Na początek disclaimer: nie czekałem jakoś przesadnie na The Last of Us, to znaczy nie chłonąłem trailerów i nie czytałem każdego wywiadu, jakiego udzielili twórcy z Naughty Doga. Wiedziałem jednak, że kupię grę, gdy tylko się pojawi, bo jestem fanem serii Uncharted, a przede wszystkim niesamowitego kunsztu tego studia, przejawiającego się ogromną dbałością o szczegóły.
W The Last of Us szczegółowość jest ogromna, ale o dziwo mimo tego, że w każdym pomieszczeniu jest pełno papierów, biurek, szafek, roślin, kawałków szyb, a każda płytka glazury ma inny wzór (I shit you not, łaziłem po korytarzu z głową w dół i sprawdzałem), to niewiele da się z tym wszystkim zrobić. Owszem, podnoszę tu cegłę, tam butelkę, ówdzie deskę albo strzykawkę czy jakiś list, ale mój mały miłośnik przygodówek, który najwyraźniej żyje wewnątrz mnie, aż krzyczy z zawodu, gdy nie mogę przetrząsnąć wszystkich szuflad. Ale to taka mała dygresja.
Gra rozwija się zgodnie z wzorcami Hitchcocka – na początek trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Bardzo zaskakuje mnie (pozytywnie) sposób prowadzenia narracji, póki co bardzo mało amerykański – pełny niedopowiedzeń, pokazujący już dojrzałe stosunki pomiędzy ludźmi i pozostawiający mi, graczowi, zrozumienie, co ich tak naprawdę łączy i dlaczego. Dialogi są perfekcyjne, realistyczne i nie błyskające co trzy kwestie jednolinijkowymi dowcipami.
Klimat gry jest inny, niż się spodziewałem. Sądziłem, że The Last of Us to gra o złych potworach, a tymczasem twórcy ku memu zadowoleniu odrobili pracę domową i obejrzeli horrory Danny’ego Boyle’a, w których złe potwory czasami są mniej złe niż źli ludzie. Dość powiedzieć, że przez pierwsze trzy godziny rozgrywki walczyłem dokładnie z trzema ludźmi opętanymi niewytłumaczalną (jak na razie) wściekłością. Przez pozostały czas eliminowałem złych ludzi, głównie takich w mundurach.
Bo klimatem gry The Last of Us przypomina na razie Half-Life’a 2. Mamy pozamykane enklawy, mamy wyludnione osiedla, które już roślinność zaczyna zabierać, mamy mieszkania po eksmisji, pozamykane sprytnymi blokadami – jak w HL2 właśnie. Mamy megafony nawołujące ludność do przestrzegania godziny policyjnej, mamy checkpointy, mamy ruch oporu, walczący z orwellowskim opresorem. Bardzo mi ten klimat przypasował, zupełnie nie spodziewałem się takiego ujęcia sprawy “hej, pokażmy, co się dzieje 20 lat po zarazie”.
Gameplay? Duży nacisk na skradanie się. Promowanie cichej eliminacji staje się oczywiste, gdy pierwszy raz oberwie się postrzał – główny bohater od razu się przewraca (!) i chwilę się zbiera z podłogi. Wrogowie perfekcyjnie reagują na postrzały. Podduszanie z ukrycia można przyspieszyć za pomocą ostrego kawałka metalu wbitego w tętnicę. Jest crafting broni, ale póki co z niego niezbyt korzystałem, jest prosty unchartedowy moduł prania się po ryjach, ale prać się nie opłaca, bo to głośne, można stracić masę zdrowia, a apteczek przez te trzy godziny znalazłem może cztery.
Rozpatruję tę grę w kategorii dobrego filmu, w którym mogę brać udział. I biorę z zachwytem. Zobaczymy jak rozwinie się fabuła, bo na razie ledwo ją liznąłem. Zobaczymy jak rozwinie się gameplay, bo na razie ledwo go liznąłem. Ale póki mam poczucie grania w lepszego Half-Life’a 2, nie mam zamiaru narzekać, bo nie mam na co. Bo zapomniałem powiedzieć, że jakby ktoś tę grę pokazał mi na PlayStation 4, zachwycałbym się nextgenem. Tak, naprawdę wygląda aż tak dobrze. Dobranoc.
Już Ci się nie kojarzy z Enslaved?;-)
Po screenach mógł mi się kojarzyć, teraz gram.
Już jest na półkach w Wawie?
Pod półkami, ale jak poprosisz, to dadzą. Popytaj na forum polygamistycznym.
Nie czekałem na tę grę, ale teraz nabieram coraz większej ochoty :D.
