Co jakiś czas na tym blogu poruszam tematy niekoniecznie związane z grami, bo po prostu bywają takie dni, że na granie nie mam czasu ani ochoty (tak, wiem, to straszne). Mam nadzieję, że taka okazjonalna wrzutka filmowa czy technologiczna nie będzie Wam przeszkadzać, ale po prostu czasami coś mnie strasznie wzburza.

Tak jak wzburzyło mnie dzisiaj, z powodu skrywanego w tajemnicy kupieniu przez Facebooka maleńkiej (14 pracowników) firmy Instagram za 1 miliard dolarów. Zaroiły się paski telewizji informacyjnych od informacji o wielkim ruchu Zuckerberga! Rozgrzały się do czerwoności blogi technologiczne, rozkminiające po co temu całemu Markowi hipsterska firma od robienia śmiesznych fotek w dedykowanej aplikacji, dostępnej do zeszłego tygodnia tylko dla użytkowników iPhone’ów! Teorie wysnuwane są najróżniejsze: a to Facebook boi się Instagrama, bo Instagram ma lepszą obsługę fotek, a to Facebook eliminuje konkurencję, a to Facebook jest za słaby na rynku mobilnym, więc potrzebuje teraz natychmiast 30 milionów użytkowników Instagrama…

Moim zdaniem (a zwykle wyrażam je kategorycznie) te wszystkie teorie są o kant dupy potłuc. Są potencjalnym skutkiem, ale na pewno nie powodem. Zuckerberg mógł za miliard dolarów kupić sobie sieć telefonii komórkowej i wszystkim użytkownikom na siłę preinstalować Facebooka, mógł również ten sam miliard wydać na abonamenty do WoW-a, uprzednio kupiwszy ile się da akcji Acti-Blizzarda. Mógł zrobić mnóstwo głupich rzeczy, natomiast wybrał taką, która najlepiej podnosi wartość jego firmy. I co więcej, istnieje spora szansa, że wydał na to jakieś symboliczne kwoty.

Ale zacznijmy od podmiotu, a nie od metody płatności: patrzyłem dzisiaj na tego Instagrama i na jego absurdalnie rosnącą wycenę. Parę dni temu (6 kwietnia) dość znana firma inwestycyjna Sequoia dofinansowała Instagrama sumą 50 milionów dolarów, jednocześnie wyceniając firmę na tychże milionów dolarów pięćset. Chwilę wcześniej (typu dzień czy dwa!) Instagram wypuścił wreszcie swoją aplikację na Androida i prędziutko dorobił się miliona instalacji. Twierdzenie, że sprzedaż Instagrama Facebookowi za 1 miliard dolarów 9 kwietnia nie ma nic wspólnego z tymi wydarzeniami jest śmieszne.

Wygląda na to, że wszystko stanowi jeden duży, łączony deal, na którego końcu stoi co? Oczywiście wycena Facebooka na giełdzie. Firma dosłownie za moment ma wejść na giełdę i zrobi wszystko, żeby jej notowania nie runęły od razu na starcie (a coraz częściej mówi się, że mamy szczytowy moment drugiej bańki internetowej i zaraz okaże się – ponownie – że przelewanie z pustego w próżne nie prowadzi do wygenerowania zysków). Czy miliard dolarów to dużo za złudzenia?

Nie, jeśli sam też jest złudzeniem. Nigdzie bowiem nie podano informacji, jak dużą część transakcji Facebook zrealizował gotówką (lakonicznie mówi się o transakcji “cash & shares”), co więcej – nie wiadomo też, czy akcyjna część transakcji nie zostanie zrealizowana za pomocą nowej emisji. Czyli w pewnym uproszczeniu za pomocą dodrukowania pieniędzy.

Moja teza brzmi tak: Facebook potrzebował CZEGOKOLWIEK przed wejściem na giełdę, w celu podniesienia swojej wartości w oczach inwestorów. Fakt, że padło akurat na Instagrama jest wypadkową wielu czynników, wśród których funkcjonalność i jakość usługi stoją na ostatnim miejscu, zaraz za liczbą aktywnych użytkowników. Mówiąc wprost równie dobrze mogli kupić Foursquare’a (ale ten nie chciał) albo Pinteresta (ale na to za wcześnie), albo Yahoo Business News. Każda z tych firm równie dobrze spełniłaby cel całego przedsięwzięcia, czyli dopompowanie balonika.

Z drugiej strony mój nieskończony szacunek wędruje do Instagrama, który nie ma żadnego modelu biznesowego. Aplikacja nic nie kosztuje, nie ma w niej reklam ani linków afiliacyjnych. Nic. Firma finansowana jest przez fundusze inwestycyjne. Model biznesowy mamy zatem jak z najlepszych internetowych dowcipów:
1. załatw finansowanie
2. zatrudnij 14 osób
3. nie zarabiaj pieniędzy
4. ????
5. sprzedaj firmę za miliard dolarów

Gratulacje dla Instagrama. Ale bardzo niepokojąca jest ta rosnąca bańka nieistniejących pieniędzy.