Fajne takie demo. Można sobie grę włączyć, odpalić, pobiegać, sprawdzić mechanikę, zastanowić się nad tym, jak będzie wyglądała pełna wersja. Lubię, gdy wychodzą dema, bo dzięki nim w siedmiu przypadkach na dziesięć napalam się na końcowy produkt. Niestety, są jeszcze pozostające trzy przypadki, i to ich właśnie jak ognia boją się wydawcy, i to nie tylko słabych i średnich gier, ale nawet wielkich przebojów.
Wydawcy żyją w kompletnie fałszywym świecie internetowych ocen, zbieranych na metacriticu i gamerankingsach. Menedżer produktu, a takim produktem jest gra komputerowa, nie jest rozliczany tylko z wyniku finansowego, ale w pierwszym etapie (przed premierą gry) ze średniej ocen w internecie. To podejście firm produkujących gry wytwarza wokół siebie cały patologiczny system, z exclusive reviewsami na parę dni przed całą konkurencją (ale ocena minimum 9/10 wtedy) oraz całą resztą innych mechanizmów, o których kiedy indziej.
Czemu więc o tym piszę teraz? Bo nieprzemyślane demo może tę średnią zakłócić. Demo zazwyczaj wychodzi przed premierą gry i stanowi jej wizytówkę, na podstawie której armia blogerów i całkiem sporo recenzentów wyrabia sobie opinię o finalnym produkcie. Efekt jest taki, że na podstawie demka robi się preview gry, w którym się kwęka, że to niefajne, tamto sztywne, no a tamto to miejmy nadzieję poprawią. Po co to menedżerowi produktu? Po nic. On sobie hype zapewni innymi sposobami, dopuszczając chociażby do wersji przedpremierowej tylko dziennikarzy, do tego dziennikarzy grami zajaranych, a nie dziennikarzy-malkontentów (bardzo łatwo ich tak pokategoryzować).
Źle przygotowane demo potrafi bowiem zarżnąć produkt. Sam się zastanawiałem długo, czy jest sens grać w xboxowego Riddicka, bo demo było żenujące – miało nieprzyjemnie ustawione sterowanie (trzeba się było grzebać w opcjach), a na dodatek pokazywało tak oderwany od wszystkiego fragment gry, że człowiek nie wiedział o co chodzi. We właściwej grze, zanim zasiądziemy za sterami jednego z cyborgów, pokonujemy ich całe legiony, poznajemy ich zwyczaje, uczymy się nienawiści do nich. A gdy wreszcie możemy jednego poprowadzić, ekscytacja sięga zenitu. Ale w demie wszystko było jak na dłoni. Szkoda Riddicka, bo to dobra gra, zastrzelona przez swoje własne demo.
Mam nadzieję, że nie będzie tak w wypadku nowego Battlefielda, chociaż tutaj jest głębszy casus, jak na mój wyczulony na spiski nos. Mianowicie na konsolach mamy znakomite, wysadzające z butów demo, śmigające, lśniące i fantastyczne. A na pecetach mamy tę samą mapę, ale całość nie nazywa się demo, tylko beta, a różnica polega na tym, że nie da się w to grać. Wykorzystanie procesora karty graficznej zatrzymuje się na 40 procentach i nie chce iść wyżej, są bugi, które wyeliminowano już w becie na PS3 kilka miesięcy temu, ludzie narzekają na potworny lag myszki… nie wiem czy ktoś w EA tak chciał, ale efekt jest moim zdaniem biznesowo świetny, przynajmniej w moim przypadku – odechciało mi się grać na pececie i będę w ten tytuł grał na konsoli.
Z kolei w Aliens vs Predator odechciało mi się grać w ogóle, tutaj problem jest na poziomie absolutnie podstawowym – po wyjściu demka przez pół dnia opętańczego klikania w tryb gry sieciowej, nie dało się znaleźć partnerów do rozgrywki. Czyli techniczny bubel. Wiele osób miało tak samo jak ja – gdy wreszcie się połączyły z hostem, nie chciało już im się grać i widziały tylko wady.
Zabawne jest to, że najlepsze gry w ogóle nie mają wersji demonstracyjnych, tak na wszelki wypadek, albo ich demka pojawiają się grubo po premierze – jak choćby Uncharted 2, demo wyszło jakieś dwa tygodnie temu. I sądząc po komentarzach po przedpremierowym demie Heavy Raina, była to świetna decyzja. HR wzbudził już bowiem sporo złych emocji, a to je właśnie najbardziej widać w internecie. I to one potem odbijają się na średniej na gamerankingu.
Heh.. nowego riddicka miałem już zamówionego ale okazało się, że w sklepie wdarł się błąd przy inwentaryzacji i nie mieli dla mnie kopii. Zamówiłbym pewnie gdzie indziej gdyby nie demo, o którym wspominasz. Nie pokazało niczego co zacheciło by mnie do kupna. Riddick na oryginalnym xboxie był fantastyczny, dlatego jeszcze gdzieś ten nowy riddick jest na mojej liście “do zagrania” ale nie wiem kiedy do niego wrócę.
AVP – po takim czasie od wydania avp2, mam strasznego głoda na tę serię i sam nie wiem teraz czy kupować czy kierować się tym co pokazało mi mizerne demo.
Za to Battlefield – miła rozgrywka jak dla mnie, tylko jedna mapka ale bardzo grywalana.
Z drugiej strony wydawanie wersji demonstracyjnych może być niezłym argumentem przeciw piratom i ich stwierdzeniom, że ściągają gry, bo nie chcą kupować kota w worku (trochę racji mają). Zresztą brak dema często odczytywany jest przez casuali, że coś z grą jest nie teges. Koleś, który zasiada do konsoli okazjonalnie nie bardzo kapuje, dlaczego niektóre tytuły mają dema, a niektóre nie.
Jak gra może być słaba to demka często nie ma.
Moim zdaniem, najlepiej w tej kwestii wypadają gry Arcade, nawiązując do sprawdzonej tradycji shareware. Gracz ściąga pierwszą misję/poziom/mapę ostatecznej wersji gry, dzięki czemu wie czego się może spodziewać po pełnej wersji a jednocześnie nie musi się obawiać tzw. spoilerów.
Przy okazji, jakie jest marketingowe wytłumaczenie wypuszczania dem przed i po premierze gry?
