Wkurzaliście się tysiąc razy na to, że gra jest dziecinna. Że durny główny bohater o osobowości wyciętej z kartonowego pudełka salutuje łopoczącej amerykańskiej fladze i nie jest zdolny do elementarnych uczuć, jak strach, miłość czy przygnębienie. Że zachowuje się i działa zupełnie jak przedszkolak, okazując przesadnie emocje i nie będąc w stanie podjąć innych decyzji niż te wynikające z chwilowego uniesienia. Dzięki lekturze raportu Penny Arcade (tutaj) dowiedziałem się wreszcie, czemu tak jest.
Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale inni się zastanowili, przeprowadzili badania i wyszło im, że przeciętnym pracownikiem branży gier komputerowych jest 31-letni biały mężczyzna bez dzieci. Że jego średni czas pracy przy grach to zaledwie jeden rok do trzech lat. Po tym czasie zniknie zakładać rodzinę i pracować w czymś poważniejszym, a jego miejsce zajmie kolejny, 31-letni biały, bezdzietny mężczyzna. Co taki mężczyzna wie o empatii, podejmowaniu decyzji, długofalowym planowaniu, motywacjach? Nic nie wie. Oczywiście statystycznie, na pewno są wyjątki, ale coraz częściej zdarza się, że 31-latkowie nadal mieszkają z rodzicami, a fakt, że nie mają dzieci, dodatkowo zwiększa szansę na to, że tak właśnie jest.
Do czego zmierzam? Do tego, że gry są robione przez ludzi, którzy mnie nie rozumieją, a ja nie rozumiem ich, bo jesteśmy w zupełnie innych miejscach w życiu. Uważam, że człowiek, który nigdy nie miał potomstwa, jest kimś zupełnie innym, niż ten, który przeszedł ten krok. Wielu bezdzietnych twierdzi, że dzieci nic nie zmienią w ich życiu. Ale żaden człowiek z dzieckiem lub dziećmi nie stwierdzi, że gdy ich nie było, to jego życie było takie samo. Dlatego też jedni i drudzy raczej się nie dogadają. Mają inną optykę, widzą świat pod innym kątem, ich priorytety, fascynacje i obawy nie mają punktów wspólnych. Jeśli ci pierwsi robią gry dla tych drugich, nie wyjdzie z tego nic dobrego.
I nie wychodzi. Na tym blogu coraz częściej Wy, ale i ja (a staram się patrzeć przez różowe okulary!) też narzekamy na to, że gry są płytkie, płaskie i głupsze niż były kiedyś. To z jednej strony rynek papkożerców, którzy żądają prostej, banalnej, szybkiej i lekkostrawnej rozrywki, ale z drugiej strony również ludzi, którzy jeszcze nie mają zbyt wielu doświadczeń życiowych, a ich spojrzenie na świat nie jest specjalnie interesujące dla graczy powyżej trzydziestego któregoś roku życia.
Trzeba więc spojrzeć prawdzie w oczy – wyrośliśmy ze współczesnych gier komputerowych. Zwykle mamy dzieci, dobre prace, ustabilizowaną sytuację, a jeśli mieszkamy z rodzicami to nie z wyboru, tylko z konieczności. Straciliśmy tę naiwność, beztroskę, która cechuje większość komputerowej rozrywki i która nas coraz bardziej denerwuje, bo widzimy kretyństwo opowiadanych historii i miałkość pokazywanych postaci. Ale nie wszystko stracone, bo jest nas coraz więcej. I ktoś będzie musiał zacząć robić dla nas takie gry, jakich oczekujemy. Bo to my mamy kasę. I ciągle chcemy grać.
Dlatego też cieszę się, że w którymś momencie poniósł mnie entuzjazm i wpłaciłem w ciemno pieniądze na Tormenta i Wastelands 2, gry przygotowywane przez weteranów branży. Dziś mniej mnie interesuje, jakie gry robili piętnaście lat temu. A znacznie bardziej to, że mają po 40-50 lat i z definicji mają mi do powiedzenia więcej niż 31-letni, biały mężczyzna bez dzieci.
