie czemu, ale podczas rozgrywki miałem po prostu szeroko otwarte oczy – przecież Ty zginęłaś, o co tu chodzi? Poczucie kompletnej bezsilności dopełniało czary.
Mimo że nie przepadam za horrorami, brakuje mi tego. Odkopię się z zalewu niedokończonych gier i zabiorę się za Condemned 2, massca mówił mi, że powinno być to dokładnie to, czego szukam.
We mnie taki niepokój wzbudzał… uwaga… Tomb Raider 3 i jego misje na Antarktydzie 🙂 Nie wiem dlaczego ale było tam to “coś”.
We mnie wspomniany Condemned 2. Po czesci byl to straszek rodzaju “cos zaraz wyskoczy”, po czesci “strach klimatyczny” 🙂 Ale gra ma naprawde nieziemksi klimat. Tez sie musze wziac i skonczyc tego C2B jak i Dead Space, bo nie mam wystarczająco dużo wieczorów i nocek na granie 🙂 W innym czasie po prostu nie ma sensu w to grac 🙂
Mnie też nie podoba się w horrorach straszenie w nagły i drastyczny sposób. Szczerze mówiąc nie mam dużego doświadczenia z grami horrorowymi ponieważ zawsze mi się tak kojarzyły – straszyć tak żeby gracz podskakiwał na kanapie (jak to ładnie ujął Cubittus) plus masowa eksterminacja. Pewnie to trochę niesprawiedliwa ocena tego gatunku, ale tak mam 🙂 a raczej do niedawna miałem.
Trafiła w moje ręce gra Eternal Darkness, dosyć stara, wydana na GameCuba. Jestem mniej więcej w połowie i uważam, że to jedna z najlepszych gier w jakie grałem. Niesamowity klimat (w starym, dobrym stylu Lovecrafta) i ciekawa fabuła. Gra wręcz “ocieka” atmosferą, do tego świetna muzyka i ujęcia kamery. Cały czas czuć ten dreszczyk a nagłe momenty się zdarzają, nie często, w sam raz.
Co do samej rozgrywki to taki niezły adventure kilkoma postaciami z widokiem 3D, trzeba trochę pomyśleć, jest sporo walki (głównie broń biała). Plus dwie świetnie rozwiązane rzeczy – magia, rozbudowany i nieźle rozwiązany system czarów, fireballi itp. tam nie ma :-). Sanity meter – coś w stylu wskaźnika życia czy many, ale odpowiadający za zdrowie psychiczne. Im sanity meter niższy tym częściej doświadczamy halucynacji wzrokowych i słuchowych.
Jeśli macie możliwość zagrania na GC albo Wii – polecam. To zdecydowanie ten typ gier o jakim mowa w artykule. Szukałem informacji o podobnych grach i właściwie tylko Silent Hill wydaje się lekko zbliżony.
Jako najstraszniejsze wspominam przechodzenie pierwszego DOOM’a na słuchawkach będąc samemu w domu. To migotanie przepalonych śiwateł i ryki potworów – brrr… I ten ‘realizm’, który się wtedy wydawał olbrzymi 🙂
Silent Hill 2 to rowniez dla mnie szczyt “horrorowej” fabuly, klimaty i swietnej fabuly. Pewnie dzieki wrazeniom z gry filmowa adaptacja wydala mi sie calkiem fajna.
Dead Space mnie w ogole nie straszyl. Ale tak jest chyba zawsze, gdy bohater jest napakowany bronia. Tak samo bylo w:
– Undying, gdzie poczatek w domu to mistrzostwo swiata, a pozniej jest juz coraz gorzej, a ostatni poziom to zenada (ale i tak gra jest super); strasznie sie zawiodlem na Jericho, bo liczylem na cos lepiej
– The Suffering – poczatek super, strach itp, a pozniej jedna wielka rzeznia
Dlatego Silent Hill 2 jest taki fajny – niby jest latwo, ale nasz bohater jest czesto bezsilny i musi uciekac.
Condemned 1 gralen na PC i mnie znudzila po godzinie. Czy czesc druga mimo to warto sprobowac? Bedzie lepiej?
Pierwszy “Alone in the Dark” mi się przypomina. Grałem na PC z monochromatycznym monitorem i kartą dźwiękową Adlib – muzyka leciała w MIDI, a FX szły przez the unforgettable PC Speaker. W momencie, gdy przez okno na strych wpadł wilkołak (?), rozległ się przeraźliwy dźwięk jeżący włos na głowie, no prawie wówczas osiwiałem. Dopiero później skojarzyłem, że okno zastawić można szafą, a PC Speakera wyłączyć w BIOS-ie.
A tak na serio – kilka momentów robiło spore wrażenie np. wizyta w bibliotece. Poza tym dzięki AitD poznałem twórczość Camille’a Saint-Saens i zainteresowałem Lovecraftem. Gry kształcą 🙂
a ja do dzis pamietam najbardziej dla mnie ‘straszną’ gre – mod do Half Life, They Hunger – to było naprawde koszmarne przeżycie dla mnie i coś co trudno mi do dzisiaj wytłumaczyć…włos jeżył sie na glowie, dosłownie…
Oj tak, They Hunger masakrował mózg… przy Alone’ie też miałem akcję z PC Speakerem! 😀
A dzisiaj kurde jeden stwór z Dead Space ma więcej polygonów niż cały AiTD 🙂
No a Alien vs Predator – pierwsza część? Choćby demo, w którym popylaliśmy Marinem ze smartgunem słuchając pikania nadchodzących alienów na naszym naręcznym radarze 🙂 I odgłos szarżującego Obcego zagłuszany po chwili dźwiękami naszej armaty…
Moj kolega zakonczyl kampanie Marine na pierwszym pomieszczeniu. Bal sie minac pierwsze drzwi. Co zrobil kilka krokow to zaraz jakis Alien go wystraszyl i wracal pedem do pokoju… Ja pewnie lepszy nie bylem ;-).
Ja szczerze mowiac – lubie nawet momenty, skoczenia mi czegos na plecy 😉
Ale w starym, dobrym SH stylu, moge polecic Siren Blood Curse.
Moze technicznie nie jest to zaden fajerwerk, ale klimat mozna kroic nozem w plastry i sprzedawac tworcom innych gier.
Klimat potegowany przez swiatelko latarki, wszedobylskie ciemnosci i mgly, oraz walenie serca bohatera(erki), gdzie czlowiek wie, ze cos sie w ciemnosciach czai kolo niego, ale strach latarke wlaczyc 😉
Na koniec dodam, ze ujrzec wlasnego bohatera, oczami krecacego sie w poblizu monstrum – jest po prostu bezcenne, w sianiu poplochu u gracza 🙂
Alone in the Dark cala seria ma super klimat… Pamieta ktos Clock Tower? Niezle straszylo, jak dla mnie zaraz po SH na PSX. Martian Gothic: Unification moze to pamietacie? Jak pomysle to Dead Space mozna nazwac bardziej rozbudowana wersja tej gry, nawet fabularnie podobnie.. Aliens vs Predator hah jak widze nie tylko ja nie skonczylem kampanii marines.