“diennikarzy grami zajaranych, a nie dziennikarzy-malkontentów (bardzo łatwo ich tak pokategoryzować)” Cubbi rozwiniesz? Bo nie wiem do której kategorii się kwalifikuje… 😉
corto –> dobry PRowiec po jednym-dwóch wyjazdach wie już, czy dziennikarz widzi szklankę do połowy pełną, czy do połowy pustą. Ja jestem zdeklarowanym optymistą (oraz oportunistą 😉 ), więc zawsze byłem postrzegany jako dziennikarz zajarany 🙂
pazoo –> marketingowe wyjaśnienie poziomu zero, czyli podstawowego, to “mieliśmy to wpisane w budżet”. 🙂
dobry PRowiec “po jednym-dwóch wyjazdach” wie już…
no bo w końcu dziennikarstwo polega na “wyjazdach”.
Tak, dziennikarstwo polega na wyjazdach. Bo to na wyjazdach pokazują Ci wersję preview gry i pozwalają przeprowadzać wywiady z autorami. Tak dobrego materiału jak z wyjazdu nie będziesz nigdy miał z press release’a i skanów z Game Informera. I to właśnie na wyjazdach objawia się talent/przydatność dziennikarza.
Plus nie wiem czemu tak zboczyłeś, pytałeś jak się kategoryzuje dziennikarzy, to Ci powiedziałem.
Po prostu coraz częściej zastanawiam się czy w ogóle można mówić o dziennikarzach piszących o grach. Nie odmawiam wszystkim talentu czy dobrych intencji, ale moim zdaniem są raczej częścią maszyny promocyjnej niż niezależnymi podmiotami. Przedstawiają tylko to co im w swojej łaskawości producent gry przedstawi. Są więc na łasce wydawców\developerów. Nie słyszałem o dziennikarzach (przynajmniej w Polsce), którzy zatrudniają się w wielkiej fimie developerskiej i piszą pote demaskacyjną wcieleniówkę.
Przeglądam serwisy newsowe i wszędzie jest to samo, te same reglamntowane wiadomości, wiadomo, że w Polsce o nie trudno bo jestesmy grową prowincją, ale jednak to kuje w oczy. Oczywiście, że w innych sektorach jest podobnie, ale nigdzie na taką skalę.
Nie przepadam za wyborcza, ale tam nie mają problemu, zeby zmieszac z błotem jakiś mocno promowany film. Jak dystrybutor nie robi pokazu prasowego, to piszą, że pewnie jakaś lipa i na ogół mają rację.
No i jeszcze dwie zasada polskich dziennikarzy growych, które ostatnio mnie wyjątkowo denerwowały:
Niewygodne pytania? Nigdy w życiu! Firmowanie własną twarzą kampanii firmy, której produkty oceniamy? A proszę bardzo!
Sorry, akurat Wyborcza to przerost formy nad treścią, jebanie dla samego jebania, z przeproszeniem. Do tego jeszcze łatwo obecnie film obejrzeć, przy odrobinie dziennikarskiej pracy, bez zaproszenia dystrybutora. Tylko wtedy powstaje w oczywisty sposób odwrotne pytanie – czy nie krytykujesz przypadkiem wydawcy, zamiast się skupić na filmie?
Zatrudnianie się w firmie i demaskacyjna wcieleniówka – rozbawiłeś mnie. Po pierwsze to nie te czasy, po drugie to nie takie mechanizmy, żeby się w to bawić.
Wierz mi, w bardzo trudnych i zamkniętych warunkach pracy w branży dziennikarskiej robimy (chociaż w moim wypadku to już -śmy) BARDZO dużo dziennikarskiej roboty, sprzeciwiającej się reglamentowaniu informacji. O PR-ze napiszę kiedyś osobny wpis, ale w wielkim skrócie – nie podpiszesz NDA = nie masz tematu na okładkę w najnowszym numerze.
Niewygodne pytania, których się nie chce zadawać w branży growej – tu mnie zaintrygowałeś, możesz podać przykłady takich pytań?
Świetnym przykładem tego jest całe zamieszanie z livem, dziennikarze zamiast dociskać MS w tej sprawie to postanowili wystapić w reklamach firmy. No sorry ja rozumiem, ze cel szczytny ale to obniza wiarygodność. Absolunie nie rozmumiem natomiast czemu przez cztery lata media pizące o grach zrobiły tak nie wiele w tej sprawie. Choćby pomysł wystawiania grom na xboxa ocen tylko za singla – to byłoby zajebiste.
Nie znajduje wa serwisach czy w prasie, pytań np. do polskich wydawców gier czemu sprzedają okrojne wersje vide – Assasin Creed czy Fallout. W miesięcznikach tego w ogóle prawie nie ma, a w internecie jest trochę lamentu, ale nikt nie zada sobie trudu, źeby zadzwonić i zapytać.
A to jest strasznie dziwna kwestia, bo w taki sposób polski wydawca strzela sobie w stope – wykłada kasę na lokalizację, a potem świadomy gracz i tak kupi wersję angielską co by DLC zaciągnąć.
A co do wcieleniówki to był oczywiście żart.
Nie chce mi się Cubi wierzyć, że będąc do niedawna naczelnym pisma o grach, skrytykowałeś dziennikarską stronę wybiórczej. Nie masz ŻADNEJ pozycji do takiej krytyki, bo przy ich dziennikarstwie, zawartość gazet growych, to pr-owe foldery pocztówkowe. Zastanów się, kto tu jest dziennikarzem, kto wydaje Duży Format, kto tworzy historię tej branży w tym kraju. I podpowiem Ci tylko, że to nie Play i nie Komputer Świat Gry.
Przepraszam Cię bardzo Fett, ale nie zamierzam się ugiąć pod takimi argumentami, jakie przedstawiasz, czyli “kto wydaje duży format”, czyli jak mniemam w Twoim rozumieniu niesie kaganiec oświaty. Ja niosłem kaganiec oświaty gdzie indziej i wypraszam sobie nazywanie moich pism folderami pocztówkowymi, bo się naciskom działów PR nie poddawałem, sumienie mam czyste. A dziennikarsko przykładałem się do swojej roboty bardzo, więc nie wiem co chcesz mi powiedzieć tutaj.