Z kolei w gry grają zdziecinnali dorośli, którzy nie mogą się pogodzić ze starzeniem się. Starają się udowodnić sobie na siłę, że wciąż jeszcze mogą. A jako, że gry są dla nastolatków, to narzekają, że to nie dla nich. Co jest o tyle śmieszne, że nie widziałem 25 latka narzekającego, że rowerek z 4 kołami jest dla niego za mały. Może być taki ton? Nie masz kompletnie pojęcia o 30 latkach. Do tego ten tekst o dobrej pracy. Chyba w innych krajach mieszkamy. A już na pewno w innych miastach. Gry są płytkie. Bo takie się sprzedają. Koniec, kropka. Może lepiej książkę poczytać?
Może być każdy ton, każdy pisze to, na co ma ochotę.
Zawsze wydawało mi się, że skoro jesteśmy dorośli i stać nas na gry i internet, to raczej nie ma powodów do narzekań.
I przepraszam, gry są dla nastolatków? Call of Duty – 18+, Dishonored – 18+, Assassin – 18+…
“Co taki mężczyzna wie o empatii, podejmowaniu decyzji, długofalowym planowaniu, motywacjach? Nic nie wie.”
I NIE MA DUSZY.
Pal licho takie głupotki, ale coś mi się zdaje, że starsi gracze z rodzinami nie oczekują już od gier głębokiej fabuły i rozbudowanych portretów psychologicznych. To całe gadanie o dojrzałych grach to raczej lep na gimbusy, które kupują Wiedźmina, bo to przecież “RPG dla dorosłych z prawdziwymi dylematami moralnymi”.
Wiem, że anecdata – otóż znam kilka osób lekko powyżej 40-tki, które ciągle grają, ale niczego fabularnego nie ruszą, po prostu kolektywnie grindują w WoW albo siedzą sobie w swoich elitarnych społecznościach ArmA czy innych takich flightsimów. Nie wyobrażam sobie kompletnie, że David Cage (43 lata, ma dzieci) mógłby im cokolwiek wcisnąć.
W ogóle nie sądzę, żeby te osoby chciały przeżywać jakieś family drama w grach wideo, wystarczy im odrobina eskapizmu albo cyzelowanie immelmanów w Rise of Flight.
“Wielu bezdzietnych twierdzi, że dzieci nic nie zmienią w ich życiu.”
Sorry, ale to jest kompletna bzdura.
Czyli żaden z bezdzietnych tak nie twierdzi? Zabawne, sam znam z pięciu. 😉
Plus jasne, możemy spłycić, że nikt niczego nie potrzebuje, a gierki to odmóżdżacze dla kretynów.
Obawiam się Kuba, że taki 50latek z dziećmi nie ma nic dla nas ciekawego do opowiedzenia. Gry to także możliwość spojrzenia i odtworzenia alternatywnej rzeczywistości. Przez analogie – raczej żaden pracownik fabryki, robiący gwoździe na taśmie, nie będzie szukał w wolnym czasie symulatora pracownika robiącego gwoździe na taśmie 🙂
No ale może moje okulary przyciemniały już z różowego na bardziej brązowy 😉
“Uważam, że człowiek, który nigdy nie miał potomstwa, jest kimś zupełnie innym, niż ten, który przeszedł ten krok. Wielu bezdzietnych twierdzi, że dzieci nic nie zmienią w ich życiu.”
Dzisiaj mogę się z tobą zgodzić w 100% ale jeszcze 6 lat temu powiedziałbym że pierdolisz głupoty:) Nie tyle że dziecko zmieniło diametralnie moje życie co podejście do niego.Spoglądam zupełnie inaczej świat.
