Nie wiem czy każdy tak ma, wiem że ja tak mam. Istnieje pewna grupa gier, w których kolejne odsłony gram od lat, mimo że się tego wstydzę i że powinienem zasadniczo jakoś zablokować pojawianie się ich w mojej gamercardzie (chociaż to zdaje się niemożliwe). Pierwszym gatunkiem gier, z upodobaniem przeze mnie katowanych wbrew nawet nie tyle ocenom, ile zdrowemu rozsądkowi, są mordobicia. Ale nie nie, nie te, w które wszyscy grają, to byłoby zbyt łatwe. W swój żelazny uścisk schwytały mnie wszelkie… gry o wrestlingu. Jeszcze żebym był fanem wrestlingu, ale nie jestem. Po prostu podobają mi się gry o nim, z niewiadomych przyczyn. WWE vs Raw ogrywam od chyba czterech czy pięciu edycji, raz na sto lat wrzucę Rumble Roses XX, które mają nie tylko wielkie cycki, ale też niezły system walki… nie wiem, nie rozumiem, nie znam się. To znaczy znam się, o wrestlingowych grach mógłbym sporo opowiadać od strony mechaniki względnie tego, co się zmieniło rok do roku. To znaczy mógłbym, gdyby ktoś chciał mnie słuchać.
Drugi gatunek wstydliwych gier to wszystkie kolejne części słabej i brzydkiej serii CSI. Zlinkowałem sobie uaktualnienia achievementowe z Facebookiem i już pod pierwszym automatycznym wpisem o tym, że właśnie mi sypnął się deszcz achievementów w CSI: Deadly Intent mam komentarz od masski, że chyba się muszę strasznie nudzić. Otóż nie, nie nudzę się. Gram w CSI, wstydząc się tego, jak żałośnie zrobiono tutaj grafikę, jak beznadziejna jest synchronizacja ruchów ust z wypowiadanymi kwestiami, jak nieprzyjemnie zrealizowano akcelerację kursora… a mimo wszystko gram. Jakoś niesamowicie ekscytuje mnie przeczesywanie miejsc przestępstw, zbieranie odcisków palców, grzebanie się w komputerowych bazach, analizowanie składu chemicznego substancji, porównywanie ich do siebie… jakoś przymykam oko na całą słabą technikę wobec tych wszystkich jarających mnie – bez żadnego głębszego powodu – czynności. Na razie rozwiązałem dwie sprawy i nie mogę się doczekać następnych.
Wstydzę się, ale gram. Macie jakieś takie gry, w które gracie mimo że nie powinniście?
Chyba Gears of War. Ta seria jest tak wiesniacka, że wstyd mi tych pozycji w gamecardzie. (Choc mieliśmy ubaw przechodząc to w co-opie)
Dead or Alive Xtreme 2 Prucz cycków i dupek nic ciekawego nie ma. Nawet osiągniecia nie mam LOL 🙂
Lego 🙂 Te gry sa glupie i banalne, ale zabawa przednia.
Przygody Reksia – niby dla dzieci (wstyd), ale mają świetne wstawki i aluzje, choćby do “Rejsu” i Monthy Pythona.
Sama historia jest dość banalna, przynajmniej z początku.
Fabuła ogółem wygląda tak: (pierwszej serii – 5 gier)
1.Reksio postanawia popływać na desce windsurfingowej, wpada w sztorm i trafia na wyspę. Rozwiązuje problem piratów, ratuje ich kapitana i ratuje skarb oraz wioskę czarnych kur.
2. Po powrocie okazuje się, że nastąpiła inwazja kosmitów (widzianych przez chwilę w poprzedniej części). Kogut Wynalazca, Reksio i Kret Komandor Kretes budują Wajchadłowiec, a dwaj ostatni wyruszają w pościg. Obalają rządy złego Kuratora na Kuranie, niszczą Jajo Śmierdzi, a Reksio i Kurator, który okazał się Kornelkiem, bratem jednojajowym Koguta wracają na Ziemię. Kretes pozostaje z Molly, ukochaną.
3.Reksio zostaje porwany przez Tego, który tak potwornie mąci i uwięziony w Magicznej Pułapce Mocy. Kornelek (teraz z syndromem rozdwojenia jaźni) i Kogut odnajdują Album, wysyłają przez niego Kretesa, by pomógł Reksiowi. Razem przeprowadzają dochodzenie, by odkryć zdrajcę w radzie siedmiu czarodziejów. Odnajdują go i powstrzymują przed otworzeniem Pradawnej Szkatuły. Otwierają ją i odnajdują list oraz niebieską kość, dzięki której wracają do swojego wymiaru.
4. List okazuje się być napisanym przez Nostradamusa, który opisuje zagrożenie ze strony zakonu Ryżokitowców i mówi jak zbudować wehikuł czasu. Kretes i Reksio podróżują przez różne epoki, by naprawić czas. Gdziekolwiek by się nie pojawili Zakon depcze im po piętach. Wygląda na to, że mogą oni stworzyć w przyszłości reżim grzecznościowy (nie powiedzenie “na zdrowie” grozi zesłaniem do kopalni). Po naprawieniu zagmatwanej linii czasu ustawiają złe koordynaty i trafiają nie do teraźniejszości, a do przełomu XIX i XX wieku. Wehikuł zostaje zniszczony przez model lokomotywy.
