Kiedyś, dawno temu grałem w Borderlands i z jakiegoś powodu przestałem – prawdopodobnie dlatego, że miałem przesyt shooterów albo pojawiło się coś ciekawszego, albo jeszcze milion innych powodów. Ponieważ nie pamiętałem, gdzie się w tej grze zatrzymałem i dlaczego, postanowiłem zacząć zabawę od nowa.

I wprawdzie mam dopiero level 10 czy tam 11 grając Syreną, to jakiś dziwny power zaczął do mnie emanować z Borderlandsów. Zestarzałem się? Potrzebuję głupszej rozrywki? Jestem gotowy na odejście od corridor shooterów? Stęskniłem się za Diablo? Nie mam pojęcia. Ale gra trzyma mnie przy sobie żelaznym uściskiem i chyba nawet nowego DLC do LA Noire nie odpalę, tylko dalej będę orał potworki i ekscytował się coraz mocniejszymi giwerkami z nich wypadającymi.

Jeśli ktoś Borderlands przegapił, szczerze polecam. FPP z rozwiązaniami z Diablo, z całym dobrodziejstwem (i złodziejstwem) inwentarza – respawnujący się wrogowie, powtarzalne wyprawy na bossów, przetrząsanie skrzynek i porównywanie cyferek w inventory. Jakoś mi na razie podpasowało, zobaczymy czy tym razem też się znudzę w okolicach 25-tki. Na razie się na to nie zapowiada. Plus Syreną gra się znacznie ciekawiej niż żołnierzem.

Aha, warto pamiętać, że Borderlands ma bardzo nietypowy styl graficzny, który również do mnie trafia – nazwałbym go szkicem/concept artem przeniesionym w 3D.