“Wkurzaliście się tysiąc razy na to, że gra jest dziecinna. Że durny główny bohater o osobowości wyciętej z kartonowego pudełka salutuje łopoczącej amerykańskiej fladze i nie jest zdolny do elementarnych uczuć, jak strach, miłość czy przygnębienie. Że zachowuje się i działa zupełnie jak przedszkolak, okazując przesadnie emocje i nie będąc w stanie podjąć innych decyzji niż te wynikające z chwilowego uniesienia. ”
Szczerze nie jestem chyba tak wymagającym graczem jak ty 🙂 Traktuję gry jako rozrywkę , więc w skrócie nie mam wygórowanych wymagań co do postaci samego głównego bohatera jak i jego uczuć które twórcy starają się przedstawić w mniej lub bardziej ambitny sposób.Gra ma być
miodną , ma mi sprawiać przyjemność i po ukończeniu jej i nie powinienem mieć wrażenia że straciłem właśnie kilka godzin.To tak jak pójść do kina na mega chujowy film stracić 100zł i 4h 🙂
Problem niestety polega na tym że trend gównianych hollywodzkich produkcji w efektywny sposób przeniósł się do gier komputerowych.W ten oto sposó jesteśmy na bieżąco karmieni dennymi produkcjami , które sprzedają się tylko i wyłącznie dzięki dobrej reklamie.
Myślę Cubi że problem nie leży w ludziach którzy tworzą gry, tylko w ludziach którzy zarządzają firmami produkującymi gry.Zobacz na głupie CoD , rok w rok nowa część, od kilku lat to samo badziewie ale poprzedzone świetnym zapleczem marketingowym i sukces murowany.
Tu podmienią kilka modeli broni , tu kilka modeli postaci, wrzucimy nowe budynki , kilka nowych perków i bach mamy “nową grę”.Myślę że to właśnie tu leży cały problem i niestety podobną sytuację można zaobserwować w przypadku AC co niezmiernie mnie smuci.
a mnie wkurza ten mega stereotyp – “gry są dla dzieci/młodzieży, komiksy są dla dzieci, a dorosły może lepiej książkę poczytać?”. Noż kur.. jak będę chciał sobie poczytać to to zrobię, jak będę chciał gonić uciekającą młodość -też! Gram, czytam, rucham, jestem fanem komiksów i rave. Uwielbiam t-shirty, odjechane klimaty, inny pryzmat, naszyjniki, a na codzień pomykam pod krawatem. Gram sobie w takie odmóżdżacze jak Fallouty i Skyrim, na przemian z Killzone3 i EvE Online. W tym roku odkryłem snowboard, a w 8 lat temu paintball. 3 lata temu sk8te! I wiecie co? W tym roku muszę pojechać do Egiptu. Czemu? Bo chcę zrobić to przed… 40tką! W przyszłym roku będzie za późno. Fuck all, a stereotypy przede wszystkim 🙂
Jestem 30 letnim, białym, bezdzietnym mężczyzną. Robię gry, ale doświadczenia nie mam rok, a jakieś lat… 12? Ale bez obawy – już niebawem obiecuje mieć dziecko, coby zemeryceni.pl byli zadowoleni :>
@Cubi
Dobra, w czasach studenckich znałem takiego jednego, co to zaliczył wpadkę i myślał, że dziecko nic nie zmieni, cholernie się mylił. Nie ogarniam, że ktoś bezdzietny w okolicach trzydziestki może być tego samego zdania, skoro widzi, jak zmienia się życie krewnych i znajomych, którzy zdecydowali się na dziecko. A tutaj obserwowałem całe spektrum zachowań: od gościa, który spędza z dzieciakiem każdą wolną chwilę i jest superszczęśliwy, po ludzi, którzy wyrabiają nadgodziny tylko po to, żeby nie wracać wcześniej do domu i mierzyć się z życiem rodzinnym. Intryguje mnie ten Twój 5-osobowy case 😉
Druga sprawa – gdzie pisałem o odmóżdżaczach? Widzę, że grające osoby w pewnym wieku koncentrują się na 1-2 tytułach i pozostają przy nich ze względu na aspekty społecznościowe albo symulacyjne (przy czym sporo z tych osób – w miarę możliwości – mocno się w to angażuje). Reszta od czasu do czasu pyknie w coś na fejsie/ajfonie, większość nie gra wcale. Może zetknąłem się z jakąś mocno dziwną próbą, ale tam już nie ma czasu na jaranie się tytułami AAA (chyba, że szukają gier dla potomstwa).