I jeszcze, przepraszam, Wyborcza tworzy historię branży w tym kraju? Jakiej branży, gier komputerowych, bo ja w tej branży robię, pamiętasz?
Wyraziłem swoje zdanie o ich recenzjach filmowych – dla mnie są zwykle przeintelektualizowane, a często stanowią szukanie dziury w całym na zasadzie “dystrybutor nas nie zaprosił, więc film jest do dupy”. Mam prawo krytykować kogo chcę, niezależnie od tego, jak Dużego jest Formatu.
corto –> fakt, że nie czytasz prasy drukowanej nie wystarcza za dowód na to, że się w niej nie pisze o braku Live’a w Polsce. KAŻDE pismo o grach napisało na ten temat, KAŻDE pytało o komentarz w tej sprawie i KAŻDE miało swoje grzmiące wnioski.
Co okrojono w Asssassinie? Usługę Uplay? Odpowiedź jest jasna – “Bo nie ma Live’a w Polsce”. Czemu F3 działa tak jak działa? Dostał za to też po uszach, co ma mi wydawca powiedzieć? Że zachodni wydawca uznaje rynek polski za tak mało ważny, że łaskawie zgadza się na lokalizację gry, ale wsparcia technicznego nie chce udzielić? Co mi po takiej wiedzy, przepraszam, nawet w charakterze gracza? Mam się oburzać, że mam wybrakowany produkt? Proszę, oburzam się, w każdym tekście, w którym powinienem się oburzać, oburzam się.
Nie można bez przerwy klepać, że nas okradają i że jest źle. Czasami trzeba w coś zagrać i się tym zachwycić, nawet jeśli Cubituss w USA gra w lepszą wersję.
W nowym NEO Plus nie ma chyba (przejrzałem na razie pobieżnie) słowa o całym zamieszaniu z “nie przerabiam…” i “kontrakcja”. Ciekawe, nie?
No nie odebrałem w ten sposób tego co pisał Cubi o wybiórczej, może miał na mysli przeintelektualizowane wywody pana Mossakowskiego? Bo chyba by się jednak nie powazył na taki frontalny atak, nie z tych pozycji 😉
Tak corto, bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę cykl wydawniczy pisma drukowanego. A nie zaraz, w ogóle nie ciekawe, bo akcja/kontrakcja zaczęła się po tym, jak Gulek zamknął numer, pomyślałeś o tym?
I jeszcze na szybko: sorry, krytyka nie wymaga pozycji. Przykład? Wy krytykujecie mnie 😉
nie pracowałem nigdy w miesieczniku, ale chyba zdołaliby to gdzieś upchnąć, ale sie nie upieram. Zobaczymy co napiszą w następnym numerze ;).
Ale dostrzegasz wyjtkowe uzaleznienie braznzy od wydawców, któtre moim zdaniem decyduje o tym, że trudno o mnniej strachliwego recenzenta, dziennikarza od tego, który zajmuje się grami?
Nie odniosłes się do wystepow dziennikarzy w akcji MS, nie widzisz w tym dwuznacznosci?
Ale atak na Cubitussa 🙂 Skupiło się na Tobie całe zło branży wydawniczej w Polsce.
Musisz jednakże przyznać, że nie jest łatwo zachować obiektywizm recenzując gry dla dużego pisma… przecież chcąc nie chcąc praca fachowa jest ważnym elementem machiny wydawniczo-promocyjnej gier komputerowych. Hasło “Dostaniecie Exclusive za 10/10” jest chyba na porządku dziennym.
Dlatego osobiście podchodzę z rezerwą do wszelkich recenzji z “opiniotworczych” czasopism i portali.
To jest trochę tak jak za komuny. Tuba grzmiała propagandowymi hasłami a jeśli się chciało poznać prawdę, trzeba się było wmieszać w tłum ludzi na bazarze i posłuchać różnych opinii. W ten sposób można sobie wyrobić zdanie. Dlatego ja wolę zajrzeć na jakiś fora i wychwycić jaki jest trend. Przypomnijcie sobie jak było np. Z Dungeon Siegie 2, Falloutem 3 a teraz z Ogniem i mieczem…
Pewnie, w internecie w ogóle nic niczego nie wymaga. Ale skoro już ktoś ma tę swoją pozycję, a jak delikatnie w poprzednim poście to zasugerowałeś – Ty ją masz, to warto by było jednak się ogarniać i widzieć, że prasa growa, która jest częścią prasy w ogóle, jest zwyczajnie słaba i do dziennikarstwa ma się jak pięść do nosa.
Starałeś się? Bardzo dobrze, masz plusa, ale pewnie ślepy nie jesteś i widzisz, kto robi prasę na wyższym poziomie.
No chyba, że jednak po latach tej pracy nie zauważyłeś, że choć gry mają lat 50, to teksty i tak pisane są przez i dla nastolatków; i że są chujowo zredagowane; i że nie ma w nich oryginalnych pomysłów; i że są zwyczajnie słabe; i że do dojrzałych mediów nie ma zwyczajnie czego porównywać? Nie widzisz? To może dlatego tak właśnie jest.
Fett, poziom tekstów indukowany jest przez poziom odbiorców…
bardzo uproszczony model, w prozni to moze tak i dziala…;)
Fett, piszę teksty tak, jak lubię – w PLAYu ubierałem je w jeden strój, w GRACH w drugi, a na tym blogu w jeszcze inny. Uważam że mam coś do powiedzenia i staram się to przekazać – jasne, żaden ze mnie artysta słowa, ale piszę tak, jak czuję, że chcę. Jeśli doszukujesz się w tym fałszu i ukłonu wobec wydawców – przykro mi. I nie, nie uważam teksty o grach za chujowo zredagowane. I nie, nie uważam, żeby prasa growa była wyraźnie gorsza od “dojrzałych mediów” (co to w ogóle znaczy?).
Co do prasy na wyższym poziomie… powiem Ci coś. Lata temu Wyborcza zaczęła wielką akcję, na jedynce nawet to puścili – chodziło o to, że wielka masa ludzi pracuje w stosunku pracy firma-firma (do tego jeszcze na ryczałcie) podczas gdy faktycznie siedzą po osiem godzin dziennie w robocie, mają szefa i tak dalej. Do tego wysunięto przypuszczenie, że ludzi tak pracujących jest grubo ponad dwa miliony. Wyborcza obiecała się z tym rozliczyć, zapowiedziano głębokie śledztwo i serię artykułów. I wiesz co? Na tym jednym artykule się skończyło, nigdy więcej nie wrócono do tematu. Dopowiedz sobie, dlaczego tak się stało. I zapytaj sam siebie, gdzie się podziało tutaj “dziennikarstwo”.
