Wprawdzie ciężko uznać jednego marudzącego dyrektora sprzedaży za źródło realnych wiadomości, ale w dzisiejszych czasach wszyscy kłamią, więc na potrzeby tego wpisu założę, że mówi prawdę. Niejaki Daryll Still, zajmujący to stanowisko w rosyjskiej firmie 1C Company (ale tylko na rynek brytyjski) tłumaczy, że tradycyjni sprzedawcy stawiają tak mocno na sprawdzone marki, że sami zapędzają się w kozi róg.
Jako przykład podaje King’s Bounty, które za oceanem sprzedało się w wersji pudełkowej w zaledwie 2500 egzemplarzy, podczas gdy sprzedaż elektroniczna (1C się mocno zaprzyjaźniło ze Steamem już wiele lat temu) przebiła ćwierć miliona. W tradycyjnych sklepach, zgodnie z zasadami przyjętymi przez inżyniera Mamonia, wystawia się tylko te gry, w które już wszyscy grali, więc niszówka 1C okupuje dolne półki, gdzie zaglądają tylko prawdziwi entuzjaści.
Daryll oczywiście zapomniał, jak wiele przecen i promocji było w Steamie na King’s Bounty, ale rację ma co do jednego: prawdziwy sklep nigdy nie wystawiłby na prominentne miejsce tego tytułu na cały dzień a nawet tydzień i nie zdecydowałby się na żadne przeceny, bo dałby sobie sam po marży.
Do tradycyjnych argumentów przemawiających za sklepami wirtualnymi dochodzi więc kolejny – możliwość wyeksponowania nawet niszowego tytułu, niedostępna w tradycyjnych sieciach sprzedaży. Nic dziwnego, że nawet mali producenci przechodzą na zawartość elektroniczną. I tylko rynku używek szkoda…
I to mówi gość od ekipy używającej StarForce’a.
Niemniej dobrze prawisz, przy czym do “niszówek” doliczają się także gry średniego szczebla o których imć Śledziu określał mianem “gier na siódemkę”.
“Nic dziwnego, że nawet mali producenci przechodzą na zawartość elektroniczną.”
Nawet? Właśnie mali producenci szczególnie korzystają z dystrybucji elektronicznej, bo dzięki temu niewielkim kosztem są w stanie przebić się na masowy rynek. Co więcej konkurować z dużymi graczami (konkurować w sensie podbierania klientów, nie w sensie bezpośredniej rywalizacji). W przypadku sprzedaży w normalnych sklepach byłoby to zupełnie niemożliwe.
Dla mnie jako mikroskopijnego developera są to wprost fantastyczne czasy. Niczym w latach osiemdziesiątych jedna, dwie, kilka osób są w stanie stworzyć grę i z sukcesem promować ją na rynku. Więcej, teraz od razu produkt trafia do masowego, globalnego klienta, czego nigdy do tej pory nie było. Steam, App Store etc. etc. stały się prawdziwą oazą dla niezależnych producentów. Skończył się dyktat wielkich wydawnictw, gigantyczne koszty wejścia i jedyny kanał dystrybucji – zwykłe sklepy.
Natomiast z punktu widzenia gracza to w ogóle mi rynku używek nie byłoby szkoda. Najchętniej przerzuciłbym się zupełnie na dystrybucję sieciową. Nie jestem kolekcjonerem, nie lubię trzymać gier bo do 99% z nich nigdy nie wracam. Niestety ceny gier na konsole są na tyle wysokie, że ciężko przerzucić się zupełnie. Przy 100-200 złotych za grę to już człowiek kombinuje czasami i
puści jakąś grę na Allegro albo wymieni się w sklepie na coś innego. Ale najchętniej w ogóle nie marnowałbym na to czasu.
Do sprzedaży King?s Bounty też się dołożyłem na Steamie. Było chyba za 7 czy 10 złotych. Żal nie kupić. Pobawiłem się 2 godziny. Bardzo ładne, ale dla mnie konwencja Heroesów już się wyczerpała i szybko się znudziłem. Jednak przy takich cenach człowiek nawet nie zastanawia się czy warto było kupować czy nie.