@Pit
I beg to differ – ten “hollywoodzki trend” obserwujesz na przykładach 4, może 5 serii. Popatrz na indiesy, takiego urodzaju nie było chyba nigdy: Legend of Grimrock, Mark of the Ninja, Hotline Miami, FTL, Journey, Unfinished Swan, Tokyo Jungle – żeby tylko wspomnieć rzeczy wydane ostatnio. Naprawdę nikt nie zmusza, żeby w dniu premiery kupować nowego CoDa za 59,99 EUR. Ja kupuję używane, bo to takie guilty pleasure jak oglądanie transformersów 😉
Teraz jaram się Star Citizen, bo ojej! Chris Roberts, tata Wing Commandera (mega ważny cykl w mojej growej biografii), i z pewną dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że będzie to gra, która położy kres wszystkim innym, w sensie: przestaną dla mnie istnieć inne tytuły.
@Piasecznik
Cheer up. Gabe Newell ma 50 lat, dwóch synów i jeszcze sporo ciekawego do powiedzenia.
Pod wpływem alkoholu napisałem piękny, wzruszający tekst, ale za mało wypiłem, żeby go puścić na żywioł.
Albo jestem za stary, albo dzisiejsze gry są kiepskie.
Radochę poczułem przechodząc Portala 2 na PC po tym, jak przeszedłem go na Xboxie w singlu i w coopie, z córką i samemu na dwa pady.
I kupiłem COD:MW2 na PC i płakałem po Ghoście i Roachu. Aktualnie gram w Far Cry 3, ale nie daje mi to takiej frajdy, jak gry kiedyś. Pewnie najfajniej będzie po raz kolejny obskoczyć Half Life’a.
Czyżby z grami było jak z filmami? Że najbardziej lubimy te przeszednięte?
Aha, zapomniałbym o Dishonored, który był fajny, póki kod kupiony na allegro nie okazał się być trefnym.
Ehm, całkowicie z wpisem się nie zgadzam.
Po pierwsze robi się takie gry, które się sprzedają.
The Journey kontra CoD.
Po drugie, koszty produkcji i wprowadzenia produktu na rynke są zbyt wysokie, żeby w grach powstał odpowiednik kina europejskiego. Kickstarter i digital delivery to zmieniają i możliwe, że w końcu tak się stanie, ale to wciąż jeszcze przyszłość.
Po trzecie, ludzie 30+ w ogromnej większości nie chcą żadnego “dorosłego” grania. Pewnie dlatego, że “dorosłe” granie, tak samo jak “dorosłe” filmy, są skierowane przede wszystkim do dorastającej młodzieży okresu burzy i naporu, gdy kształtuje się osobowość i trzeba sobie odpowiedzieć na parę egzystencjalnych pytań.
Po czwarte, tzw. gry dla dorosłych to jest piramidalna bzdura. Gra to gra. Gameplay WoWa, Eve, Minecraft, Tetris itd. nie ma nic wspólnego z kategorią wiekową. To są gry dla każdego. Wystarczy wejść do WoWa i posprawdzać ile gildii ma wymagania wiekowe 18+ i wyżej. Kategoria wiekowa WoWa to niby 12+.
Tak w ogóle, to ewolucja WoWa z hardkorowej gry dla pryszczatych białasów do casualowego produktu w który może grać ojciec rodziny, jest świetnym przykładem na obalenie tezy o dorosłości, tudzież o developerach, którzy nic nie rozumieją.