A skoro już dotykamy tego, czym jest prawdziwe dziennikarstwo… jeśli Wyborcza pisze na inne tematy z takim pojęciem z jakim pisze o grach komputerowych, to wybacz, ale nie ma sensu tego nawet czytać.
ynleborg –> hasło “10/10 za exclusive” usłyszałem w swojej karierze równe zero razy. Funkcjonuje natomiast inny mechanizm, czyli “dajemy Wam grę dzisiaj, niech Wasz recenzent to ogra; jeśli uznacie, że należy się 9 i więcej na 10, to możecie puszczać reckę miesiąc przed konkurencją”. Możecie mieć o mnie jak najgorsze zdanie, ale uważam, że w takiej zależności nie ma nic zdrożnego. A przynajmniej nie ma nic bardziej zdrożnego niż wyjazdy/eventy.
Co do tego co ludzie mówią… ech… zawsze będziesz najgłośniej słyszał tych najbardziej niezadowolonych, więc gdzie będzie leżała prawda? Trudno powiedzieć. Ale słuchanie ludzi (czyli po współczesnemu czytanie for internetowych) daje Ci tak samo obiektywną opinię o grze, jak Twoim zdaniem przekupiony recenzent.
corto –> występów dziennikarzy w akcjach promocyjnych firm nie rozumiem i nie popieram. Jak sądzisz, czemu mnie nie widziałeś wśród tych filmów?
Uzależnienie od wydawców leży niestety w kwestiach prawnych. Informacji oczywiście nie można embargować, ale już screeny prasowe i arty to zawsze wielka niewiadoma i wszystko zależy od tego, z którym prawnikiem rozmawiasz. Ja ryzykowałem wiele razy – karierą, sądem (tak tak), tym że się reklamodawca wkurwi i wycofa globalnie… ale chyba się opłaciło. A może wcale nie, bo nikt tego nie zauważył, nawet Ty.
Sam nie wiem co myśleć o demie BC2. Często widać przeskoki postaci, nawet mnie czasem cofnął niewidzialny sztylet z 3-4 sekundy do tyłu. A może moje połączenie z netem to bubel. Tak czy siak nawet miło się grało, ale nadal nie mam pojęcia jak podłączyć headset do czatu. Są jakieś procedury czy coś? W Demie L4D2 podpinam się od pada, znacznik mikrofonu na kolor nadziei i wszystko jest OK, nawet na ekranie widać ikonę.
Co do embargo – może ludzi to wnerwiać, ale bez niego większość magazynów dawno by pewnie upadła, a przynajmniej te bez pełnych wersji, co jest w Polsce pewną egzotyką……… – innymi słowy z perspektywy polaka to wciąż dupa czarna.
Nie zamierzam bronić wyborczej, nie jestem jej miłośnikiem. Ale nie da się nie zauważyć, że zwyczajnie nie ma w kraju konkurencji. Ich akcje społeczne mnie również nie zachwycają, a w poziomie hipokryzji trudno im dorównać (vide Twojego przykładu – część ludzi w agorze tak właśnie jest zatrudniona), ale to jest gazeta porządnych dziennikarzy – politycznych, śledczych, stada publicystów, ale przede wszystkim reporterów i za to zawsze – czapki z głów. Na poziomie niusowym media growe są o tyle niedojrzałe, że nie “generują” informacji, nie zdobywają jej, opierają się w zdecydowanej większości na udostępnionej przez wydawców. A zdobywanie ważnej informacji to przecież sama podstawa dziennikarstwa. Z ubiegłego roku pamiętam dosłownie jeden taki przypadek – kiedy poly doniosła o zawieszeniu prac nad konsolowym wiedźminem, zanim łapę na tym położyli piarowcy cd projektu.
A’propos piszących o grach w wyborczej, to przecież sam świetnie wiesz, że to chłopaki z poly i gejkornera. Taki widocznie model korporacji, żeby pisać byle-jak. Poly lubię za szybkie info, ale nie znoszę ich miałkich komentarzy. GC nie lubię wcale, ale wygląda na to, że koncept fanbojskiego bloga jest właśnie tym, czego graczom trzeba. Efekt gazetowy jest natomiast właśnie taki, jak napisałeś.
Sporo prawdy w tym jest, że czasopisma o grach są takie sobie. Przede wszystkim w tej branży brakuje chyba ludzi po studiach dziennikarskich. Utarło się, że zbierać materiały i pisać każdy może, kto ma trochę talentu. A potem powstają takie kwiatki, jak niepełne informacje, nudne recenzje zdominowane przez opisy gier, teksty z błędami gramatycznymi, interpunkcyjnymi, nic nie wnoszące wywiady, które polegają głównie na lizaniu się po fiutach. Problem też w tym, że zdecydowana większość pism o grach kierowana jest do gówniarzy, więc i stylistyka jest trochę infantylna, a redaktorzy robią z siebie luzaków olewających normy językowe i gatunkowe (mam na myśli gatunki dziennikarskie).
Jeśli chodzi o akcję Microsoftu przeciw piractwu, uczestnictwo dziennikarzy w tych filmikach to dla mnie żenada, obciach i dyskwalifikacja. Reprezentowanie interesów firmy, której produkty się ocenia kłóci się z rzetelnością, wiarygodnością i etyką dziennikarską.
W komentarzach do artykułu na temat akcji Microsoft majo4fun napisał ciekawa obserwacje, ktora niejako laczy temat dem i nielegalnych kopii.
Kazdy ma prawo zapoznac sie z towarem zanim go kupi prawda? Wiec jeśli nie ma dema albo bety to jak mozna to osiagnac? Nie widze innego wyjscia jak pobrac pirata i zdecydowac czy chcemy zaplacic i grac czy tez wyrzucic plik do kosza.
Mysle ze w tym temacie calkiem niezle broni sie Steam. Pomimo wielu mankamentow, nie mozna powiedziec ze wciska kota w worku. Wiekszosc gier ma dema a dodatkowo czesto organizowane sa akcje “sciagnij i graj za darmo x dni” Ja w ten sposob nabylem L4D i TF2 i uwazam ze jest to swietna droga promocji gier.