Oglądałem dzisiaj kilkanaście minut stream z gry i jest niestety do bólu “współczesna”. Dobry pomysł na historię, świetna oprawa, ale wszystko to zepsute przez schematy.
Nowy Tomb Raider znudził mi się bardzo szybko własnie przez nie. W kółko to samo: Lara poznaje trik z liną – teraz cały poziom będę się przyciągał tą liną. O pseudołamigłówka z przeciągiem w pomieszczeniu – bułka z masłem, przecież to już trzecia identyczna.
Przykład Z TLoU:
Napotykam miejsce (np. dach domu), gdzie nie da się wskoczyć. No problem! To już było! Idę poszukać deski, która na pewno gdzies tu jest i nie da się jej przeoczyć, gdyż wyraźnie odróżnia się od nietykalnego otoczenia swoją interaktywnością. Voila!
Nuda.
Czy to Uncharted? Tzn czy są tysiące ludków do zabicia? Jeśli tak to sobie daruję, jeśli to bardziej skradanka, to zaraz składam zamówienie… Nie czekałem, ale trailery mnie bardzo mocno nakręciły przez ostatni tydzień.
@rmz
To już zależy jak będziesz grał. Znałem takich, którzy w Hitmanie walili z karabinów. Akurat ta gra, zdaje się, daje możliwość grania według własnych upodobań.
-> Puzą – ale tak musi być. Tzn. muszą cię wytrenować w stosowaniu nowego bajeru, bo jeśli tego nie zrobią to po 2 godzinach o nim zapomnisz i jak wreszcie zagadka z tym związana się pojawi to nie będziesz wiedział jak ją rozwiązać. I potem będziesz narzekał na forach, że “Dają jakiś gadżet, nie muszę go stosować przez 2 godziny i potem sobie o nim przypominają. A ja już o nim zapomniałem!”.
Intensywniej się zrobiło. Fantastyczne poczucie zagrożenia przed każdą walką, a przeciwnik instakillujący głównego bohatera (ale za to ślepy) to wprawdzie zabawka oklepana (my love for you is like a truck ;)), ale sprawiająca, że gra się taktycznie.
Kapitalne jest to, że większość walk toczy się w ciemnościach rozświetlanych latarką. Snop wyłapuje szczegóły tej nieprawdopodobnej grafiki, ale większość ekranu jest czarna. Mistrz.
Grafika świetna, i właśnie dlatego jeszcze bardziej bolą niedsokonałości wynikające z niedoboru mocy:
http://www.youtube.com/watch?v=SMO_6wsd27o
Uprzedzę zarzuty o hejterstwo. Grę kupiłem na premierze za 199zł, to rzadko mi się zdarza. Grafika jest świetna, nie mam pretensji do ND bo wiem że wycisneli z PS3 ostatnie soki i nie dało się dać dobrego AA przy takiej jakości grafiki – ale to mi nie przeszkadza ponarzekać sobie. Od razu lżej się robi na duszy, jak się to wyrzuci z siebie 🙂
Cubbi nie masz problemu z autosave? Fora alarmują że jest jakiś błąd…
Ja mam, właśnie mi wcięło cały “progres” z gry (słowo specjalnie dla Cubiego 😉 )
Błąd już naprawiony, ponoć problem był po stronie “serwerów”, jak się nie mało konsoli podpietej do netu to nie występował – kolejny argument za majkrosftowskim always on i chmurą.
Wracam do mojego zwyczajowego czepiania się 😉
checkpointy – posterunki, punkty kontrolne.
opresor – chciałem, naprawdę chciałem znależć to słowo w słowniku języka polskiego, nawet w Kopalińskim szukałem. W scrabble by ci “opresora” nie uznali. Angielski “oppressor” to nasz rodzimy słowiański CIEMIĘŻCA, tudzież ciemiężyciel. Albo gnębiciel. Nie wiem które z tych słów wywołuje u mnie szerszy uśmiech.
W TLoU jest orwellowski opresor, a w BF3 na broń zakłada się supresor 😉
Ale plusik za napisanie “jednolinijkowy żart” zamiast oneliner.
Pozdrawiam,
Simplex
Po rozegraniu kilku godzin w The Last of Us mam nadzieję, że Naugty Dog robi już coś nowego na PS4 🙂
Simplex, język ewoluuje, daruj sobie i przestań być ciemiężcą opresorów.
Checkpoint – to słowo używane było przez każdego Polaka, który mieszkał w Iraku w latach osiemdziesiątych, tak mi zostało po dzieciństwie, SUE ME 😉
Ale trochę racji Simplex ma, bełkot się z tego robi. Uzasadnione może być stosowanie tych zwrotów gdy po polsku nie ma dla nich odpowiedników, w pozostałych przypadkach lepiej pisać po polsku. W przeciwnym razie za jakiś czas nie będziemy mogli anderstendować artikli.