Co to w ogóle mają być te gry dla dorosłych? Odpowiednik jakiegoś kina moralnego niepokoju? Prawdziwość zachowania bohaterów, brak bzdur scenariuszowych? A jak to się niby ma mieć do gameplay? Co definiuje “dorosłość” CoDa? Odpuśćmy sobie ten znaczek 18+, bo nie ma on nic z tym wspólnego.
Te wszystkie pamiętane Fallouty, Baldursy itd. tylko dlatego wydawały się doroślejsze, niż są, bo były izometryczne i pozwalały (ba, wymuszały), żeby sobie na ich temat pofantazjować. Typowe fairy tales skierowane do dzieci.
Infantylne, czasami wręcz porażająco są przede wszystkim różnej maści single-player RPG. Powodów wiele, ale idiotyzm twórców postawiłbym na ostatnim miejscu.
Po piąte – wyjątkowo słaby chwyt z tym 18+. Kto, jak kto, ale ty Cubi wiesz doskonale, że age ratings w ogóle nie oddaje rzeczywistości, a 18+ CoD jest skierowany przede wszystkim do nastolatków w wieku 12-17.
Po szóste, na około 200 zatrudnianych osób z jakimi miałem do czynienia, żadna nie miała mniej niż 5 lat doświadczenia w game development. No chyba, że rekrutowany jest młodziak do QA lub sales assistant. Nawet w takim przypadku są to avid gamers, co w czasie rozmowy muszą udowodnić.
Nie znam żadnego Producera z mniejszym stażem, niż 10 lat (w grach ogólnie, wielu ma kilka lat w QA, zanim ląduje w produkcji).
Co najlepsze, najwyższy staż mają prawie bez wyjątku, firmy robiące gierki social i mobile.
Po siódme, przypuszczam, że tobie Cubi brakuje dobrych gier typu fairy tale. Wszystkie wielkie gry last 90-tych, gdy to byliśmy szczeniakami, miały właśnie cechy fairy tales. Wynikało to z tego, że max. możliwości technicznych to była izometryczna grafika i chmurki. To pozostawało masę miejsca na fantazjowanie oraz identyfikację z bohaterem. Gracz na początku często miał przesrane, potem dzięki dobrym moralnie wyborom i ciężkiej pracy (levelowanie), dokopywał temu złemu i ratował świat. Gry 3D są zbyt dosłowne. Zanika magia niedopowiedzenia. Coś jak erotyzm kontra porno.
Vermi, ja też nie znam ludzi, którzy pracują w devie krócej. Mówię o statsach i grach zza oceanu, nie naszych. Zresztą nasze (i europejskie, patrz Dishonored) gry są pod względem bycia nieinfantylnymi znacznie lepsze 🙂
Co do chwytu z 18+ to przypomnij sobie proszę, kim jest average gamer. Gry są w większości adresowane do dorosłych, ale najwyraźniej z innej planety.
Co więcej, a propos tego The Journey – rynek indyków, kierowanych w 99% do ludzi dorosłych w sensie rozumienia mojego wpisu, rośnie nieprawdopodobnie i nawet najwięksi (a przynajmniej połowa z nich) rozumie, że nie warto rzucać kłód pod nogi.
Srogie widly z igly.
Posiadanie dziecka warunkiem tworzenia dobrych gier? Gier dla doroslych? Gier dla Cubitusa?
Ochlon Kuba 😀
@Cubi: trafione w 10! Podpisuje się obiema rękoma.
Ależ skąd, gry nie są adresowane do dorosłych. Nie oszukuj się znaczkiem, albo wiekiem average gamer.
Poza wyraźną grupą gier skierowanych do małych dzieci (max 10-12 lat), pozostałe gry skierowane są do każdego.
Zobacz w jakie gry sam napierasz. Jakby ci tak bardzo brakowało tych dorosłych tytułów, to byś posuwał wysublimowane indyki, albo starocie. Czyli tak naprawdę dobrze zrobione gry dla dzieci…
Gra, to jest gameplay. Wszystko inne jest drugorzędne. To dlatego można posuwać beznadziejne story. To nie książka, tudzież film europejski.