5. By znaleźć sposób na powrót do domu bohaterowie podróżują przez cały świat szukając śladów cywilizacji Kretonów (niedawno odkopane piramidy w Gizie, Shangri-La, święta góra Indian. W końcu trafiają do Mu, położonego na dnie oceany, na linii zmiany daty. Na szczęście jedyna działająca funkcja komputera to podróż 100 lat w przyszłość. Happy End do czasu kolejnej serii.
gothic, jeszcze do niedana zwyczajnie przyznawalem sie, ze lubie te serie, teraz juz mi troche wstyd. nie wiem co jest w tym stosowaniu jedenj sekwencji ciosow na wszystkich przeciwnikach, ale pochlania mnie bez reszty. klimaty fantasy znosze coraz czesciej, ale kiedy po raz pierwszy zamienilem sie w jakas ziejaca ogniem jaszczurke, to cieszylem sie jak dziecko:)
wstydze sie takze za final fantasy. siodma czesc byla gra mojej wczesnej mlodosci i wciaz uwazam, ze jest zajebista. do osmej czesci wlacznie skonczylem wszystkie – wiekszosc oczywiscie pirackich, bo inaczej dotrzec do nich kilkanascie lat temu nie bylo sposobu. potem jeszcze przeszedlem polowe dziewiatej i juz dalej nie dalem rady. tak mi teraz strasznie wstyd, kiedy patrze na te trzynasta i widze, jak ci tworcy mogli wyobrazac sobie swoich bohaterow 20 lat temu. dziekuje stworcy za to, ze dlugo tych wizji nie mogli realizowac. viva osmiobitowce!
Wstydzę, że nie gram. Wstydzę się, że na półkach czekają zakurzone hity sprzed 3 lat. Najbardziej wstydzę się tego, że kupiłem premierową wersję “Temple of Elemental Evil” (129 zł?) i do dziś w nią nie zagrałem dłużej niż 30 minut i zniechęciłem się po tej nieudolnej próbie ogarnięcia tego, co miało być fajnym dziełem twórców Fallouta.
“świątynia pierdolonego zła” = jak ochrzcił te grę mój stary ;). Rasowy h&s nie wiem czego sie spodziewałes
Halo 3. Grafika niespecjalna, oczojebne kolorki, no i w ogóle kicz. Zgadzam się z wieloma graczami i recenzentami, że gra jest przereklamowana, bo właściwie to przeciętna strzelanka. Ale wolę wracać do niej, niż np. Half-Life’a 2 czy Modern Warfare. Może dlatego, że jest lekka, łatwa i przyjemna 🙂
A na PSX uwielbiałem grać w platformówki dla dzieci, choć miałem wtedy grubo ponad 20 lat. Wstyd przyznać, ale Crash Bandicoot, Rayman i Spyro bardziej mnie interesowały niż Metal Gear Solid, Resident Evil czy Medal of Honor.
Mafia Wars i Farmville. Zwłaszcza słodko-pierdzące Farmville.
Wstydzę się że grałem i często jeszcze sięgam po “Betrayal at Krondor” wektorów świat 🙂
U mnie to będą te wszystkie części Crasha Bandicoota, które zrobiły studia inne, niż Naughty Dog (czyli od PS2 w górę) i gry ze świata Harrego Pottera.
W obu przypadkach nie mam wątpliwości co do tego, że są to gry słabe, ale nie mogę ich sobie odmówić.
jak sie mam wstydzic, ze w cos gram to… nie gram. lans musi byc na zewnatrz jak i przed samym soba.
Nie udało misie skończyć wiedźmina ;/ i nie mogę się zmusić choćbym bardzo chciał ;/
Jestem kobietą więc na mojej gamercardzie ujdzie You are in the movies czy Risen 😉 ale najbardziej się wstydzę przed domownikami calakowania gier. Nie umiem wytlumaczyc sobie i mojemu M. dlaczego wolę spedzic kilka dni dla jednego achiewementa, niz zaczac jakas inna gre, gdzie na poczatku achiki sypią sie jak z rękawa.
Miałem się nie wypowiadać, ale przeczytałem komentarze.
@bzofik – jakoś mnie Twój komentarz zaskoczył… Halo 3 bardzo mi się podobało, ale HL2? jak to? jedna z najlepszych strzelanek w jakie grałem… powtórzę: zaskoczenie!
@Femi – nie wstydź się calakowania gier, ponieważ “na drugim końcu” są gracze, którzy maja 20k GS z 1000 gier! obowiązkowymi pozycjami są Avatar (łatwe achievy) itp..
…i troszkę na temat:
Lubię abandonware, nie wiem dlaczego, może dlatego, że to są gry, w które młuciłem ostro za młodu. Czy się wstydzę? Może troszkę, takich tytułów jak 4D Sport Boxing czy Desert Strike.
Czy się wstydzę, że w coś gram? Chyba nie. Chyba granie dla mnie nie jest kwestią prestiżu… 🙂
Tez kiedyś ogarniałam podobne rzeczy. Niestety właśnie mam już dużo mniej czasu. Szkoda :9
Jeśli czegoś się wstydzę, to czasem tego, że zamiast szybko coś skończyć, nad czym pracuję, to za dużo czasu spędzam na graniu…