Cubituss, jak mozesz pisac, ze mechanizm “?dajemy Wam grę dzisiaj, niech Wasz recenzent to ogra; jeśli uznacie, że należy się 9 i więcej na 10, to możecie puszczać reckę miesiąc przed konkurencją” to nic zdroznego?
Przeciez to jest oszukiwanie czytelnikow. Jak gra jest slaba to powinniscie o tym pisac o ostrzec ludzi, zeby nie robili pre-orderow itp.
To jest jakis absurd. I do tego to funkcjonuje jako normalne dzialanie?
Powinno byc odwrotnie: Ty (wydawco), dajesz mi (recenzentowi) gre i ja ja najlepiej ja moge ocenie. I uczciwie opisze. Skoro dajesz mi gre to musisz sie liczyc z roznymi konsekwencjami.
Sam mowisz, ze wydawcy znaja dziennikarzy, wiec moga poniekad wplywac na to kto gre oceni (milosnik serii, gatunku itp.) i ulatwic sobie sytuacje (bo milosnik serii raczej oceni lepiej). Co tez jest moim zdaniem naganne (bo to naczelny decyduje kto gre dostanie, a nie PRowiec), ale bardziej uczciwe.
Kuriozalne to jest. Efekt jest taki, ze nie kupuje gazet, nie bchodza mnie zadne pojedyncze oceny. Tylko agregaty (rankingi) i co wazniejsze – opinie graczy.
Każdy ma prawo zapoznać się z towarem, prawda. Więc możesz pójść do sklepu i zażądać prezentacji, tak samo jak możesz pójść do salonu samochodowego i zażądać jazdy próbnej. Ale już buchnąć samochód i bronić się, że to tylko testy przed kupnem… no raczej by to nie przeszło 😀
Don Simon –> agregaty to jedno wielkie oszustwo, bo agregują oceny przed premierą tylko z takich sajtów, które będą grę oceniać wysoko.
I nie zgadzam się z tym, że opisanie gry miesiąc później to oszukiwanie czytelników. Dodam od razu, że ja na taki układ poszedłem dokładnie jeden raz (i co więcej, z perspektywy czasu ta gra to nadal 9/10), więc nie jest to jakiś nałogowy proceder – w 99 przypadkach na 100 jest tak jak piszesz, czyli “dałeś nam grę, więc zrobimy z nią, co chcemy”. Jak pisałem wyżej, wiele razy staraliśmy się to mijać (i nasza konkurencja też), docierając do gier, do których nie powinniśmy byli (w założeniach działów PR) w ogóle dotrzeć.
Mówiąc krótko niesłusznie IMO piszesz, że to kuriozalne.
A co ma wspolnego jazda probna czy prezentacja z tym, ze dziennikarz dostaje produkt przed premiera i czytelnicy oczekuja od niego, ze wystawi uczciwa ocene?
A nie wystawia? Ofc że wystawia. W życiu nie podpisałbym papieru (ani nikt nie podpisałby), że zgadzam się na ocenę co najmniej 9/10 przed zagraniem w tytuł.
Cubi tu ziemia, nadajemy z ciemnego zakątka zwanego Polska.
Co z tego że masz prawo do wypróbowania gry przed zakupem?
Nie ma jednocześnie prawa wymagającego od sprzedawcy udostępnienia gry do testów.
Niby jest prawo do zwrotu towaru ale musi on być zwrócony w nienaruszonym stanie.
Zarejestrowanie klucza narusza ten stan.
Niestety, tak samo jak w przypadku filmów, nie ma ogólnie przyjętej zasady – kupujesz, a jak się nie spodoba oddajesz.
Cubituss – dla mnie kuriozalne jest, ze ktos moglby sie na taki uklad zgodzic i jeszcze twierdzic, ze to nic zlego.
Wierze, ze oceny byly wystawiane uczciwie. Ale chodzi o zasady – dostaje gre, moge z nia robic co chce. Nie chcesz? Nie dawaj. Wydaje mi sie, ze w takiej sytuacji recenzent moze podswiadomie sam siebie oszukiwac (“gra jest swietna, tak na 8-9/10…no dobra dam 9/10 i tekst puszczamy), co zrozumiale, ale i tak naganne.
A agregaty – oczywiscie. Stad oprocz samego numerka dla mnie wazne sa oceny na poszczegolnych stronach. I jakies Official Xbox, czy PS3 Magazine to dla mnie ma wage 0, a moj ulubiony recenzent ma wage 1.
Ale to i tak ma wartosc niewielka w porownaniu do opinii znajomych i …dema :).
Dlatego właśnie dema tak rzadko wychodzą, po to, żeby dział PR mógł wykreować rzeczywistość tak jak mu się żywnie podoba. Jak mówię, dojrzewa we mnie potrzeba napisania tekstu o PRze i w końcu go napiszę. Znowu się na mnie wszyscy obrażą 😉 (po matce z dzieckiem pani z Activision rzuciła słuchawką podczas rozmowy ze mną ;).
“Wierz mi, w bardzo trudnych i zamkniętych warunkach pracy w branży dziennikarskiej robimy (chociaż w moim wypadku to już -śmy)”
Jak to ŚMY? To już nie pracujesz w Play? Pisma już nie będzie? Ja kupiłem ostatnio od dawna tego nie robiłem i poczytać ok, ale srogo zrobiliście mnie w pałę Playowcy dając dodatkowy stary numer ze starymi grami w ogóle o tym nie informując na okładce tylko z tyłu jakaś kartka ZASŁANIAJĄCA pełniaki.
Co do Wyborczej panie Kobietusie ;P proszę nie wrzucać kamyczków do cudzego ogródka skoro we własnym macie mega zakalca w postaci grafomana pseudointelektualisty psychola w postaci Olafa Szewczyka wylewającego swoje zwidy o grach wideo na łamach dodatku zwanego Kultura.
to właśnie na wyjazdach objawia się talent/przydatność dziennikarza.