Cubituss, rajtuj po ingliszu te połsty, będzie izjer anderstandować.
O, ale mi język wyewoluował!
P.S. Nie czepiałbym się tego jak pijany płotu (nie jestem psychofanem, zdaję sobie sprawę, że czepiam się nadnormatywnie 🙂 ) gdybyś nie napisał że angielski to prymitywny język: “Język angielski jest szczytem prymitywizmu. To nadzwyczaj ubogi język, który akceptuje bliskość dowolnego przymiotnika i rzeczownika właśnie z tego względu. W tym języku nie trzeba się zastanawiać, czy szczur jest cienia, czy cienisty, bo to jedno i to samo wyrażenie w tym biednym języku.”
Oraz odpowiedział na tekst “Nienawidzę języka polskiego”
“Twój pradziadek ryzykował życiem, przemycając do rosyjskiego/pruskiego liceum polskojęzyczne książki. Sto lat później pokazujesz mu gołą dupę. Ma prawo mi się to nie podobać.”
Żródło: http://forum.polygamia.pl/dyskusje/dishonored/msg353658/#msg353658
Jeśli w/g ciebie język angielski jest prymitywny, a także doceniasz fakt, że nasi pradziadowie pod zaborami ryzykowali życiem aby język polski nie umarł, to powinieneś mi raczej dziękować że zwracam ci uwagę, a nie mieć o to pretensje.
Simplex, nie zwracasz mi uwagi, tylko wskazujesz, że w języku polskim istnieją synonimy słówek, które stopniowo przenikają do codziennego języka polskiego. Ja o tym doskonale wiem, natomiast angielskich wtrąceń używałem, używam i będę używać, mimo że podtrzymuję zdanie o prymitywnej budowie języka angielskiego. Ale właśnie dzięki temu, że jest tak prymitywny (a więc łatwy do nauczenia), zwroty z niego pojawiają się w życiu codziennym, co nijak nie umniejsza wartości języka ojczystego, tylko wskazuje na proces jego płynnej zmiany wraz z upływem czasu.
Zżymałbyś się na wyrażenie “po fajrancie golę się żyletką”?
Wiadomo że język się zmienia, i tego się nie da zatrzymać, ale od jego użytkowników zależy tempo i kierunek tej zmiany. Używanie angielskich pseudo-kalk typu “opresor” dla słów które mają swój dawno ustalony odpowiednik w języku polskim nie jest w moim odczuciu kierunkiem dobrym i dlatego zwracam na to uwagę.
Przykłady które podałeś to z jednej strony słowo które zapewne trafiło do języka polskiego dzięki staraniom zaborcy, a z drugiej strony słowo które zapewne nie miało odpowiednika w języku polskim więc zapożyczono je aby wypełnić “semantyczną pustkę”.
Jestem jak najbardziej za tym aby język polski ewoluował i dostosowywał się do współczesności, ale nie poprzez zastępowanie istniejących polskich słów ich parodiami z języka angielskiego (wyrażenia “procentaż komplecji” [percentage of completion] mogę użyć w ramach żartu w gronie znajomych, ale nie chciałbym aby trafił on do języka).
Odrobina refleksji nad tym co się pisze nie zaszkodzi, ja też pewnie czasem wrzucę jakiś angielski wyraz do rozmowy (albo raczej posta na forum) i z pokorą przyjmę ewentualną krytykę.
Cholera, chcialem wejsc na blog Cubitusa, a wszedlem na blog prof. Miodka.
Nikt nie ma obowiazku pisac w okreslony sposob, nikt tez nei ma obowiazku czytac prywatnych blogow. Dla mnie tekst kuby jest calkowicie zrozumialy, i ‘checkpoint’ jest znacznie bardziej rzeczowy niz taki np ‘punkt kontrolny’.
Also, nikt też nie ma obligacji czytania moich komentsów.
P.S. A posterunek też jest mniej zrozumiały od “checkpointa”?
Aż się wtrącę. Za takie angielskie kalki, jak opresor, to ganiałbym batożkami po śniegu. Czym innym jest wprowadzanie do języka słowa, które nie ma odpowiednika (jak choćby dawno temu komputer), a czym innym lenistwo umysłowe.
Choć i tak białej wściekłości to dostaję dopiero wtedy, gdy widzę angielską składnię zdania.
Najważniejsze w tej grze to polskość. Gra na konsole ps4 wciąga niesamowicie