@Specu
Tylko KB akurat może i miało mniejszy budżet, a marketing po za Rosją pewnie zerowy, ale już samo wykonanie i grywalność przebijała niejeden tytuł AAA. Że niszowa? Ba, śmiała być wyzwaniem i wymagać myślenia, więc tresowana małpa nie dała by rady ukończyć, to i od razu wylądowała w niszy, takie chore czasy.
A Starforce to aby nie jest tylko w polskich wersjach ich gier i tutaj trzeba “dziękować” Cenedze?
A pan wie, co mówi, na wyspach w sklepach sytuacja z grami pecetowymi jest jak u nas z konsolowymi: wydzielona jedna półka gdzieś pod koniec, a reszta zastawiona konsolowymi. A potem wielkie zdziwienie, że gra X sprzedała się na PC w sklepach w 4% całości…
Mi tam brak rynku wtornego na PC w ogole nie przeszkadza. W zyciu nie sprzedalem zadnej gry ani nie kupilem uzywanej, a odkad sa platformy cyfrowe to jest fajne, bo gra jest zawsze do sciagniecia i uruchomienia (nie trzeba sie zastanawiac gdzie jest plytka, albo czy jeszcze dziala).
Przeceny i promocje to osobna sprawa – na platformach cyfrowych mozna to spokojnie zorganizowac, ale zrobienie tego typu przeceny w sklepach tradycyjnych to zadanie logistycznie i finansowo niewykonalne. Kiedys na reedycje trzeba bylo czekac nawet rok od premiery, dzisiaj pierwsze promocje pojawiaja sie nawet w kilka miesiecy po premierze.
Jak nie bedzie rynku wtornego i jedyna mozliwoscia zdobycia gry bedzie kupno za 160-200 PLN to ja przestane grac.
A do tego taka sytuacja by zabila sredniakow, bo nikt by na nich nie wydawal pieniedzy – cala kasa by szla na kilka najglosniejszych tytulow AAA.
E-dystrybucja super – ale jak Pancho pisze, przy cenach 5 PLN. Tutaj moge sie pobawic kilka godzin i za to zaplacic. Ale jak mam dac 200 PLN za 10 godzin to ja odpadam.
Byłem sceptycznie nastawiony do DD, ale teraz mam naprawdę sporo gier tak zakupionych. Pilnuję aby to były gry wielorazowego użytku, takie w które pogram za rok nawet. Nie skusił bym się na Dead Space (może dwójka) na Steam, nawet za 5E, po co?
Oprócz korzyści dla deweloperów, o których pisał Pancho jest olbrzymia korzyść dla graczy – wielu gier nie uświadczylibyśmy gdyby nie PSN Minis, XBLA i całe przedsięwzięcie Indie Games.
Popieram jednak Don Simona, nie wyobrażam sobie kupowania dużych gier w cyfrowej dystrybucji. Miał bym w tym momencie pewnie tylko 2, bo na resztę szkoda by mi kasy było. Zresztą gry w dystrybucji cyfrowej miały być tańsze z oczywistych względów. Jak widzę infymysa 2 na psn za 200zł to po prostu chuj strzela. Podobnie jest na iksie – Games on Demand to jakaś pomyłka. Dodatkowo dochodzi jeszcze element 1$ = 1E i tylko panienki-lekkich-obyczajów lecą.
–> Pianandrill
Jeśli byłoby więcej takich jak ty, którzy nie kupiliby Dead Space 3 w DD, to Dead Space 4 już by nie było.
Wcale nie mówię, że to źle, tylko chcę pokazać, że trochę z tymi cenami demonizujecie. To właśnie tradycyjny rynek dyktuje ceny po 200 PLN, a Steam puszcza nawet za 5 PLN.
Liczy się jakość. Jeśli co miesiąc wyjdzie kilka gierek w cenie ok. 10 funtów na XBLA/Steam/PSN, które będą dobre, to te wielkie gry po 40 funtów się uksztuszą.
I wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie. Do pudełek w zasadzie trafiają już tylko wielkie brandy.