To teraz już wiemy dlaczego w branży jest taki osobnik jak weteran Zooltar widocznie się sprawdza na wyjazdach bo czytając jego teksty na Polygamii nietrudno zauważyć, że warsztat ma zerowy a przez lata w pismach w których był chyba korekta mu robiła 99% roboty. To zresztą nie byłoby nic dziwnego swego czasu w piśmie Secret Service teksty niejakiego konsolite przechodziły coś więcej niż korektę.
klopsikq, jesteś histerycznie niedoinformowany. Olaf nie pracuje w Axlu. Ja nie pracuję w Axlu. PLAY będzie wychodzić.
Korekta Zooltarowi nie poprawiała NIC poza przecinkami, ponieważ właśnie od tego jest korekta. Zooltar ma swoje słabości, ale nie należy do nich pisanie, chociaż jego teksty znacznie zyskują, gdy się mechanicznie wytnie pierwszy akapit – już tak ma. Zooltar wybrał drogę freelancera i wyjazdowicza, czyli drogę dziennikarzy zachodnich i jak na razie doskonale na tym wychodzi. Nuff said.
Cubitussie użyłem skrótu myślowego 😛 Wiem, że “D” ta “Tajna broń na Wyborczą” miała tak żenującą sprzedaż, że Szpronger pozbył się balastu nie zmienia to faktu GDZIE są jego korzenie. Chociaż akurat Szewczyka to ciało obce prze-amputowane jeszcze z dodatku komputer z Wyborczej o tym też wiem ;P
“Zooltar ma swoje słabości, ale nie należy do nich pisanie”
Naprawdę? Bo się zadławię pączkiem! Warsztat pana Zooltara jest na poziomie szkoły i to nawet nie średniej. Poza tym porównanie jego tekstów mam na półce (teksty ze starych Gamblerów kiedy Ty nawet jeszcze w GRY.WP.PL nie byłeś ;)) i te artykuły pisany dla Polygamii i naprawdę widzę drastyczną, porażającą różnicę. W regres z wiekiem nie wierzę.
Play będzie wychodzić to dobrze choć się dziwię bo kilkunastotysięczna sprzedaż (a może już spadło poniżej 10 tyś?) od dawna sugerowała pełną kasację. Byłoby przykro widzieć na rynku tylko Breslau.
Szalenie klopsikq dobrześ poinformowany, kudos za śledztwo dziennikarskie.
Korzenie Olafa są tam, gdzie piszesz, ale nie zmienia to faktu, że już go w Axlu nie ma 😉 Można Olafa nie lubić, ale PSEUDOintelektualistą bym go nie nazwał. Ma facet poczucie misji i stara się pisać doniośle, niejednego człowieka z takiej pozycji piszącego obrzucono gównem i śmiechem, co również niejednemu nie przeszkodziło w tym, żeby zostać Kimś.
Lubiłem teksty Zooltara, zawsze, bardzo. Może mam warsztat słaby, ale nad warsztatem stawiałem i stawiam do dzisiaj pasję i emocje, a tego Zooltarowi odmówić nie sposób. Nie wierz w regres z wiekiem, wierz w zmianę czytelnika. Kiedyś pisało się dla kogoś innego.
PLAY ma taką sprzedaż jaką ma i taki model biznesowy, jaki ma. Fakultetu z ekonomii nie trzeba, żeby go zrozumieć (jak również żeby zrozumieć model konkurencji).
Cubii pomyliłem się, zwracam Honor! W Neo Plus jest jednak wzmianka o zamieszaniu z live. Ma długość SMS-a i znalazła się między informacją o tym, że jakiś boss w jakiejś japonskiej popierdółce będzie atakował śpiewem, a inną pierdołą.
Swoją drogą nie wiesz może, jak live jest rozwiazany w luksemburgu, no bo oficjalnie nigdzie nie jest ten kraj wymieniony, a zdrugiej strony zdziwiłbym się, jakby ich traktowali jak trzeci świat
Kubi proszę cię…jak słyszę porównanie ściągania gier do kradzieży czegokolwiek to mi się nóż w kieszeni otwiera.
Pomijam już fakt, że takie porównanie jest bzdurą w obliczu prawa panującego w naszym kraju (choć może niedługo to się zmieni vide nowa ustawa przygotowywana przez MSWiA).
Kradzież zachodzi wtedy, jak ktoś zwinie grę z półki. Bo ktoś to wydał, wyprodukował, wystawił na półkę a jakiś śmierdziel buchnął ją spod nosa. Ale w przypadku gdy delikwent ściąga grę z sieci dlatego że nigdy by jej nie kupił w sklepie to pytam się – kogo okradł? Otóż nikogo nie okradł i ani autor ani wydawca ani dystrybutor nie stracili złamanego grosza!
Pomysł stawiania znaku równości “piractwo=złodziejstwo” oraz przeliczania “straty” w zgodnie ze wzorem ‘liczba pirackich pobrań x ‘cena gry’ to absurdy wtłaczane nam przez wielkie firmy wydawnicze i smutne jest to, że większość “autorytetów” im wtóruje.
I wcale nie chcę powiedzieć przez to ze popieram piractwo bo NIE popieram. Chodzi mi tylko o to, żeby posługiwać się faktami a nie mydlić ludziom oczu czymś takim jak akcja ‘nie przerabiam – nie kradnę’ bo to jest naprawdę żałosne.
Swoją drogą ciekawe czy ktoś kiedyś zrobił/zrobi badania i spróbuje zgadnąć jakby wyglądał rynek gier, gdyby w ogóle nie było zjawiska piractwa. Ja stawiam śmiałą tezę, że nie byłby tak ogromny jak teraz i gry takie jak MW2 nie zarabiałyby ponad miliard dolarów.
ynleborg, dotykasz kwestii filozoficznych. Ja uważam, że potrzeba zaspokojona za darmo = potrzeba istniejąca na rynku, na którym brakuje darmowych odpowiedników. To jest elementarne zagadnienie ekonomiczne, do dzisiaj nierozwiązane. Ja twierdzę, że na rynku, na którym nie byłoby piractwa, jakiś procent zdeklarowanych piratów wydawałby określony procent swoich hipotetycznych kradzieży na zaspokojenie swoich potrzeb. Ty uważasz, że w ogóle by ci piraci zapomnieli o grach. Nie wiem który z nas ma rację, jak napisałem, to zagadnienie filozoficzne.
kwestie własnosci intelektualnych sa dość śliskie. Nie zdziwie się, jeśli wydawcy zaczną walczyć na drodze prawnej z odsprzedawaniem gier, twierdzac, ze sprzedją tylko licencje na granie a nie produkt. No a w takim wypadku to na dalszym etapie możnaby zamknąc wszystkie moje ukochane antykwariaty.