Gry stają się coraz głupsze ponieważ się umasawiają. Publisher działa jak pies Pawłowa, przy czym kijem jest P&L. Trzeba jak naszerzej zarzucić sieci, zrobić produkt masowy.
O tym, jaka będzie gra decyduje salesman i monetisaton manager. Stąd kompletnie idiotyczne pomysły jak przerabianie Resident Evil i Dead Space na szutery, czy tragikomedia Sim City.
Oczywiście jest to prosty przepis na gwałtowne załamanie się rynku. Japończycy (Square, Capcom) założyli całkowicie nierealne plany sprzedaży ponieważ tylko takie plany gwarantowały, że nie będzie straty. Myślenie życzeniowe, które oznacza, że są na skraju bankructwa.
Niestety ludzie robiący gry, rzadko mają zmysł biznesowy. Zatracona jest podstawowa zasada bez której nie da się zrobić dobrego produktu – kreatywność, freedom to fail.
The Journey absolutnie nie jest skierowane do ludzi dorosłych! To klasyczne myth story (już nie fairy tale, bo możliwy jest fail) dla starszej młodzieży/młodych ludzi będących jeszcze na etapie poszukiwania.
Nie znaczy to oczywiście, że dorośli nie mają w to grać.
Nie ma i nigdy nie będzie kategorii gier dla dorosłych to jest pomylenie pojęć, chyba że mówimy o grach porno lub gamblingu.
Jak sądzę, tobie chodzi o to, że coraz więcej gier to są żałosne gówna tak do siebie podobne, że właściwie nie ma już znaczenia w co się gra. Ale to jest efekt umasowienia rynku połączony ze zbyt wysokimi kosztami produkcji oraz restrykcyjnym dostępem (certification process), a nie kwestiami infantylności twórców.
Uważam, że infantylność gra w tym jeśli nie kluczową, to ważną rolę.
roos, skoncentruj się, uda się przeczytać ze zrozumieniem za 4-5 razem.
A kto ma robić te gry, skoro tylko tych “infantylnych” to interesuje? Ci tzw. poważni siedzą w biznesie, który przynosi wyższy i bardziej przewidywalny dochód. Albo na samym szczycie u wydawcy. A manager projektu to już zapaleniec. Więc kto ma pisać scenariusz? Jak takie holywoodzkie filmy są bezdennie głupie, a pisarz nie weźmie się za grę, bo też mu rozjadą skrypt i rozmienią na drobne w ramach tzw. “adaptacji”. A od kina przepraszam czego oczekujesz? Bo np. jest takie polskie kino, tzw. “dorosłe”, gdzie sadzą takie tematy, że ja dziękuję bardzo. Chcę się oderwać od życia a nie oglądać/przeżywać to samo co mam na codzień.
Ej Kuba nie nadymaj sie tak bo pekniesz 😀
Tu się mocno różnimy. Ja nie jestem w stanie strawić ani poziomu obecnego amerykańskiego kina (zwłaszcza odłamu superbohaterskiego oraz tego, co pozostało po kinie sensacyjnym), ani polskich dennych, nieśmiesznych komedyjek.
Lubię kino mądrzejsze niż strzelaniny i napierdalanie. Rozumiem potrzebę oderwania się, ale stanowczo wolę obejrzeć Angel’s Share (akurat wczoraj oglądałem, polecam, szkockie kino, znakomite) czy nawet taki trudny film jak Wymyk niż choćby trailer trzeciego czy czwartego Iron Mana.
roos, wycofka accepted.
Dzisiaj wyjątkowo słabo.
Wygląda mi na to, że muzykę, filmy, książki itd. też robią “31. bez dzieci”. Wszak 90% wymienionych to papa, nie nadająca się do konsumpcji.
Wha’ the f*ck?
Spisek!
Mało tego. Wynalazłem jak zrobić najdojrzalszą grę. Powołać “90.-ers – studio”!
