Ponieważ Święty Mikołaj również w tym roku postanowił mnie wysłuchać, pod choinką znaleźliśmy z Jaśkiem nowego Xboxa w wersji z Rise of the Tomb Raider. O grze napiszę przy innej okazji, dzisiaj garść wrażeń z obcowania z tą konsolą. Nie ukrywam, że poczułem miłe ukłucie w sercu, gdy zalogowałem się na konto Xbox Live i achievementy znowu zaczęły mieć znaczenie. Nigdy nie udało mi się przekonać do systemu trofeów w Sony – nie rozumiem tego całego paska postępu, levelowania… a na Xboxie 20 punktów to 20 punktów i mój mózg rozumie, jak bardzo ma się cieszyć.

Na razie oczywiście niczego nie wymaksowałem, ale jak mówię – znowu zaczęło mi się chcieć grać tak, żeby wpadały achievementy. Nie potrafię tego wyjaśnić lepiej niż w pierwszym akapicie.

W każdym razie na Xbox One wsiadłem w najgorszym chyba możliwym momencie, bo świeżo po uaktualnieniu interfejsu. Zgadliście: poprzestawiali wszystko tak, że instrukcja wpisania kodu na Rise of the Tomb Raider była dosyć nieaktualna. Przy okazji chciałbym antypogratulować człowiekowi, który uznał, że wpisywanie kodów redeemujących gry odbywa się w następujący sposób:

1) przewinąć menu do pozycji Sklep, która w momencie podświetlenia zmienia nazwę na Gry
2) pomiędzy kaflami przedstawiającymi produkty w sklepie znaleźć napis “Pokaż wszystkie gry” i wybrać go
3) wrócić do górnego menu i wybrać opcję zrealizowania kodu

Teraz wydaje się to banalne, ale uwierzcie mi, wcale takie nie jest.

Podobnie niełatwe okazało się zaprzyjaźnianie z horyzontalnym charakterem Xboxa One: to moja pierwsza od lat konsola, która nie może stać w pionie. Oczywiście postawiłem ją w pionie, przez co zeżarła płytę, nie umiała jej odczytać, a na koniec nie chciała jej oddać po naciśnięciu Eject. Na szczęście moje starsze dziecko, syn YouTube’a, uświadomiło mi, że może trzeba Xboxa One postawić na płasko. Poskutkowało.

Gdy już przyzwyczaiłem się do interfejsu, zacząłem zauważać fajność multitaskingu, którym wszak Windows stoi (a interfejs jest obecnie bardzo podobny do Windows 10). Zamiast wyłączać grę, mogę ją sobie zwinąć w tle, a na pierwszym planie sprawdzić newsy, połazić po sklepie albo przejrzeć dostępne dodatki. Myślałem, że nie będę z tego korzystał, ale korzystam non-stop. Chyba mi się włączyło jakieś łagodne ADHD.

Oczywiście pad jest dużo wygodniejszy niż ten od PS4, więc w multiplatformy (czyli 99,99% gier) będę grał na Xbox One, pod warunkiem oczywiście, że nie będą jakimiś crapiszczami pod względem wyglądu i/albo płynności. Gram sobie w Call of Duty: Black Ops III i jestem przezadowolony z tego, że bawię się akurat na tej platformie.

Zakończyć ten w sumie optymistyczny wpis chciałbym jednak słowem gorzkim. Zacząłem otóż przeglądać sklep w poszukiwaniu okazyjnych cen – w końcu Święta Bożego Narodzenia to czas przecen i wspaniałych okazji. Tymczasem zdaje się ten sam mózgowiec, który tak dobrze schował realizację kodu na grę, pracował również przy projekcie sklepu. Uwaga, nie pospadajcie z krzeseł: na kaflach w sklepie nie wyświetlają się ceny i sklep nie ma dedykowanego działu “promocje”. Aby znaleźć promocję należy albo wejść na stosowną stronę w przeglądarce (takiej jak Chrome na pececie na przykład) i tam zapoznać się z ofertą, albo cierpliwie wklikiwać się w każdy kafelek z osobna i sprawdzać, czy przypadkiem dana pozycja nie ma obniżonej ceny.

Gdyby nie wywrotowa działalność Bezimiennego Microsoftowego Mistrza UX, konsola byłaby znacznie przyjemniejsza w odbiorze.

Ale i tak udało się wyrwać Life Is Strange w dobrej cenie.

Jak więc widzicie mam o czym pisać przez resztę stycznia – i taki mam właśnie zamiar 🙂