Ściąganie z netu gier porównałbym do wkręcania się kloszarda na film do kina poza kontrolą biletów, lub jeżdżenie tramwajem na gapę. Niby film i tak jest wyświetlany, tramwaj jakoś nie ma dużo ciężej z kloszardem w środku. Jednak jakby każdy jeździł na gapę, czy darmowo wśligiwał się na projekcję filmu, to ani tramwaje ani kina nie miałyby racji bytu.
Mimo że cena biletu tramwajowego jest niska, i tak zdarzają się gapowicze.
Mi też zdarzało się jechać tramwajem na gapę, z prostej przyczyny – trudność w osiągnięciu biletu. Myślałem sobie – spoko kupie bilet przez telefon kom.
Okazuje się że nie mogę tego zrobić bo najpierw muszę się zarejestrować w systemie, potem zrobić przelew na moje konto biletowe, a następnie dopiero z takigo konta mogę zapłacić za bilet.
Z grami jest podobnie – łatwość dostępności piratów jest większa niż oryginałów. Dodatkowe zabezpieczenia antypirackie są tak naprawdę propirackie bo piracka kopia chodzi lepiej, nie potrzebuje nośnika w napędzie i zawsze się uruchamia.
Zdarzają się także sytuacje kiedy żeby oryginał chciał się uruchomić, trzeba ściągnąć crack! Miałem osobiście taki przypadek.
Niestety dystrybutorzy mają zbyt twarde głowy chyba żeby to zrozumieć.
Taki Steam jest prawie dobry. Prawie, bo jego globalne podejście nie przewiduje różnych realiów rynków lokalnych. W efekcie wersje elektroniczne potrafią być 2x droższe od pudełkowych.
A moim zdaniem Olaf Szewczyk jest jedną z niewielu osób, które w interesujący sposób potrafią coś w tym kraju o grach napisać. Porządne teksty, z porządnym pomysłem, widać właśnie profeskę przyniesioną z mediów mainstreamowych. Broń go boziu przed zapędami kotlecikqów.
Piasecznik
bilet taki taniutki znów nie jest- 2.5 pln.
Bilet w kiosku możesz nie kupić bo zamknięty jest ale zawsze można go nabyć u kierowcy lub w automacie. Proste rozwiązania a ty kombinujesz z jakimś smsowym gównem:D
Szewczyk to jest ten z piątkowego dodatku do dziennika? Ja najbardziej nie trawię wynurzeń Zygmunta Miłoszewskiego na polygamii.
Piasecznik, świetna metafora. Jeśli pozwolisz wydrukuje to sobie i powieszę na ścianie. Bardzo trafnie oddałeś naturę piractwa. Gdyby wszyscy jeździli na gapę, to komunikacja nie ma sensu. Ale z drugiej strony gdyby nie było gapowiczów w ogóle, to być może ze względu na mniejszą liczbę pasażerów byłoby dużo mniej linii! Pasażerowie zyskują, przewoźnik nie traci, bo raz na jakiś czas złapie gapowicza i wlepi mu 100zł kary, co przekłada się na 25 darmowych wycieczek innych gapowiczów i w ten sposób równowaga w przyrodzie jest zachowana.
Dlatego nigdy nie uwierzę że piractwo zabija rynek gier i jest odpowiedzialne za miernotę produkcji. A twórcy przymierają głodem bo nikt nie kupuje ich gier.
Może jestem wariatem, ale mam na półce kilka gier w które albo nigdy nie grałem i nie zagram z braku czasu, albo grałem dawno temu w piraty (np Another World, HL2, itp.) I nie kupiłem ich po to, żeby nacierać się nimi, tylko po to, żeby oddać hołd twórcą tych niezapomnianych dzieł.
Mam taż na półce kilka gier (m.in. Fallout3, Dungeon Siegie 2), których nigdy nie włożyłem do czytnika i zmuszony byłem ściągnąć pirata. Dlaczego? Bo polscy dystrybutorzy na czele z cenega, potrafią spierdzielic wszystko czego się chwycą. Podobnie z crackami i nieoficjalnymi spolszczeniami. Wszystko to jest niezgodne z licencją, którą akceptujemy kupując grę, ale co mamy zrobić? I znów nasuwa się slogan “Nie sprzedaję wybrakowanego produktu…”
Kanara też trzeba opłacić.
Więc kara nie przekłada się wprost na ilość przewozów. Do tego kanara trzeba opłacać bez względu na to czy gapowiczów jest dużo czy mało. Przy braku gapowiczów (mniejsza liczba pasażerów) nie zmieniłoby się nic, bo przedsiębiorstwa komunikacyjne rentowność linii szacują na podstawie kupionych na tę linię biletów, a tych byłoby tyle samo.
BTW: tytuł oryginalny do którego musiałem cracka ściągać był “spalszczany” w Cenedze 🙂
Tytułu nie pamiętam, coś o strażakach, taka klasa C gierek 😀
Zygmunt Miłoszewski to druga z niewielu osób, które potrafią pisać o grach (lista powoli się kończy ;))
Pan Olaf dobrze pisze, ale jak czasem przywali w felietonie z tymi jego poglądmi, to nie wiem czy czytam periodyk klubu Gaja czy klubu geja
No wiem, faszystów może zmierzić 😀
FNK O.S mierzi swoimi wykształciuchowskim nadęciem często mylonym z obyciem, wiedzą o temacie i wykształceniem. Mówiąc wprost i prosto z mostu – Olaf S pie… bzdury i sztucznie lansuje gry na poziom “yntelektualny” żeby mieć argument żeby mu z dodatku do D nie wywalili działki o gierkach.
Hello,
Skoro jest tak dobrze z dzienikarstwem growym, to dlaczego skala ocen gier zaczyna się gdzieś w okolicach 6-7, a każdy, kto ma jakie takie pojęcie o temacie, szpera po półtajnych forach fanowskich i poluje na youtube na gameplaya, żeby dowiedzieć się, czy gra aby napewno jest coś warta?
Nie jest to zarzut skierowany do Cubitussa, czy w ogóle jakiegkolwiek prasowca udzielającego się w grach, tylko prosta obserwacja.