Sami emeryci, powyżej 90 roku życia.
Here comes $$$!
Nie wiem na co Ci wygląda, dopiero jak znajdziesz jakieś badania, to będzie o czym rozmawiać.
Interesuje mnie również informacja, skąd wziąłeś 90%.
Absurdalna to twoja rozkmina, bo jakie znaczenie dla kształtu gry ma to ile lat ma szeregowy koder czy tester, oni tylko wykonują zlecone zadania, tutaj należałoby wziąć pod lupę projektantów i stanowiska decyzyjne. W takim McDonald też pracują głównie młodzi ludzie, gdybym jednak zastawiał się dlaczego ich hamburgery smakują jak smakują, to raczej nie pomyślałbym że to z powodu wieku i doświadczenia życiowego pracowników.
No widzisz, a w takim Billabongu menedżerowie mają poniżej 24 lat. Przypadek pewnie?
Poza tym gdzie McDonald, a gdzie twórcze myślenie, c’mon.
Twórcze myślenie owszem występuje ale dla niektórych w dość ograniczonym zakresie, nie powiesz przecież że za to gra że jest nie dojrzała w takim samym stopniu odpowiada “game designer” (na tym stanowisku masz raczek starsze osoby), jak i jeden z szeregowych koderów.
Nie wiem kogo mam na stanowisku game designer. Opieram się na średniej z branży. Gdybym miał ocenić to przez pryzmat swojej firmy, byłoby inaczej: na stanowiskach leaderów mamy samych ludzi z dzieciakami, o priorytetach bliskich moim priorytetom. Ale mówimy o średniej.
Ciekawe. Zawsze w creditsach devi dziekuja swoim rodzinom / dziewczynom / zonom za wsparcie, oplakuja dzieci, ktore nie widzialy tatusiow od urodzenia… Srednia tu przytoczona kiepsko wpasowuje mi sie w ten obraz 🙂
Przez dwa lata 300 osób płodzi 15-ioro dzieci… 😉
A 50% Polaków nie wie, że jest połową społeczeństwa 😛
Ktoś wogle zajrzał do tych badań IGDA zlinkowanych w artykule PA?
nie ma znaczenia kto robi gry, ale kto decyduje jakie maja byc. na to jakie są, w pewnym uproszczeniu, najbardziej wpływa gracz głosując swoim portfelem. Jesli ktos mysli ze duzy tytul jest jaki jest, bo szeregowi projektanci maja mniej bogate zycie rodzinne czy spojrzenie na swiat, to sie myli. to są decyzje strategiczne w projektach o wielomilionowych budzetach. jesli w grze jest nieznosny patos, to dlatego ze podjeto taką decyzję, oceniając ze masowy klient tego oczekuje. To spore uproszczenie, ale generalnie wszystkie decyzje w stylu jaka gra ma byc sa podejmowane pod katem gracza – to jemu ma sie spodobac, on to ma kupic. jesli gra wyglada jak zrobiona przez 31 letniego bialego faceta bez dzieci – to nie dlatego ze taki jest projektant, ale dlatego ze on sądzi ze gracz jest takim 31 letnim bialym.
Na dużym poziomie ogólności masz rację, ale jestem przekonany, że ludzie, którzy pracują nad grami, to nie roboty, które przyjmują beznamiętnie rozkazy płynące z góry i nie dokładają do gry elementów siebie samych.
Dokładają, dyskutują, ugniatają grę w kierunku, który im odpowiada. Oczywiście, że gra z założenia jest przygotowywana pod pewien target, zwykle jak najbardziej masowy (są wyjątki, gdy masowości szuka się jednak na inne sposoby, vide Wiedźmin), ale biznesu w 9 przypadkach na 10 nie obchodzi za bardzo, czy będzie salutowanie fladze i płaski bohater.