Piractwo ma dwa oblicza, które się wzajemnie przenikają. Z jednej strony bez piractwa nie byłoby popularyzacji, sukcesu, nowych klientów i wielkiej sprzedaży. Z drugiej strony piractwo potrafi skutecznie zarżnąć słabszego wydawcę, nie mówiąc już o developerze.
Problem polega więc nie na tym, że piractwo jest, ale na jego skali. Skala natomiast jest bezpośrednio powiązana z dochodami. Gry to rozrywka świata zachodniego. Wymyślona przez Japończyków, Amerykanów i Brytyjczyków i przeznaczona na tamte rynki. Stąd cena – akceptowalna przez tamte społeczeństwa, ale o wiele za wysoka dla Polaka, nie mówiąc już np. o Hindusie. Ba, ta cena jest kosmiczna również w kontynetalnej Europie, gdzie za nowość potrafią krzyknąć 60-70 euro (wobec 40 dolków w USA).
Vermi –> obserwacja Twoja wynika z nieufności do dziennikarzy, niczego innego – nie wiem przy okazji, czym ta nieufność jest podyktowana. Wiem natomiast, że skala nie zaczyna się na 6-7, tylko na 1-2 i wystarczy poczytać ostatniego PLAYa i NEO+, żeby się o tym przekonać.
W internecie, a w szczególności na fanowskich forach, na wierzch wypływają przede wszystkim frustracje, dlatego też nie lubię internetu jako zjawiska “fora mówią prawdę”. Gdyby fora mówiły prawdę, moja żona i pierwsze dziecko leżeliby w grobie, nie mówiąc o dziecku numer dwa, nad którym nawet nie miałbym szans rozpocząć prac. Warto więc brać internet z pewnym pobłażaniem i mając w pamięci fakt, że swoje uczucia na literki przelewają głównie frustraci.
Co do słabego deva zarżniętego przez piractwo, polecam poczytać o Stardocku tudzież o akcji 2DBoya przy World of Goo (ktoś tę ich akcję ostatnio zresztą skopiował, z podobnie dobrym skutkiem). Piractwo nie zabija małych devów, piractwo zabija słabe gry. Z pewnego punktu widzenia to dobre działanie 😉
Ceny nowości są absurdalne dla każdego, włącznie z Amerykanami przyzwyczajonymi do innego poziomu cen niż wynikałby z czystego przeliczenia. Dość powiedzieć, że nowiutkie, śliczne auto kosztuje w LA na tydzień 300 dolarów, żeby zrozumieć, o czym mówię.
–>Cubi
Moja nieufność wzięła się z czytania CD Action dawno temu (a tak otwarcie sobie napiszę, a co) oraz Gry-Online (już nie tak dawno temu). To są dwa najważniejsze źródełka informacji growej w Polsce, a ich wiarygodność jest, moim zdaniem, niska.
Nie mówię oczywiście o przekrętach w stylu 10 dla gry słabej, ale o podbijaniu oceny gry średniej o punkcik, czy dwa oraz o nagminnym pomijaniu wszelkich problemów technicznych. Dwa dni spędzone na próbach uruchomienia nowego Fallouta 3 na PC, połączone z mało radosnym pląsaniem po necie, przekonały mnie, że albo ktoś się tutaj dogadał, albo też dzienniarze nie wykonali swojej roboty.
Przyczyna tak naprawdę mnie nie interesuje, ale skutek jak najbardziej. Naciąłem się jako klient, a ci, którzy powinni mnie ostrzec, nie zrobili tego.
Nie mówię przecież o całym necie, bo takie uogólnienie nie ma sensu. Więcej jednak dowiem się o grze z komentarzy na Poly, czy tutaj, niż np. tropiąc Gry-Online, albo czytając reckę dla dzieci w CDA.
Nic bardziej błędnego. Duże piractwo, to niska chęć ryzyka, co oznacza próg zaporowy do prowadzenia biznesu przez maluczkich. Nie wiesz i nigdy nie będziesz wiedział na etapie preprodukcji, czy gra jest AAA, czy tylko A, a nikt ci nie da kasy, jeśli ryzyko będzie za duże. Szczytem innowacyjności są skierowane na emocje gierki pokroju Flower, a duzi taśmowo robią sequele.
Stardock to nic innego jak dobrze pomyślany tradycyjny model biznesowy, kopiowany właśnie częściowo przez EA (istotny dodatkowy content jest dostępny po udowodnieniu, że masz oryginał). Zresztą lepszym przykładem jest Paradox/Gamersgate, bo ci dodatkowo wychowali sobie świetne forum i zrezygnowali nawet z aplikacji typu Impulse.
Obydwie firmy mają całkiem sporo słabych gier, a mimo to żyją. Wynika to z tego, że mają jaką taką kontrolę nad piractwem, a nie z tego, że puszczają hit za hitem.
World of Goo, to moim zdaniem, żaden wielki sukces. Średnia wyszła im pod 6 USD. Zrobiliby to w Polsce i dostaliby średnią 6-8 PLN. Jest to niewątpliwie ciekawy eksperyment ekonomiczno-społeczny, ale pokazuje raczej relację wartości do siły nabywczej oraz uwarunkowania kulturowe. To nie jest żadna “wolna cena” jak chcieliby anarchiści wojujący z prawem autorskim.
40 USD dla Jankesa, tudzież 35-40 funciaków dla Anglika, to cena przystępna (jakieś 3% przeciętnej pensji miesięcznej). Problem to był, gdy chciano 60 USD za gierkę, ale nikt już (poza Activision) takich RPP nie próbuje. 40GBP jest odpowiednikiem ok. 70-90 PLN (parytet siły nabywczej) w Polsce. Jak wyglądałaby sprzedaż gier konsolowych w Polsce (a także piractwo), gdyby nówkę dało się wyrwać za 80PLN, a za miesiąc byłaby używka za 40PLN?
Auta to złe porównanie, szczególnie w Ameryce. Dobrym globalnym porównaniem są ceny domów oraz podstawowych produktów spożywczych.
a ktos mi odpowie jaka jest tak naprawde roznica miedzy demo a wersja beta czy sa na to pozwolenia itp?
Woah this weblog is fantastic i like reading your articles. Keep up the great paintings! You realize, many individuals are searching around for this information, you can help them greatly.