Rada o przeczytaniu książki gdy chce się czegoś trudniejszego jest, szczerze mówiąc, dość niemądra. Większość książek, podobnie jak większość gier, to papka służąca konsumpcji, która nie wymaga wysiłku. To, że dzierżysz książkę nie oznacza, że jesteś bardziej wyrobionym odbiorcą kultury, ostatecznie możesz pochłaniać papierową wersję tasiemcowej telenoweli czy słabe porno dla ludzi, którzy nie chcą przyznać, że konsumują porno, jak “50 twarzy Grey’a”.
Gry są medium wielowymiarowym i jeśli szukać w nich głębi to na poziomie mechaniki i historii nie tyle opowiadanych co generowanych w trakcie rozgrywki. Z grania w “Crusaders Kings II” można wyciągnąć rozpostarte na wiele pokoleń i setki postaci, fascynujące opowieści o politycznych i militarnych podbojach. “Far Cry 2” nabiera smaku tym silniejszego im więcej Conrada się czytało. Nawet biegając po Panau można zacząć rozmyślać o amerykańskim interwencjonizmie i o tym, że “Just Cause 2” świetnie go parodiuje (“Operacja Just Cause” to także kodowa nazwa dla inwazji USA w Panamie w 1989).
Ostatecznie głębia jest funkcją nie tylko dzieła ale i tego co zrobi z nim odbiorca, gier oferujących coś więcej trzeba szukać wśród tytułów o niższym budżecie.
Nie bardzo Cię rozumiem Cubituss, jarasz się (Twoje słowa) takim badziewiem jak kolejne części Call of Duty, Battlefield czy Assassin’s creed i nagle taki tekst?
Troche bzdurki. Oni nie robia gier, oni sa malpkami kodujacymi to, co maja kodowac. Gry sa tworzone przez ludzi s rodzinami i w starszym wieku, jak david cage, molyneux i inni. To oni tworza projekt i go realizuja, a sila robocza nie ma znacznia.
Kończą mi się argumenty :).
Mogę tylko powtórzyć, że gry są takie, jakich oczekuje mass market, dokładnie tak samo jak w przypadku filmów hollywodzkich.
Wyciągnąłeś sobie tego bezdzietnego 31-latka Cubi i szalejesz. U żadnego dużego deva nie spotkałem ani jednego białasa w tym wieku i bez dzieci, który miałby cokolwiek do powiedzenia. Wliczam tu również devów z Ameryki.
W ogóle wniosek Penny jest kompletnie z dupy. Coś jak te dowcipne statystyki na temat gun crimes w Chicago i Houston. Chicago ma bardzo ostre jak na USA przepisy odnośnie broni palnej i bardzo wysoki odsetek gun crimes. Houston dokładnie odwrotnie. Żarcik polega na tym, że do tych statów dopisuje się np. średnią temperaturę stycznia i podaje jako powód.
Mniej więcej taką właśnie wartość ma śrenia, którą podał Penny.
Decyzje są podejmowane przez ludzi 40 i 50+ zwykle ze stażem 15+ lat w grach, odchowanymi dziećmi i drugą żoną.
Co do produkcji, to masz podejście, ehm, idealistyczne. Taki creative thinking i jedna wspólna rodzina to tylko w Erze. Można sobie to uprawiać w małym indyku robiącym jakiś mobiles i to mały, taki nie więcej niż 15-20 osób staffu wliczając sprzątaczkę. Tam też można trafić owego mitycznego białasa, tyle że latek będzie miał szybciej 25, niż 31.
W dużym teamie panuje dyscyplina, a wszystkich ważnych rzeczach decydują często ludzie, którzy o grach nie mają żadnego pojęcia. Dobrze się natomiast znają na P&L.
Rynek gier ambitnych rodzi się natomiast na twoich oczach. Kickstarter, rewolucja digital, F2P (heh, niezbyt ambitne na razie). Jak dobrze pójdzie to za 2-3 lata nabierze to rumieńców.
Śmiechłem z tych statystyk i mentalności autora wpisu 😀 Jeśli tak wygląda myślenie statystycznego ojca, to nie chce być ojcem.
Nie ma obaw 😉